DS

Mądrość i smak. XXVII Niedziela Zwykła

XXVII Niedziela Zwykła – B

„Modliłem się i dano mi zrozumienie, przyzywałem, i przyszedł mi z pomocą duch Mądrości” (Mdr 7, 7).

Tak rozpoczyna się dzisiejsza liturgia słowa. Wsłuchujemy się w święte teksty, aby rozwijać w nas cnotę mądrości, która „jest jasną, spokojną i dokładną wizją, jest zrozumieniem wszystkich dróg i wszystkich dzieł Bożych” (J.H. Newman, Kazania uniwersyteckie, Kraków 2000, s. 268).

Tego zrozumienia dróg i dzieł Bożych potrzebujemy jako kapłani szczególnie w czasach intelektualnego zamętu. Potrzebujemy mądrości, aby pouczać zagubionych wiernych. „Mądrość jest właściwa ludziom doskonałym, a w szczególności głosicielom Ewangelii, wiara natomiast jest podstawową łaską, wymaganą od wszystkich, w szczególności zaś od tych, którzy słuchają Ewangelii” (J.H. Newman, Kazania uniwersyteckie, Kraków 2000, s. 257).

Czym jest mądrość nadprzyrodzona? Jest najwyższym darem Ducha Świętego. „Mądrość, którą określa się jako dar różni się od mądrości będącej nabytą cnotą umysłową. Tę drugą bowiem nabywa człowiek własnym wysiłkiem, pierwsza zaś ‘z góry zstępuje’” (S. Th. II-II, q 45, a.1). Zstępuje zwłaszcza przez modlitwę: „modliłem się i dano mi zrozumienie” (Mdr 7, 7). Kto zbliża się do Boga, ten może Go jakby smakować. „Skosztujcie a obaczcie, iż słodki jest PAN” (Ps 34, 9; Biblia Jakuba Wujka). Dlatego też etymologię daru mądrości (sapientia) scholastycy wyprowadzali nie od sapere (pojmować), ale od sapor (smak). Kto w intymnym spotkaniu na modlitwie obcuje z Bogiem, ten dzięki łasce Bożej pomnaża w sobie cnotę mądrości, ten otrzymuje „smak Bóstwa i dobrego człowieczeństwa” (św. Tomasz z Akwinu).

Zakończmy modlitwą św. Tomasz z Akwinu o dar mądrości: Stwórco niewypowiedziany! Ty czynisz zrozumiałym język niemowląt, ukształtuj i mój język i wlej w moje usta łaskę swego błogosławieństwa. Daj mi jasność rozumienia, zdolność zapamiętywania, łatwość uczenia się, dokładność wyjaśniania i omawiania. Gdy rozpoczynam – pouczaj mnie, gdy rozwijam i wyjaśniam – kieruj mną, gdy dokończę – dopełnij łaską zrozumienia. Ty, który jesteś prawdziwym Bogiem i człowiekiem, dawaj mi smak Bóstwa i dobrego człowieczeństwa. Amen.

Ks. Krzysztof Iwanicki – wikariusz parafii pw. Św. Mikołaja Bpa w Bochni.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

„Panie, przymnóż mi wiary”. XXVII Niedziela Zwykła

XXVII Niedziela zwykła – C
Łk 17, 5-10

Warto ten tekst Ewangelii rozważyć w porównaniu do paralelnych perykop u św. Mateusza (17, 20) o uschnięciu drzewa figowego i (21, 21) o niezdolności uczniów do wypędzenia złego ducha.

Zapewne dziwi nas prośba Apostołów. Tekst ten znajduje się w rozdziale  siedemnastym, a więc już długo są oni razem z Jezusem. Tyle przecież czasu przeżyli Apostołowie ze swoim Mistrzem. Słuchali Go, patrzyli na to, co i jak robił, byli świadkami Jego cudów…, a więc powinna się już ukształtować w ich sercach mocna wiara. A jednak pada prośba: „Przymnóż nam wiary”. Mimo przekonywujących słów Jezusa – mówił przecież z mocą; mimo oczywistych uzdrowień, uwolnień od szatana i wskrzeszeń; mimo budzącej ogromny respekt postawy ich Mistrza, Apostołowie odczuwają słabość swojej wiary.

Przez pryzmat tego zachowania Apostołów popatrzę na historię mojego życia. Tak wiele ludzi modliło się o moje powołanie; przez dobrych kilka lat doświadczałem pięknej i głębokiej formacji w seminarium duchownym. W dzień święceń kapłańskich i potem w czasie uroczystości prymicyjnych byłem przekonany, że „zdobywam” świat. Tyle razy spotykałem się z Jezusem,  odprawiając Mszę świętą i przyjmując Go do mojego serca. Po tym wszystkim, a raczej dzięki temu wszystkiemu powinienem mieć tytaniczną wiarę! Czy tak jest? Może jednak rodzą się we mnie wątpliwości i to poważne? Może Msza święta stała się już jednym z wielu zajęć w moim kapłańskim dniu? Może zgodziłem się już w życiu duchowym na powierzchowności i przeciętność? Może rutyna stała się już dominującym stylem mojej posługi? Jeżeli proces duchowego rozwoju, począwszy od czasu studiów teologicznych a potem w pierwszych latach kapłańskiego życia, nie przechodził z rozumu do serca – bo wiara to sprawa serca (!) – to z powodu zaniedbania osobistej modlitwy rodzą się wątpliwości, budzą się rozterki, co w konsekwencji może doprowadzić do zachwiania wiary kapłana, a nawet do jej utraty.

