św. Teresa z Avila

Łzy św. Teresy obmyły oblicze Kościoła – ks. Tomasz Rąpała

Św. Teresa z Avila To bardzo ważna postać w historii Kościoła, bo ona pokazuje jaką drogą powinniśmy iść dzisiaj w reformie Kościoła. Kiedy zagłębiam się w jej teksty i kiedy patrzę na dzisiejsze coraz to nowe „pomysły” samozwańczych reformatorów, krytyków i populistów to przychodzą mi na myśl słowa z ewangelii św. Łukasza o nowym i starym winie w bukłakach: „stare jest lepsze” (Łk 5,39). Potrzeba powrotu do św. Teresy. Na czym polegała reforma Kościoła w jej wydaniu? Najpierw na reformie siebie. Jaka jest różnica między Ignacym z Loyoli a Lutrem? Luter reformował Kościół a Ignacy siebie! Pierwszy doprowadził do rozłamu, drugi do nawrócenia milionów ludzi po dziś dzień przez Ćwiczenia duchowe.

Ewangelia jest „zadziorna”, bo chce dobra, przed którym ludzie się bronią. I dobrze, że jest zadziorna, bo przez to pobudza do myślenia i wyborów. Dobrze, że nie daje nam spokoju, ale niepokoi, bo z tego niepokoju można wydobyć MADROŚĆ, która jest cenniejsza od „drogich kamieni, bogactw, władzy i znaczenia” (por. Mdr 7,8). To dlatego „złoto wobec niej jest jak garść piasku, a srebro ma wartość błota” (w. 7,9). Trzeba w życiu bardzo uważać, żeby nie pomylić Mądrości i światowości. Dwie drogi… czasami wystarczy jeden krok, żeby pójść na całego tą właściwą, albo tą na manowce. Dlatego też Bóg wzbudził w sercu Teresy wielki płomień pragnień, żebyśmy dzisiaj, w obecnym cyrku cywilizacji, sztucznego sensu, odkryli prawdziwą Mądrość, Sens i Cel.

W domu św. Teresy w pokoju najważniejszym, na ścianie był umieszczony obraz przedstawiający Jezusa i Samarytankę. Zatem siłą rzeczy Teresa wpatrywała się w niego dosyć często. I czytała napis umieszczony pod nim: „Panie, daj mi tej wody!”. I widzimy, że ta woda żywa stała się dla niej symbolem zjednoczenia z Bogiem. To ona, czerpała obficie ze źródła wody żywej, z Jezusa Chrystusa, co stało się darem dla mnóstwa ludzi. To jest jej reforma. Jej życie zanurzone w Bogu przyniosło bardzo obfite owoce, gasiła pragnienie ludzi spragnionych ducha. Teresa prowadzi do dnia dzisiejszego do źródła wody żywej, z którego każdy musi pić sam. Teresa nie opowiadała jaki smak ma woda, ale wskazywała źródło i prowadziła do niego. Chcemy reformy Kościoła? To niech małżonkowie prowadzą dzieci do źródła wody żywej! Niech kapłani żyją Ewangelią! Niech siostry zakonne modlą się odkrywając te źródła, studnie, przy których zgromadzą się ludzie! Oto reforma Kościoła! Posłuchajmy wezwania papieża Franciszka sprzed kilku dni: „Nie jałowe dyskusje, ale słuchanie Ducha Świętego!” (9.10. 2021 r.).

W czasie wakacji było mi dane być przez tydzień na wyspie Patmos, gdzie wsłuchiwaliśmy się w słowa księgi Apokalipsy. W tym ciekawym zakątku świata, gdzie dokonało się ostatnie objawienie biblijne, wybrzmiewało bardzo mocno: „Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do Kościołów” (Ap 2,29; 3,6; 3,13; 3,22; 2,11; 2,7; 2,11). Jakie mamy dzisiaj uszy? Słyszące czy obojętne? Wydaje się, że mamy dzisiaj na uszach jakieś „siatki”, przez które nie dociera głos Boga. „To mówi Ten, który trzyma w prawej ręce siedem gwiazd, Ten, który się przechadza pośród siedmiu złotych świeczników” (Ap 2,1). Jezus Chrystus jest obecny w swoim Kościele! Tak samo jak wtedy, gdy czekał przy studni na człowieka, który Go nie szukał, bo Samarytanka nie przyszła na spotkanie z Mesjaszem ale po wodę. A otrzymała wodę żywą – Ducha Świętego. Przyjęła Go i pozwoliła na zmianę swego myślenia.

Przesłanie św. Teresy ma trzy wymiary, które mocno podkreśla Guido Stinissen OCD. Chodzi, mówiąc krótko o zmysł Boga, zmysł Kościoła i zmysł człowieczeństwa. Teresa poruszona lekturą książki, którą otrzymała od swego wuja, autorstwa Franciszka z Osuny, mówiącej o długiej modlitwie w ciszy odkryła, że modlitwa nie jest kwestią inteligencji, umysłu, ale serca. Mówiła tak: „Modlić się to pozwolić mówić swemu sercu do Boga. Serce wznosi się do Boga na skrzydłach pragnienia, podtrzymywane przez miłość”. I to jest bardzo ważne, żebyśmy potrafili przyjąć miłość Boga i odpowiedzieć na nią. Nasze „napchane głowy” jak walizki na lotnisku informacjami, pychą nauki muszą spokornieć, żeby przyjąć pokorną miłość Boga.

