BIBLIA nad j.Genezaret

Słowo Boże jest życiem – ks. Tomasz Rąpała

Niedziela Słowa Bożego zainicjowana w 2019 r. przez papieża Franciszka jest dniem – świętem, w którym każdy chrześcijanin powinien zadać sobie pytanie: jakie pytania stawia mu Pan Bóg przez swoje Słowo? Bóg jest bardzo konkretny, przychodzi zawsze na czas, z najbardziej odpowiednim Słowem na dany moment życia. Czy nie spóźniam się w usłyszeniu tego Słowa?

W pewnym momencie mojego kapłańskiego życia postanowiłem, że będę mówił tylko o Jezusie Chrystusie, jakby nikt inny nie istniał. Szczególnie dzisiaj, kiedy Chrystusa nie bierze się pod uwagę nawet podczas niektórych kościelnych dywagacji. A to On jest w centrum naszego życia i trzeba ciągle walczyć o to, żeby Jezus stawał się pierwszy. Nasze serce i umysł jest największym polem walki. Tak, Jezus ma być w centrum, nie tylko we wzniosłych deklaracjach, ale przez konkretne decyzje w prozie codzienności. Czas mija bardzo szybko. Łatwo się pogubić w życiu, jeśli nie wybieramy Boga jako jedynego Pana naszego życia. Życie jest takie, jak słuchamy Słowa Bożego. Taka jest też nasza modlitwa, nasze więzi z ludźmi.  Od przyjmowania Słowa Bożego zależy przeżywanie sakramentów świętych, przynależność do wspólnot parafialnych, zaangażowanie w prawdziwie katolickie wychowanie dzieci. To wszystko ma jedno źródło: SŁUCHANIE SŁOWA BOŻEGO.

Bardzo poruszyły mnie słowa Benedykta XVI, który napisał: „nie istnieje bardziej dobroczynne i miłosierne działanie na rzecz człowieka, niż dzielenie się z nim Ewangelią i wprowadzanie go w relację z Bogiem”. To piękne zdanie niesie ze sobą prawdą naszego chrześcijańskiego powołania, czy jest to małżeństwo, kapłaństwo czy zakonna konsekracja. Miłosiernym jest ten, kto wnosi w środowisko Ewangelię i przez to wprowadza innych w relację z Bogiem! No tak, bo czy można dać komuś coś więcej jak ukazać źródło prawdziwego życia? „Albowiem w Tobie [Panie] jest źródło życia i w Twojej światłości oglądamy światło” (Ps 36,10).

W posłudze rekolekcjonisty coraz częściej słyszę pytanie: „dlaczego dzisiaj tak mało głosi się żywego Słowa?”. Bardzo pocieszające jest w tym wszystkim to, że coraz więcej osób poszukuje rekolekcji biblijnych, podczas których w ciszy mogą w mocy Ducha Świętego „oświetlić” swoją codzienność, często trudną i bolesną. Nie ma piękniejszego widoku, jak zobaczyć łzy szczęścia rekolektanta, które „przemyły” jak wiosenny deszcz widzenie codzienności życia, ale już od strony Boga. Dzisiaj trzeba z odwagą pokazywać ŹRÓDŁO życia, jakim jest Jezus Chrystus obecny w Kościele katolickim. Źródło Prawdy jest tam, gdzie jest. Prawda jest jedna i zadaniem ludzi, którzy nasycają się z tego Źródła jest doprowadzanie innych do niego. Jednak pić tę „wodę Ducha” musi każdy sam. Nie da się za nikogo pić wody. Trudno opowiadać jaki ona ma smak. Kosztować musi każdy sam. A wtedy oczy się otwierają, bo człowiek zaczyna dostrzegać codzienność w świetle Boga. Tylko tak można być świadkiem Pana, wprowadzać innych w relacje z Nim, nie w teorię, ale w doświadczenie! John H. Newman mówił: „Pragnę ludzie świeckich, którzy nie są aroganccy, pochopni w mowie, polemiczni, ale znają swoją religię, wchodzą w nią, wiedzą, gdzie stoją, co posiadają, a czego nie, którzy znają Credo tak dobrze, że potrafią je wyjaśnić, znają historię tak bardzo, że potrafią jej bronić”. Te słowa można odnieść również do duchownych. Szczególnie dzisiaj, gdzie dostrzegamy jak przekaz wiary został spłycony do banałów i tanich frazesów. A potem jesteśmy zdziwieni, że młodzież jest bardziej zainteresowana muzułmańskim sufizmem niż Ewangelią Jezusa Chrystusa.