Apostołowie w dzisiejszej Ewangelii podają nam, kapłanom, sposób umocnienia wiary, czy też odkrycia jej na nowo. Trzeba wołać z głębi serca: „Panie, przymnóż mi wiary”. Trzeba wołać codziennie aż Pan przyjdzie i napełni serce sobą do końca. Kapłan głęboko wierzący jest najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi! Jego modlitwa stanowi potężną siłę w konfrontacji ze złem, które atakuje jego samego i tych, którym duchowo towarzyszy. Modlitwa bezgranicznie wierzącego kapłana ma wymiar „ziarnka gorczycy”, co sprawia, że on „przesadza morwę” i „przenosi góry”.

Ks. dr Roman Stafin – ojciec duchowny kapłanów diecezji tarnowskiej.

adoracja

Wierność. XXVII Niedziela Zwykła

XXVII Niedziela Zwykła – B
Mk 10, 1-12

 „Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela” (Mk 10,9).

Ta wypowiedź Jezusa dotyczy związku małżeńskiego; chodzi o wierność Bożemu prawu istniejącemu „od początku stworzenia”. Te słowa Jezusa można odnieść także do kapłaństwa. Przecież w chwili udzielania sakramentu święceń, Bóg przez Ducha Świętego „łączy” kapłana ze swoim Synem Jezusem Chrystusem. To „złączenie” jest tak wielkie i tak ważne, że człowiek, kapłan, nie powinien go zrywać; nie powinien „rozdzielać” siebie z Jezusem Chrystusem, Najwyższym Kapłanem, który włączył go w swoje kapłaństwo.

Bolesnym doświadczeniem dla nas jest zawsze wiadomość, że znany nam młody kapłan dokonał owego „roz(od)dzielenia” od Jezusa Chrystusa; odszedł z kapłaństwa. Nie był w stanie dochować wierności swojemu Mistrzowi. Jak to się dzieje, że owa wyjątkowa, sakramentalna łączność zostaje zerwana? Może dokonuje się to tak:

– Jedna, druga, może i trzecia parafia… młody ksiądz nie może „dogadać się” z proboszczami i myśli… „skoro jest tak, to czy ja nie pomyliłem się z powołaniem?”

– jedna szkoła, druga szkoła… częste problemy z uczniami, a może i z dyrekcją… budzi się niepokój – „ja chyba nie nadaję się na katechetę”.

– po całym intensywnym dniu wraca kapłan do mieszkania… chciałby z kimś porozmawiać… chciałby się nawet wyżalić… zastanawia się – „skoro nie umiem być samotnym, to czy kapłaństwo jest rzeczywiście dla mnie?”

No i młody kapłan decyduje się na ucieczkę ze świata, który staje mu się coraz bardziej obcy.

Wyżej wymienione trudności w życiu kapłańskim nie są czymś szczególnym; bardzo wielu kapłanów z nimi się zmaga i daje sobie radę. Niektórzy jednak odchodzą. Dlaczego nie dochowali wierności sakramentalnemu „złączeniu” z Jezusem Chrystusem? Czego im zabrakło?

Zasadnicza przyczyna owego „roz(od)dzielenia” się od Jezusa Chrystusa jest brak modlitwy, brak osobistego sam na sam ze swoim Mistrzem. Kapłan, który codziennie wieczorem trwa na modlitwie przed Najświętszym Sakramentem i oddaje miniony dzień, swoje myśli, pragnienia, tęsknoty, troski i upadki Bożemu Miłosierdziu, otrzymuje nieprawdopodobną siłę, aby dochować wierności powołaniu. Na pewno tak jest! Całe pokolenia kapłanów tak się modliły, tak żyły i dlatego były szczęśliwe.

„Gdy jako biskup, czy wcześniej po prostu jako współbrat, szukałem powodów, dla których początkowe powołanie, z jego zachwytem i nadziejami, stopniowo się rozpadło, zawsze okazywało się, że w pewnym momencie zabrakło cichej modlitwy – być może z czystej gorliwości o wszystko, co było do zrobienia. Ale teraz gorliwość się wyczerpała, ponieważ straciła swój wewnętrzny napęd (…). ‘Aby byli z Nim’ – owego ‘z Nim’ potrzeba nie tylko na pewien początkowy okres, aby móc potem z tego czerpać. To musi stanowić serce kapłańskiej posługi. Ale to trzeba wyćwiczyć, nauczyć się tego, by potem dojść do pewnej łatwości i oczywistości, które pozwolą temu przetrwać, także w trudnych chwilach” (J. Ratzinger, Opera omnia. Głosiciele słowa i słudzy waszej radości, s. 479n).

Ucieczka przed  kapłańskim trudem skazuje kapłana na życiową tragedię. Nie uda się mu już odzyskać chrześcijańskiej radości. O tym świadczą wypowiedzi byłych kapłanów. Szukanie szczęścia poza kapłaństwem – przy chwilowej nadziei na „lepsze” życie – jest samooszukiwaniem siebie. Jeden z moich kolegów, który odszedł z kapłaństwa, powiedział do mnie tak: „Wiesz, mam dobrą żonę, cudowne dzieci, ale gdy jestem razem z nimi na Mszy świętej, to ciągle czuję, że moje miejsce jest z drugiej strony ołtarza”.

„Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela”.

Wierność jest drogą do szczęścia – małżeńskiego i kapłańskiego!

Ks. dr Roman Stafin – ojciec duchowny kapłanów diecezji tarnowskiej.