W czasach Teresy panował w Kościele ogromny zamęt. Podobnie jak dzisiaj, gdzie znaleźliśmy się w momencie jakieś wichury nad spustoszoną winnicą Pana… Teresa chciała pomóc Kościołowi. Jej reakcją serca były łzy przed Panem. I tak wypełniło się w niej błogosławieństwo Jezusa z Góry: „Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni” (Mt 5,4). Płakała przed Panem! I Pan przyjął jej łzy. Czy my płakaliśmy przed Panem z miłości do Niego, który jest dzisiaj bity w twarz w swoim Kościele? Jezus jest dzisiaj umęczony w swoim Kościele! Dlatego ze łzami mamy wołać: „Panie zmiłuj się nad nami”. Dlatego właśnie karmelitanki modlą się w ciszy i samotności za obrońców Kościoła, za kaznodziejów, teologów, księży, żeby trwali w autentycznej wierze. Teresa przez długą modlitwę pracowała żarliwie na rzecz Kościoła. Papież Benedykt XVI w cichej adoracji widzi reformę Kościoła… A Teresa tak pisała: „Oto świat płonie pożarem, oto chcieliby na nowo zasądzić na śmierć Chrystusa i tysiące fałszywych świadków przeciw Niemu stawiają, chcieliby obalić Kościół Jego – a my miałybyśmy czas tracić na pragnienie rzeczy, które gdyby ich Bóg użyczył, właśnie niejednej duszy zamknęłyby wstęp do nieba? Nie, siostry moje, nie czas teraz w naszych rozmowach z Bogiem zajmować się sprawami błahymi” (DD 1,5).

W Teresie ważny jest także zmysł człowieczeństwa. Zauważamy, że oddanie Bogu w różnych wymiarach życia nie jest wymuszone. Chodzi o miłość w najdrobniejszych rzeczach dnia codziennego. Bóg kocha naszą codzienność. I dlatego też widzimy, że radość wpisała się na stałe w życie karmelitańskie. Bo to jest owoc Ducha Świętego, kiedy przebywa się z Nim. Mamy być jak Maryja niosącymi Ducha, który mówi do Kościoła.

Niech wspomnienie Św. Teresy, doktora i reformatorki Kościoła zachęci nas do ściągnięcia z naszych uszu „siatek” samouwielbienia i pychy; słuchajmy Boga, słuchajmy Kościoła i słuchajmy świata. Adorujmy Chrystusa obecnego w swoim Kościele! Niech Św. Teresa prowadzi nas do studni Słowa Bożego na spotkanie z Wędrowcem, którym jest nasz Pan, Ukrzyżowany i Żyjący, Jezus Chrystus z Nazaretu.

Ks. mgr lic. Tomasz Rąpała – rekolekcjonista w Centrum Formacyjno – Rekolekcyjnym Diecezji Tarnowskiej „ARKA”, dotychczas pełnił posługę wikariusza, następnie ojca duchownego w WSD w Tarnowie. Współpracuje z Centrum Formacji Duchowej salwatorianów w Krakowie.

Pio_Msza sw.

Ojciec Pio – kapłan żyjący Eucharystią – ks. Tomasz Rąpała

 

Przeżywając liturgiczne wspomnienie św. ojca Pio z Pietrelciny, warto przytoczyć słowa, które papież św. Paweł VI wypowiedział do kapucynów, a które charakteryzują misję Mistyka z San Giovanni Rotondo posłanego na świat przez Boga: „Pokornie odprawiał mszę świętą, spowiadał od rana do wieczora i wiernie nosił w swoim ciele odbicie stygmatów naszego Pana. Był człowiekiem modlitwy i cierpienia” (20 luty 1971 r.).

Szczególnym rysem duchowości Padre Pio była bliska więź z Chrystusem eucharystycznym. Adorował Jezusa w Hostii przez wiele godzin każdego dnia, natomiast przygotowanie do porannej Mszy Świętej zaczynał czasami już o czwartej w nocy. Sprawowanie Eucharystii trwało kilka godzin, nawet cztery i pół… Kiedy niektórzy narzekali, że zbyt długo trwa, mawiał, że ludzie nawet na Golgocie postawiliby zegar. Wiedział bowiem, że celebruje największe misterium Jezusa Chrystusa. Ileż osób nawróciło się uczestnicząc w takiej Mszy Świętej. Ojciec Pio poprzez pokorne celebrowanie  Eucharystii pociągał serca wiernych do Chrystusa. Świadkowie opadają w spisanych świadectwach, że świątynia wypełniona po brzegi ludźmi była przeniknięta ciszą i skupieniem. Czasami ta cisza była przerywana szlochem płaczu, bo serca uczestników świętej Liturgii pałały miłością do Zbawiciela.