Najpiękniejsze słowa, jakie do tej pory słyszałem na temat wiary to te, które wypowiedział Benedykt XVI dziękując za przeprowadzone rekolekcje dla Kurii Rzymskiej przez kardynała Gianfranco Ravasiego w 2013 r. Ojciec Święty mówił wtedy: „Wierzyć to nic innego, jak w nocy świata dotknąć ręki Boga, i tak – w ciszy – słuchać Słowa i dostrzec miłość”. Te słowa są bardzo aktualne, we mnie żywe i dynamiczne. Pobudzają mnie do nieustannego słuchania Słowa Jezusa, który przychodzi i pyta o jedno, o miłość. Przecież Jemu zależy na tym, abyśmy Go kochali. Bo w tym jest wszystko, jest nasze być, albo nie być. Na ile dotykamy ręki Boga, takimi jesteśmy kapłanami, żonami, mężami, zakonnikami. Ewangelia jest żywa bo daje życie, zapala światło nawet w największych mrokach naszych życiowych historii. Kiedy zamykamy oczy, żeby nie widzieć drugiego człowieka, wchodzimy w ciemność, izolujemy się, zamieramy. Widzimy wtedy tylko zło i nikczemności. A Jezus mówi: „podnieście oczy i popatrzcie na pola jak bieleją na żniwo” (J 4,35). Wtedy zapala się prawdziwe światło, dostrzegamy sens życia, a w nim także cierpienia i idziemy ku temu Światłu, które nie razi, ale prowadzi. „Bóg nigdy nie uznaje nas za straconych. Nieustannie zachęca nas, abyśmy podnieśli wzrok ku przyszłości pełnej nadziei i obiecuje nam siłę do jej urzeczywistnienia” (Benedykt XVI). Kto ufa Bogu, ten żyje. Tylko Bóg w Trójcy Świętej daje życie, jest Bogiem życia, jest miłośnikiem życia. Nie dajmy sobie wmówić, że jesteśmy niepotrzebni, oderwani od rzeczywistości i że życie nas przerasta. W trudnych czasach wzrastają wielcy ludzie. Wielcy to nie znaczy ci, o których głośno. Wielcy to najczęściej ci, którzy żyją  i działają bez wielkiego halo. Wielcy to ci, którzy dobrze przeżyli cierpienie i idą dalej. Są wiarygodni. Po porostu są. Są i kochają Jezusa, Maryję, Kościół i ludzi. Ich uścisk to uścisk dłoni Boga.

Ks. dr Tomasz Rąpała – rekolekcjonista Centrum Formacyjno Rekolekcyjnego diecezji tarnowskiej ARKA w Gródku nad Dunajcem, współpracuje z Centrum Formacji Duchowej salwatorianów w Krakowie.

Benedykt XVI_OBLICZE

Benedykt XVI – wzór kapłana: święty i prosty – ks. Tomasz Rąpała

Dokładnie rok temu, 5 stycznia 2023 roku miałem łaskę i zaszczyt uczestniczyć w Watykanie, w pogrzebie nieodżałowanej pamięci papieża emeryta Benedykta XVI. To dla mnie bardzo żywe i ważne wydarzenie. Towarzyszył mi wtedy smutek i radość. Smutek dlatego, bo straciliśmy na ziemi przyjaciela Boga, kapłana wiary, teologa kolan głoszącego wprost prymat osoby Jezusa Chrystusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego. A radość stąd, że – jak modlimy się prefacją pogrzebową – nasze życie zmienia się, ale się nie kończy. Zyskaliśmy zatem orędownika w Niebie, wpatrzonego na wieki w oblicze dobrego Boga.