Święty Kapucyn pisał w swoich listach: „W tych tak smutnych czasach śmierci wiary, triumfującej bezbożności, najbezpieczniejszym środkiem uchronienia się przed chorobą zakaźną, która nas otacza, jest wzmacnianie się pokarmem eucharystycznym. Rzeczą oczywistą jest, że nie może się nim wzmocnić ten, kto miesiącami nie karmi się ciałem nieskalanego Baranka Bożego”. Jakże szczególnie dzisiaj te słowa są aktualne! W innym miejscu radził: „Każda Msza Święta, w której dobrze i pobożnie się uczestniczy, jest przyczyną cudownych działań w naszej duszy, obfitych łask duchowych i materialnych, których my sami nawet nie znamy. Dla osiągnięcia takiego celu nie marnuj bezowocnie twego skarbu, ale go wykorzystaj. Wyjdź z domu i uczestnicz we Mszy Świętej. Świat mógłby istnieć nawet bez słońca, ale nie może istnieć bez Mszy Świętej”.

Czyż w naszym życiu nie jest czasami tak, że czcimy świętych, ale nie wiemy dlaczego byli święty? Świętym  nikt się nie urodził, stajemy się świętymi żyjąc radami świętych. Bóg dał naszym czasom ojca Pio po to, żebyśmy się obudzili na żywą obecność Jezusa Chrystusa w sakramentach świętych, szczególnie Eucharystii, a także w Słowie Bożym, bo Padre Pio Biblii nie wypuszczał z rąk. Choćby wspomnieć, że Listy św. Pawła cytował w swoich listach do kierowników duchowych (i nie tylko) z pamięci.

Żyjemy w czasach, gdzie w Kościele zatraca się wiara w żywą obecność Chrystusa we Mszy Świętej. Dostrzegamy coraz mniejszy szacunek do Jego milczącej obecności. A z drugiej strony widzimy promienie światła płynące z tych parafii, gdzie wierni adorują Jezusa Chrystusa i przez to wnoszą Go do swojej codzienności i życia innych ludzi. Dlatego pośród ciemności – są także promienie światła wiary. To jest nasza przyszłość. To jest nadzieja Kościoła. Tam, gdzie adoruje się Chrystusa, tam jest życie.

Święty Ojcze Pio – ucz nas miłości do Jezusa, który jest z  nami w Eucharystii.

Ks. mgr lic. Tomasz Rąpała – współpracuje z Centrum Formacji Duchowej salwatorianów w Krakowie, pełnił posługę ojca w duchownego w WSD w Tarnowie, aktualnie rekolekcjonista w Centrum Formacyjno – Rekolekcyjnym „Arka” w Gródku nad Dunajcem.

adoracja

Adoracja – ks. Tomasz Rąpała

Adoracja Pana Jezusa obecnego w Najświętszym Sakramencie jest bardzo ważna w naszych życiu. Ludzie, którzy adorują Jezusa, pokornie i cicho, poddając się milczącej, bliskiej obecności Chrystusa, stają się coraz bardziej wrażliwi na Jego obecność w ich codziennym życiu. Z takimi ludźmi po prostu inaczej się rozmawia. Czy Eucharystia może nas dzielić? Nie. Podziały są tam, gdzie zabrakło pokory i uniżenia przed obecnością Jezusa Chrystusa w Hostii.

Potrzebujemy adoracji. Rozważajmy w ciszy Słowo Boże przed Słowem Wcielonym, obecnym w Najświętszym Sakramencie. ON tam JEST. Słowo prowadzi do adoracji, która jest „nasycaniem” się ŻYCIEM Boga.

Papież Benedykt XVI powiedział tak: „Modlitwę adoracyjną można praktykować osobiście, zatrzymując się przed tabernakulum, bądź w formie wspólnotowej, także za pomocą psalmów i śpiewów, ale zawsze z daniem szczególnego miejsca milczeniu, w czasie którego słucha się wewnętrznie żywego i obecnego w tym sakramencie Pana. Najświętsza Maryja Panna jest mistrzynią także tej modlitwy, gdyż nikt lepiej niż ona nie potrafił kontemplować oczyma wiary Jezusa i zachowywać w sercu wewnętrzne echo Jego ludzkiej i boskiej obecności. Za Jej wstawiennictwem niech się rozprzestrzenia i wzrasta w każdej wspólnocie kościelnej prawdziwa i głęboka wiara w tajemnicę eucharystyczną”.

Dziękujmy Panu Jezusowi w adoracji za to, że JEST z nami. Módlmy się właśnie dlatego, bo ON JEST.

Ks. mgr lic. Tomasz Rąpała – współpracuje z Centrum Formacji Duchowej salwatorianów w Krakowie, pełnił posługę ojca w duchownego w WSD w Tarnowie, aktualnie rekolekcjonista w Centrum Formacyjno – Rekolekcyjnym „Arka” w Gródku nad Dunajcem.

Wyszyński

Błogosławiony Stefan Wyszyński kryształowy wzór „na dziś” dla kapłanów!

Nie będzie to żadną krytyką czy atakiem, jeśli podzielę się kilkoma spostrzeżeniami, które z jednej strony powodują „zawrót głowy”, a z drugiej niosą powiew wielkiej nadziei.

Jako kapłani znaleźliśmy się dzisiaj w ciemnym tunelu. Wydaje się, że wiele czynników spowalnia naszą posługę, by mogła być z pasją, nasz entuzjazm i kapłańską determinację. Kiedy jednak przymrużymy oczy – ujrzymy delikatne światełko w tym ciemnym tunelu. Kiedy pójdziemy w jego stronę, wiele się nam rozświetli. Niektórych z nas drażni słowo kryzys, ale niestety prawdą jest to, że znaleźliśmy się w wielkim kryzysie kapłaństwa. Zaznaczam jeszcze raz – to, co piszę nie jest „czarną wizją” – wręcz przeciwnie! Z tego kryzysu wyłoni się jasne światło, które pociągnie innych na drogę wiary Jezusowi Chrystusowi.

Beatyfikacja Prymasa Tysiąclecia jest właśnie takim światłem w ciemnym tunelu. Szkoda, że odbyła się ona w atmosferze zamknięcia w gronie stosunkowo niewielu osób. Żałuję bardzo, że nie mogłem uczestniczyć w tej jednej z najbardziej doniosłych chwil we współczesnej historii Kościoła w Polsce… Głęboko wierzę, że i w tym przypadku wypełnią się słowa naszego Pana Jezusa Chrystusa: „Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze” (Mt 5, 14). Oczywiście, dla jasności, nie chcę powiedzieć, że ukrywamy błogosławionego Prymasa, ale przede wszystkim to, że taka postać musi być przez nas nieustannie odsłaniana, odkrywana i ukazywana oraz cytowana, nawet za cenę kpin i ośmieszania, co od dawien dawna stało się metodą jak nie komunistów, to kreatorów nowych ideologii, które jeszcze dzisiaj istnieją, a jutro zostaną wyrzucone na śmietnik historii.

Żyjemy w czasach paradoksów. Bardzo wiele osób świeckich modli się za kapłanów, prosi Boga o powołania do tego stanu, a z drugiej strony słowa i postawy wielu wskazują na to, że ksiądz nie jest dzisiaj potrzebny. Dochodzą do tego głosy ze sceny politycznej, gdzie niektórzy politycy, mający swoje „pięć minut” i odgrywający rolę nadwornych błaznów, chcąc zaistnieć pouczają biskupów co powinni robić, a czasami grożą „odgrzewanymi kotletami”, że będą ściągać krzyże. Szkoda, że przedstawiają Kościół jako zbiorowisko nieogarniętych osób, jakby zagubionych w obcych galaktykach. A do tego jeszcze pojawi się tu i ówdzie książka byłego kleryka czy księdza, który posiada tomiska „przepisów” na reformę tego w Kościele, co przecież ciągle się reformuje – tyle, że według nie czyjegoś „widzi mi się”, ale w duchu myślenia kościelnego, a do takiego u wielu z nich bardzo daleka droga – daleka, bo wpierw trzeba zacząć od pokory i uderzenia się we WŁASNE piersi. I w tym wszystkim nie potrzeba nerwowych reakcji  i oskarżeń, ale jeszcze mocniejszego świadectwa życia wiarą i jeszcze odważniejszego głoszenia prawdy Boga, nie na zasadzie – jak mawiał Joseph Ratzinger – reklamy produktu jak w domu handlowym, ale na zasadzie wierności danemu słowu w chwili święceń kapłańskich i świadomości tego, KIM i PO CO się jest!

Żyjemy w czasach, w których wielu kapłanów wycofuje się z głoszenia prawdy Boga. Idzie się coraz bardziej w stronę głoszenia miłej i jedwabno-słodkiej „bozi”, głoszenia w którym ma się wrażenie, że Jezus Chrystus to pluszowy miś, który uśmiecha się do każdego, zgadza się na wszystko i nikogo nie karci. Jakże to dalekie od Ewangelii.

Kardynał Prymas uczył nas czegoś innego. Warto się nad tym pochylić ufając, że wielu z nas – kapłanów, szczególnie w tym czasie, zgłębi jego myśli na temat kapłańskiego życia. Będę się opierał przede wszystkim na Liście do moich kapłanów (Editionis du Dielogue, Paris 1969 r., odtąd List), który Kard. Wyszyński napisał do księży i którego aktualność powinniśmy odczytać szczególnie dzisiaj. Czynię to również za refleksjami ks. Andrzeja Łapińskiego opublikowanymi na łamach czasopisma „Studia Teologiczne. Białystok, Drohiczyn, Łomża” (11 (1993)).

Kardynał Wyszyński, nauczając na temat kapłaństwa, zawsze sięgał do jego wymiaru trynitarnego. Twierdził z przekonaniem, że Kościół nigdy nie pozostanie na poziomie tylko jakiejś filozoficznej znajomości Boga. Chrystus wskazał cel naszego życia (wymiar eschatologiczny), a nade wszystko poprzez objawienie Ojca stał się pośrednikiem między Bogiem a ludźmi, między Trójcą Świętą a całym rodzajem ludzkim i będąc Kapłanem na wieki pragnął naszego rzeczywistego i aktywnego uczestnictwa w życiu Bożym przez posługę Kościoła (List, t. I, s. 70). Dlatego też Prymas Wyszyński, kiedy nauczał na temat relacji kapłana z Bogiem Ojcem, stawiał jako wzór i przykład Jezusa-Syna, Wiecznego Kapłana, w Jego relacji do Ojca. Ukazywał Jezusa jako tego, który objawia Ojca i tego, który prowadzi do Boga Ojca. W tym widział kapłana jako świadka Chrystusa, bo sam Jezus Chrystus to świadek Ojca (List, t. I, s. 72).