„Panie, kocham Cię” – to ostatnie słowa, które wypowiedział odchodząc do domu Ojca. „To synteza jego życia” – mówił kilka dni temu w homilii arcybiskup Georg Gänswein, wieloletni papieski sekretarz. „Chciałbym, aby ludzie zapamiętali go takim, jakim był, a także naśladowali go, ponieważ pozostawił nam piękny przykład, życie pełne świętości i prostoty” – mówił były sekretarz Papieża arcybiskup Alfred Xuereb, obecny nuncjusz apostolski w Maroku. A jakim był? No właśnie: święty i prosty! Dla mnie jako kapłana, który każdego dnia cieszy się kapłaństwem, posługa głoszenia Słowa, czerpania ze źródła adoracji Chrystusa obecnego w Najświętszym Sakramencie, Benedykt XVI jest wzorem bycia kapłanem świętym i prostym. Uderza mnie od lat nawet to, że Joseph Ratzinger ma wymalowane na twarzy dobro samego Boga. Był Jego odbiciem. Kiedy sprawował Mszę Świętą dosłownie znikał za – jeśli mogę tak powiedzieć – potężnym ołtarzem, świecznikami i kadzidłem, bo na pierwszym miejscu był obecny Jezus Chrystus w tajemnicy Eucharystii. To jest droga dla nas, kapłanów. Znikać, żeby Chrystus był widoczny! Benedykt XVI wygłosił w Warszawie 25 maja 2006 roku bardzo ważne przemówienie do księży. Mówił tak: „Wierni oczekują od kapłanów tylko jednego, aby byli specjalistami od spotkania człowieka z Bogiem. Nie wymaga się od księdza, by był ekspertem w sprawach ekonomii, budownictwa czy polityki. Oczekuje się od niego, by był ekspertem w dziedzinie życia duchowego. Dlatego, gdy młody kapłan stawia pierwsze kroki, potrzebuje u swego boku poważnego mistrza, który mu pomoże, by nie zagubił się pośród propozycji kultury chwili. Aby przeciwstawić się pokusom relatywizmu i permisywizmu nie jest wcale konieczne, aby kapłan był zorientowany we wszystkich aktualnych, zmiennych trendach; wierni oczekują od niego, że będzie raczej świadkiem odwiecznej mądrości, płynącej z objawionego Słowa”.

Drogą do takiej formy kapłaństwa jest modlitwa nieustanna, życie w Duchu Świętym oddając we wszystkim chwałę Bogu. Benedykt XVI podkreślał z mocą, że „Chrystus potrzebuje kapłanów, którzy będą dojrzali, męscy, zdolni do praktykowania duchowego ojcostwa. Aby to nastąpiło, trzeba rzetelności wobec siebie, otwartości wobec kierownika duchowego i ufności w miłosierdzie Boże”. Jeśli każdego dnia słuchamy Słowa Bożego, adorujemy Pana, wtedy stajemy się wrażliwymi na potrzeby ludzi, bo wiemy do czego jesteśmy powołani i jaka jest nasza misja. Jezus zasiadał do stołu z różnymi ludźmi, ale nigdy nie dawał sobą manipulować, nie pomniejszał prawdy Boga, nie szedł na żadne kompromisy z panującą wówczas władzą, ani nie pozwalał na „przesadzanie” ziarna Słowa w inne miejsce, bo aktualne uznano za niewłaściwe. Benedykt XVI pokazywał, że Kościół ma nawracać kulturę a nie ją naśladować, bo to jest droga do przepaści. Niestety, w dzisiejszej sytuacji często przyjmuje się pozycję „miłego pana”, który niechęcąc nikogo urazić woła w pierwszym zdaniu: „nie przyszedłem pana nawracać!”. Powinno się od razu nasunąć pytanie: To po coś przyszedł? To jakie masz orędzie?Jakże ważne słowa powiedział nam Benedykt XVI 11 czerwca 2010 r. na placu św. Piotra z okazji Roku Kapłańskiego. Mówił wtedy, że ksiądz to nie urzędnik, ale to ten, który pełni „coś, czego żadna istota ludzka nie może robić sama z siebie: głosi w imieniu Chrystusa słowo rozgrzeszenia z naszych grzechów i w ten sposób, wychodząc od Boga, odmienia naszą życiową sytuację. Nad ofiarą z chleba i wina wypowiada słowa dziękczynienia Chrystusa, które są słowami przeistoczenia – słowami, które uobecniają Jego samego, Zmartwychwstałego, Jego Ciało i Krew i w ten sposób przemieniają składniki świata: słowa, które otwierają na oścież świat przed Bogiem i łączą go z Nim. Kapłaństwo nie jest zwykłym «urzędem», lecz sakramentem: Bóg posługuje się biednym człowiekiem po to, aby za jego pośrednictwem być obecnym dla ludzi i działać na ich rzecz”.