Bardzo ważnym aspektem w nauczaniu Kardynała Wyszyńskiego na temat kapłaństwa jest zwracanie szczególnej uwagi na relację pomiędzy kapłanem a Chrystusem.  Prymas podkreślał, że nasz Pan jest najpierw PRZYKŁADEM dla księdza, a ten jest uczestnikiem Kapłaństwa Chrystusa poprzez święcenia. Dlatego też naśladowanie Mistrza i Pana to oddanie Mu wszystkiego – całkowicie, spontanicznie, z wolnością i hojnością ducha, z konsekwencjami tegoż oddania. To naśladowanie musi być TOTALNE czyli całą osobą ze wszystkimi swoimi władzami, świadomie i bez żadnych zastrzeżeń. W taki także sposób Kardynał widzi wymiar eklezjologiczny posługi kapłańskiej. Sakramenty święte są podstawowymi znakami chrystocentryzmu w Kościele. Kościół dzięki tym sakramentalnym znakom kontynuuje pośrednictwo między Bogiem a ludzkością. Dzięki kapłańskiej posłudze sakramenty są przekazywane człowiekowi wierzącemu, co powoduje ożywienie życia we wspólnocie Kościoła katolickiego.

Należy podkreślić, że relacja z Chrystusem Kapłanem jest realizowana poprzez naśladowanie Go od samego początku powołania do kapłaństwa. Natomiast moment święceń kapłańskich jest „punktem” uaktualnienia tej relacji w sposób sakramentalny, dzięki czemu cała działalność i życie apostolskie koncentrują się wokół Chrystusa – Drogi, Prawdy i Życia. Kapłaństwo, czyli posługa apostolska, jest chrystocentryczne co ma swój szczyt w sprawowaniu Eucharystii per Ipsum, et cum Ipso, et in Ipso, chociaż „ofiara mszy świętej w […] codziennym życiu nie jest jedną z szeregu czynności kapłańskich, ale jest czynnością istotną naszego kapłaństwa i to tak bardzo, że wszystkie inne prace są właściwie dalszym ciągiem Mszy Świętej” (List, t. II, s. 106). Jak widać Prymas podkreślał, że upodobnienie się do Jezusa Chrystusa nie dokonuje się tylko poprzez samo powołanie, ale poprzez święcenia kapłańskie ze swoim niezniszczalnym charakterem sakramentalnym – kapłani z władzą i mocą Chrystusa prowadzą dzieło zbawienia do spotkania z Bogiem w Trójcy jedynym, nie jako widzowie, ale jako czynni uczestnicy życia Bożego (List, t. I, ss. 70-71).

Kolejną, bardzo ważną kwestią podejmowaną przez Kardynała Stefana Wyszyńskiego było duszpasterstwo jako obszar kierowania wiernymi.  Ks. Andrzej Łapiński zwraca uwagę, że dla Prymasa pojęcie duszpasterstwa miało charakter ściśle apostolski. Tylko w ten sposób jest one włączone w misję Kościoła – poprzez każdego biskupa, w łączności z następcą św. Piotra. Być „apostołem” to być w służbie Kościoła, dla Kościoła i w Kościele (List, t. III, s. 62). Być podporządkowanym władzy Kościoła po to, by być bardziej gotowym do służby w Mistycznym Ciele Chrystusa. Warto zwrócić szczególną uwagę na to, że Kardynał wyraźnie kreślił cel i zadanie posługi duszpasterskiej jako „wyłączną, całkowitą i jedyną chwałę Ojca” (List, t. III, s. 98).

Prymas z mocą akcentował rolę modlitwy w życiu kapłana. Mówił o modlitwie publicznej i prywatnej, co pięknie wyraża jego zdanie: „Mszał i brewiarz wiążą się ze sobą ściśle, nawzajem się uzupełniają” (List, t. II, s. 124). „Modlitwa jest naczelnym zadaniem kapłaństwa, stojącym tuż przed obowiązkiem nauczania. Z modlitwy bowiem płynie skuteczność pracy duszpasterskiej, tak jak od modlitwy w Wieczerniku rozpoczęło się nauczanie całego świata. I dlatego trzymanie w ręku brewiarza jest pracą apostolską stojącą w jednym rzędzie z każdą inną czynnością apostolską” – pisał w Liście do moich kapłanów (t. II, s. 125). Kardynał Wyszyński sam był człowiekiem głębokiej modlitwy. Jego działalność kapłańska i biskupia miała swoje źródło w żywej relacji z Trójcą Świętą. To, co pisał i mówił wypływało z jego serca, które słuchało i wypełniało usłyszane słowo płynące z Serca Bożego. Świadczą o tym słowa listu pasterskiego: „Nie jestem ani politykiem, ani dyplomatą, nie jestem działaczem ani reformatorem. Jestem natomiast waszym Ojcem duchowym, pasterzem i biskupem dusz waszych, jestem apostołem Jezusa Chrystusa. Posłannictwo moje jest kapłańskie, pasterskie, apostolskie, wyrosłe z odwiecznych myśli Bożych, ze zbawczej woli Ojca, radośnie dzielącego się swoim szczęściem z człowiekiem. Zadaniem moim jest: chrzcić, bierzmować, konsekrować, święcić, ofiarować, nauczać i sądzić. Niosę wam Lumen Christi – światło Chrystusowe” (Listy pasterskie Prymasa Polski 1949-1974, Editionis du Dialogue, Paris 1975, s. 11-13, 14-19, 99-100, 101-105, cyt za. A. Łapiński, Studia…, s. 42). Życie Prymasa Tysiąclecia było niesieniem światła Chrystusa przez całe jego życie. Czerpał to światło z własnej relacji z Chrystusem czyniąc to przez Maryję. Kardynał Wyszyński dokonał aktu osobistego oddania się Maryi, który ułożył w czasie uwięzienia w Stoczku: SOLI DEO. Potem dodaje: SOLI DEO – PER MARIAM. Sam o tym mówi tak: „Mimo, że taka wizja może być niebezpieczna, doświadczenie poprzednich lat zmusza mnie by dodać «per Mariam Soli Deo». Patrząc na Maryję widzę zawsze w Jej ramionach Boże Dziecię. Dlatego działam per Mariam, dlatego wiem, że wszystko dzieje się przez Chrystusa, którego Ona wskazuje” (Sursum corda, wyd. Pallottinum, s. 199) . Wielka Nowenna, zainaugurowana w dniu 3 maja 1957 r. przed jubileuszem milenium chrztu Polski w roku 1966, jest świadectwem jego żywej wiary, miłości i nadziei – wiary w Boga i Ojczyznę; miłości do Boga i człowieka; nadziei, że nawet ze zgliszczy szczęścia może narodzić się piękno człowieczeństwa.

Kardynał Wyszyński podkreślał z mocą, że „posługa kapłana – kaznodziei, apostoła i nauczyciela – winna być integralnie powiązana z jego życiem. Słowa mają być spójne z wyznaniem jego wiary, której treści winny stawać się programem życia i pracy społeczno-apostolskiej. Słowa mają być – jak nazywa Prymas – „szczególnie wyraziste”, a to znaczy: jednoznacznie wskazujące na rzeczywistość Bożą, której wszystko ma być podporządkowane. Bowiem to Chrystus w swoim Kościele trwa, żyje i działa. To On jedna z Ojcem, On naucza, On rządzi i uświęca. Kardynał podkreśla wyraźnie, że w Kościele wszystko sprawuje Chrystus. Kapłani zaś pełnią doniosłą rolę bycia w Jego ręku narzędziami” (List, t. I, s. 28).

Nie ma takich czasów, w których kapłani nie mogliby głosić z mocą Jezusa Chrystusa, jedynego Odkupiciela człowieka! Nie ma takich czasów, w których kapłani nie mogliby być blisko powierzonych im ludzi. Nie ma takich czasów, w których kapłani nie mogliby ukazywać piękna daru kapłaństwa. Czasy są takie, jacy są ludzie. Arena polityczna jest taka, jakie jest myślenie ludzi, dlatego Kościół musi mieć zdrowy dystans do świeckiej władzy. Kościół jest taki jacy są pasterze i wierni. Pasterze Kościoła nadają szczególny rys obliczu Kościoła, który jest na wzór Chrystusa. Nadawanie rysu ewangelicznego musi dokonywać się bez zalęknienia, z pasją i ewangelicznym zaangażowaniem „na całego”. Jeśli pasterze będą mieli jasno określony cel swojego kapłańskiego życia – jak wyżej przytoczyłem słowa Prymasa Tysiąclecia – to wtedy ludzie będą wyczuwali w takich wiarygodnych przewodnikach rys ich świętości oraz autentyczność tego co głoszą, bo życie kapłańskie musi być obrazem tego, co się głosi. Można przecież być blisko ołtarza, a zarazem daleko od Jezusa Chrystusa. Taka przeciętność i letniość jest największym współczesnym skandalem w Kościele. Przeciwieństwem przeciętności jest ewangeliczny radykalizm.

Niech beatyfikacja tego kryształowego Kardynała, nie na darmo nazwanego Prymasem Tysiąclecia, będzie dla nas zapaleniem światła w ciemnym tunelu historii. Jeśli pójdziemy za tym ŚWIATŁEM, rozświetli ono nam jak mamy prowadzić innych do Boga w Trójcy Świętej Jedynego.

Ks. mgr lic. Tomasz Rąpała – współpracuje z Centrum Formacji Duchowej salwatorianów w Krakowie, pełnił posługę ojca w duchownego w WSD w Tarnowie, aktualnie rekolekcjonista w Centrum Formacyjno – Rekolekcyjnym „Arka” w Gródku nad Dunajcem.

 

medytacja

Sens istnienia skażony intelektualnym haszyszem czyli zagrożenia życia duchowego – ks. Tomasz Rąpała

„Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (J 8,32).