Nie podlega dyskusji, że dzisiaj potrzeba konkretnego świadectwa miłości do Boga i człowieka. Posługa kapłańska jest piękna, bo jej źródłem jest doświadczenie miłości Boga. Tylko Ewangelia Jezusa potrafi rozpalać ciągle na nowo charyzmat (por. 2Tm 1,6) poprzez otwieranie serca na światło Ducha Świętego. Lampą jest Słowo Boże (por. Ps 119,105), które nie pozwoli zatracić się w pustce światowości i chaosie czasów. To, co najbardziej trawi dzisiaj Kościół to letnia temperatura miłości do Boga. Nie ma nic gorszego jak połowiczność w relacji z Chrystusem. Dlatego świat „potrzebuje świadectwa Boga, które polega na decyzji przyjęcia Go jako ziemi, na której opiera się własną egzystencję” – jak mówił Papież Ratzinger.

Życzmy sobie, aby życie i dzieło Benedykta XVI, papieża świętego i prostego, były wzorem dla nas kapłanów i świeckich. Potrzebowaliśmy i nadal potrzebujemy wiary, mądrości i krystaliczności depozytu wiary głoszonych przez wielkiego pasterza Benedykta XVI.

Ks. dr Tomasz Rąpała – kapłan diecezji tarnowskiej, otrzymał święcenia w 2004 roku. Pełnił posługę wikariusza w czterech parafiach, następnie ojca duchownego w WSD w Tarnowie, obecnie jest rekolekcjonistą w Centrum Formacyjno – Rekolekcyjnym ARKA w Gródku nad Dunajcem. Współpracuje z Centrum Formacji Duchowej salwatorianów w Krakowie. Uczestnik warsztatów dla kierowników duchowych w pustelni św. Jerzego benedyktynów-kamedułów w Rocca do Garda, a także warsztatów egzegetyczno – archeologicznych w Izraelu i Palestynie oraz wyspie Patmos. Pasjonuje się Biblią i nauczaniem Benedykta XVI.

zdj_m

Głoszenie Boga dzisiaj – ks. Tomasz Rąpała

Benedykt XVI należy do najwybitniejszych teologów na stolicy św. Piotra obok Leona Wielkiego, Grzegorza Wielkiego i Innocentego IV. Jest niekwestionowalnym autorytetem duchowym i moralnym. Był pasterzem utwierdzającym „braci w wierze”. Kiedy myślę o Benedykcie XVI mam przed sobą człowieka delikatnego, bardzo pokornego, i przez to stawiającego opór wrogości i złu, których tak mnóstwo w świecie. Osobistą wdzięczność wyraziłem na placu św. Piotra podczas niezapomnianej uroczystości pogrzebowej tego wielkiego Papieża, wtedy emeryta. Celem a zarazem istotą nauczania nieodżałowanej pamięci papieża Ratzingera był prymat Boga bez rozcieńczania Prawdy Ewangelii pod modłę krótkotrwałej mody świata, który coraz częściej słucha tego, co chce usłyszeć.

Przygotowując się kiedyś do rekolekcji zwróciły moją uwagę słowa, które Benedykt XVI napisał w książce pt. „Wiara w Piśmie i Tradycji. Teologiczna nauka o zasadach”: „Nie istnieje bardziej dobroczynne i miłosierne działanie na rzecz człowieka, niż dzielenie się z nim Ewangelią i wprowadzanie go w relację z Bogiem”[1]. Znając historię Kościoła dobrze wiemy, że trwa on tylko tam, gdzie autentycznie przekazuje wiarę żyjąc nią. Bez wiary jako zażyłej relacji z Bogiem Kościół umiera. „Wiara rodzi się z tego, co się słyszy, a tym, co się słyszy jest słowo Chrystusa” (Rz 10,17). Dlatego właśnie pierwszym przykazaniem Boga jest „Słuchaj Izraelu” (Pwt 6,4). W przekazie biblijnym tak w Starym jak i w Nowym Testamencie ważna jest kolejność:  słuchanie przed głoszeniem. Stąd: jaki słuchacz, taki lektor.