Ewagriusz z Pontu, mnich z IV wieku, którego określamy mistrzem życia duchowego, napisał: „Zatroszcz się o siebie, a wtedy Bóg zatroszczy się o ciebie”. W codzienności naszego życia trzeba po prostu dbać o siebie, troszczyć się o siebie. Jeśli tak jest, to znaczy, że poznaję Boga, który troszczy się o mnie i dba właśnie o to, by w codzienności życia być razem z Nim.

Dlaczego rozpoczynam refleksję na temat zagrożeń życia duchowego od kwestii dbania o siebie i o jaki rodzaj dbania chodzi? Czynię tak, ponieważ każdy człowiek powinien zdawać sobie sprawę, że życie na ziemi nie ogranicza się do płacenia rachunków i pełnej lodówki, ale jest DROGĄ do wieczności. Chrześcijanin jest szczęśliwy wtedy, gdy pozna, że tą drogą jest osoba Jezusa Chrystusa, z którym podąża z dnia na dzień ku wieczności. Św. Augustyn powie, że lepiej jest iść i „kuśtykać” niż zejść z tej Drogi, bo jeśli „kuśtykamy”, to idziemy wolniej, ale w końcu osiągniemy CEL, którym jest Niebo. A jeśli zejdziemy z Drogi, to pozostanie jedynie otchłań piekła. „Człowiek, który nie dba o duchowość, o zdrową, integrującą religijność, jest chory” – napisał Ks. Grzywocz. Zatem w jaki sposób dbać o zdrową duchowość, by w codzienności życia odkrywać prawdę, że Bogu i człowiekowi cudownie jest być razem?

Ks. Grzegorz Strzelczyk zauważa, że coraz częściej idąc ulicami miast nie tylko Polski, ale całej Europy, można znaleźć różne „duchowe” propozycje: medytacji transcendentalnej, jogi, mszy o uzdrowienie, egzorcyzmów, treningów uważności, koncentracji wnętrza, posługi charyzmatami,  itd. (zob. G. Strzelczyk, Król jest nagi, „W drodze” nr 553 (9/2019), s. 44-45). Czasami mamy  także do czynienia  sytuacjami, podczas których  nawet w obecności Chrystusa obecnego w Najświętszym Sakramencie dochodzi do absurdalnych zachowań takich jak np. trzymanie wstążeczek opuszczonych z monstrancji, które staje się największym emocjonalnym przeżyciem, wywołującym zbiorowe spazmy, a jest ich wiele więcej, tak że nawet trudno je w tym momencie wyliczać. Musimy mieć świadomość, że życie wewnętrzne, jak napisał Réginald Garrigou-Lagrange OP, w duszy będącej w stanie łaski uświęcającej jest przede wszystkim życiem pokory, wyrzeczenia i ofiary, wiary, nadziei i miłości wraz z pokojem, który daje stopniowe podporządkowanie naszych uczuć i wszystkich naszych pragnień przedmiotowi naszego szczęścia – miłości Boga (por. „Trzy okresy życia wewnętrznego”, Wydawnictwo O.O. Franciszkanów, Niepokalanów 2014, s. 51). Warto jeszcze zwrócić uwagę, że życie duchowe to sposób, by coraz bardziej w codzienności życia zbliżać się do Pana Boga, który szanując wolność człowieka wyzwala go z egoizmu, zmysłowości, pychy, i w którym człowiek przez częstą modlitwę prosi Pana o potrzebne mu ciągle łaski (por. tamże, s. 50).

Ks. Marek Chmielewski, znawca teologii duchowości, zwraca uwagę na kilka ważnych kwestii, do których należy się odnieść podejmując temat zagrożeń życia duchowego. Przejawem duchowości człowieka jest szeroko rozumiana kultura, cywilizacja i język. Natomiast kiedy autotranscendencja, wychodzenie poza siebie, jest ukierunkowane na Boga, to wtedy mamy do czynienia z życiem duchowym. Duchowość a życie duchowe to dwa różne pojęcia. Życie duchowe jest pewną formą duchowości. Generalnie, życie duchowe (czyli życie w Duchu Świętym) jest WIĘZIĄ, której celem jest zjednoczenie z Chrystusem, a którego celem jest nasze zbawienie. Stąd zagrożeniem życia duchowego jest to wszystko, co zaburza tę więź człowieka  z Jezusem Chrystusem, w relacji do bliźniego,  siebie samego  oraz w relacji do Kościoła. Warto zwrócić uwagę, że zagrożenie ma charakter potencjalny, zatem nie jest czymś, co już się stało, ale tym, co może się stać i mieć dramatyczne konsekwencje. Dlatego też różnego rodzaju zagrożenia duchowe są niebezpieczne dla samego bycia w pełni człowiekiem! Ich istotą jest właśnie to, by uniemożliwić człowiekowi realizację  własnego człowieczeństwa, a przez to osiągnięcie celu istnienia jakim jest Niebo. Wszystko, co jest sprzeczne z Bogiem,  zawsze będzie zagrażać człowiekowi. Należy zatem badać myśli, poglądy na ludzką istotę; czy człowiek to osoba czy przedmiot. Człowieka zawsze należy  traktować jako osobę duchową,  a tego nie czynią np. ideologie materialistyczne.