Oczywiście, wszystko ma swoje źródło w miłości Boga do człowieka. Biblia jest historią miłości Pana Boga do człowieka. Dlatego człowiek, który pokochał Boga, słyszy Jego Słowo! Bez miłości uszy i serce są zamknięte na Jego Słowo a przez to ogłaszanie Go staje się nudnym wykładem, który nie zmienia myślenia, jedynie konserwuje rytualizm i szary pragmatyzm kościelnej codzienności. Miłość Boga nie jest teorią, ale wydarzeniem, w którym można wziąć udział. Bez miłości zaczynamy tylko organizować „na przetrwanie”, niejako „przesuwamy łóżka na Titanicu” poprawiając sobie wzajemnie dobre samopoczucie. Jezus uczy nas zupełnie czegoś innego. Uczy nas właściwego spojrzenia poprzez Boże czytanie rzeczywistości, realizmu zapalając do misji. Zapala Duch Święty, jeśli jest przyjęty w miłości i pokoju we wspólnocie. Warto pójść za głosem Jezusa na całego, bez względu na ludzkie opinie i urojenia szerzącego się katolicyzmu obrządku prywatnego.

Pozwoliłem sobie zatytułować ten artykuł słowami zaczerpniętymi od mistrza – to znaczy od Josepha Ratzingera, który opublikował swój wywód pod takim właśnie tytułem[2]. Jego refleksje są bardzo aktualne, szczególnie dzisiaj, kiedy dostrzegamy nasilający się kryzys wiary jako więzi z Jezusem Chrystusem Ukrzyżowanym i Zmartwychwstałym.

Teolog Ratzinger żyjący prostotą i głębią wiary stawia siedem tez, które stanowią fundament głoszenia Boga współczesnemu światu. Jestem przekonany, że poniższe kwestie są absolutnym fundamentem w głoszeniu Boga szczególnie dzisiaj, kiedy coraz częściej mamy – pośród wielu pięknych inicjatyw – doświadczenie płycizny i banału, przekazywania subiektywnych odczuć zamiast żywego przesłania Ewangelii. Jakże często spłycamy piękno Słowa, którego miejsce zajmują brednie w postaci paplaniny szastającej jak z rękawa mitami i bajkami.  Staje się to pustą gadaniną. To spowodowało między innymi nudę w naszych świątyniach, której efektem jest zapaść wiary. Tam, gdzie nie ma żywego Słowa Boga pozostaje organizacja czegokolwiek. „Można organizować święta, ale nie radość”[3]. Radość jest owocem Ducha Świętego pod wpływem spotkania z Bogiem, nie zaś zaskakiwania innych nowymi pomysłami i programami, wytworami naszych rąk. Nadszedł czas powrotu do istoty. Czas pozamykać kramy z własną produkcją tanich religijnych fajerwerków. Kościół ma doświadczenie dwóch tysięcy lat modlitwy i wypracowanych metod, które stały się stylem życia milionów ludzi wiary. To skarb ukryty w roli. Dlatego też pozwolę sobie przedstawić tezy  Ratzingera idąc wiernie za Jego cennymi myślami, które jak ufam przyczynią się do osobistej refleksji nad przekazem wiary dzisiaj w naszych duszpasterskich środowiskach. Nie są one jakimś nowym odkryciem, ale mogą stać się przypomnieniem, a może także powrotem do tego, co stanowi kwestię głoszenia żywej wiary.

Teza pierwsza: Boga należy głosić jako Ojca, Syna i Ducha Świętego

Chrzest św., który dokonuje się w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego nie jest zwykłą formułą, ale otrzymaniem przez człowieka nowego stanu i miejsca. Akt chrztu nie stanowi czysto formalnego wszczepienia we wspólnotę, ale przekazuje treść, jaką żyje ta wspólnota i wyznacza tym samym drogę, którą ochrzczony przyjmuje w samym akcie chrztu. Celem chrztu nie jest wspólnota, ale prawda – przekazywana przez tę wspólnotę (!).