Należy zwrócić uwagę za ks. Chmielewskim, że fundamentalną kwestią w badaniu zagrożeń duchowych jest PRAWDA zawarta w Piśmie Świętym, które zostało przekazane Kościołowi przez Chrystusa Pana. Właściwym interpretatorem, stróżem i wiarygodnym świadkiem prawdy zawartej w Biblii jest Kościół (Urząd Nauczycielski Kościoła). Należy poznawać Pismo Święte, jego kulturę i źródła po to, żeby nie manipulować Słowem Boga. Ogromnym zagrożeniem życia duchowego jest to, kiedy człowiek „na własną rękę” interpretuje słowa zawarte w Biblii. Żyjemy w czasach, w których  jak refren – o zgrozo także w kwestiach religijnych – pojawiają się stwierdzenia: „ja tak uważam”. Słuchając takich stanowisk, nie pozostaje nic innego jak reakcja: „co kogo obchodzi, co ty uważasz?”. Na tym gruncie pojawia się bardzo wiele zamętu, który zamiast jednoczyć z Bogiem rozbija, powodując koncentrację na własnych duchowych przeczuciach, które nie mają najczęściej nic wspólnego z chrześcijańskim doświadczeniem bliskości Boga w Jezusie. Prawda musi być fundamentem, bez niej człowiek jest zdezorientowany w życiu. Poza tym, bez prawdy o Bogu i człowieku, nie można miłować. Człowiek realizuje siebie tylko w miłości, gdy jest ukierunkowany na innych, wtedy spełnia siebie jako osobę ludzką. Św. Paweł napisał, że „nikt nie żyje dla siebie” (por. Rz 14,7). Tylko człowiek żyjący w prawdzie założy małżeńską wspólnotę, która będzie trwała mimo prób i trudów. Tylko człowiek prawdziwy będzie wierny Bogu w kapłańskich czy zakonnych przyrzeczeniach.

W dzisiejszym świecie dużym zagrożeniem duchowym jest także zanik wartości i cnót: roztropności, sprawiedliwości, umiarkowania czy męstwa. Doświadczamy wielu dramatów, których źródłem jest załamanie życia moralnego, ponieważ wartości moralne wystawiane współcześnie na działania ideologiczne zatracają swój sens, a utrata sensu istnienia  staje się czymś nagminnym. Spotykamy wielu piewców nihilizmu upojonych intelektualnym haszyszem prowadzącym do kompletnej degradacji człowieka, kultury i świadomości celu. Ulegając wielu duchowym zagrożeniom, człowiek wystawia się na niebezpieczeństwo utraty tożsamości, a przez to braku rozumienia siebie i swojego miejsca w świecie.

Zagrożenia życia duchowego są dwojakiego rodzaju:  egzogenne oraz endogenne. Pierwsze, jak wskazuje ks. prof. Marek Chmielewski,  pochodzą z zewnątrz. Chodzi tutaj o działalność sekt, pseudomistyków czy dziwne prywatne objawienia. Natomiast endogenne mają swe źródło w nas samych, czyli w sumieniu, psychice, zranieniach emocjonalnych. Zawsze musimy  pamiętać, że największym i najbardziej podstawowym zagrożeniem jest GRZECH. To on zabija życie Boże w człowieku. Dlatego częsty sakrament pojednania i pokuty staje się przywróceniem utraconego życia Bożego. Msza Święta, podczas której człowiek przyjmuje Chrystusa, żywego i prawdziwego, w Hostii jest  uobecnieniem więzi z Bogiem, która się nieustannie umacnia i dlatego taka osoba  nie będzie szukała siebie  czy „nowinek” duchowych wystawiając się na niebezpieczeństwo utraty tej więzi. „Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła” (1Tes 5,22) – przestrzega św. Paweł. Osoba, która jest w Kościele, żyje sakramentalnie, i pielęgnuje cnoty, pracując nad sobą, nie pobłądzi. Ogromną rolę odgrywa wspólnota ludzi wierzących. Dlatego warto przynależeć do katolickiej wspólnoty, która w mocy Ducha Świętego kroczy  drogą wiary, nadziei i miłości.

Kiedy poznajemy różnego rodzaju zagrożenia duchowe, czynimy to po to, żeby mieć świadomość działania zła, a nie w celu zgłębiania struktur zła i fascynowania się nimi. Znakiem autentycznej wiary w Boga jest ludzka RADOŚĆ, ponieważ jest ona wyrazem SPOTKANIA osób: Boga i człowieka. Benedykt XVI w jednej ze swych homilii  powiedział tak: „(…) człowiek wierzący jest człowiekiem radości i będzie nim tym bardziej, im bardziej jest wierzący, a radość budzona przez wiarę jest siłą, która zmienia świat. Będziemy coś winni światu i ludziom, gdy pozwolimy zgasnąć tej radości”. Bądźmy zatem ludźmi czerpiącymi tę radość wiary ze Źródła, którym jest Serce naszego Pana Jezusa Chrystusa i dzielmy się nią z wszystkimi, a szczególnie z tymi, którzy bardziej lub mniej świadomie dają się zatruwać intelektualnym haszyszem.

Ks. mgr lic. Tomasz Rąpała – ojciec duchowny tarnowskiego Wyższego Seminarium Duchownego.