Być zatem chrześcijaninem – to przede wszystkim wierzyć, że Bóg istnieje. Jest to najbardziej podstawowy wybór. Co jednak oznacza to, że Bóg istnieje? Najpierw to, że Kościół trwa zdecydowanie przy Credo Izraela. Jest tylko jeden Bóg. Świat nie ma wielu panów. Ale człowiek tworzy ich wciąż na nowo, nawet wtedy gdy nie nazywa ich bogami. Również dzisiaj – trzeba powiedzieć mocniej – szczególnie dzisiaj obok Boga umieszcza bożki: pieniądze, seks, siłę, własne przekonanie. Świat zwraca się (modlitewnie) do polityki lub historii, oczekując od nich tego, że rozwinął się one w bóstwo. A przecież istnieje tylko jeden Bóg: Stwórca stojący nad światem, pod którego władzą my się znajdujemy.

Bóg istnieje jako miłość, jest Ojcem. Tam, gdzie nie ma ojcostwa, gdzie nie doświadcza się prawdziwego ojcostwa istnieje ryzyko czczej i pustej mowy o Bogu. Ratzinger w tym upatruje kryzys obrazu Boga. Niemniej jednak chrzest staje się wewnętrznym zespoleniem z Trójcą a przez to może być przyczyną żywego doświadczenia miłości Ojca, a potem w codzienności człowiek odpowiada Bogu na tę miłość.

Teza druga: Boga należy głosić jako Stwórcę i Pana

Mamy tutaj do czynienia z dwoma przymiotami Boga; Bóg jako Stwórca i jako Moc. Wiara nigdy nie zamyka wrót rozumowi, wręcz przeciwnie, otwiera je na poznanie Boga.  Wiara bowiem nie jest ideologią jakiegoś mniej lub bardziej ważnego zrzeszenia, ale ma do czynienia z rzeczywistością jako taką. Chodzi o rozum, który szuka sensu, słucha i obserwuje. Wiara rozumna nie zagłusza rozumu, ale go pobudza: to on ma się stać widzący – czego skutkiem będzie właściwe pojmowanie rzeczy i znajdzie odpowiedź stanowiącą fundament życia: „skąd” i „dokąd” nasza egzystencja wychodzi i zmierza.

Bóg jako Stwórca jest Początkiem rzeczy i ich Miarą. To, że wszystko pochodzi od Niego oznacza, że ma nad tym władzę, jest Panem. Bóg chrześcijański jest Bogiem sumienia które Ratzinger nazywa „cichym współ-widzeniem człowieka” z Bogiem. Nasz Pan jest najgłębszym ośrodkiem człowieka, jest Zbawicielem. W Nim objawia się moc i sens wszystkiego.

Teza trzecia: Boga należy głosić jako Logos

„Na początku było Słowo” (J1,1) – odnosi się do pierwszego rozdziału księgi Rodzaju. Wszystko, co pochodzi jest od „Słowa”. „Słowo” jest mocniejsze od tak zwanych faktów, jest faktem wszystkich faktów.

Słowo Logos oznacza sens. Świat pochodzi od Logosu, a więc: świat jest pełen sensu, jest stworzeniem sensu, jaki sam wyraża. Zanim my zaczniemy działać sensownie, sens już istnieje. On nas otacza. Dlatego, gdy pojawia się pytanie człowieka „dlaczego”, odpowiedź tkwi w naszym „skąd”. Owe „skąd” jest naszą nadzieją, bo stwórcą jest Bóg, świat jest stworzeniem. „Na początku był Logos” stanowi podstawę wiary, nadziei i miłości – dlatego hipotezy o stworzeniu i ewolucji człowieka tracą przy tej prawdzie znaczenie. Zatem kim w istocie jest człowiek i świat? Są owocem stwórczego sensu, uzdolnionym siłą faktu do twórczego przekazywania tego sensu. Ten, kto odnajduje ostateczny sens w jedynym Sensie osiąga szczyt radości istnienia. Dlatego dla człowieka rozumnego (!) nie jest wcale obojętne to, w co wierzy ponieważ Prawdy nie da się zastąpić dobrym mniemaniem. Tylko wtedy, kiedy wiem, czym jest człowiek w prawdzie, wtedy mogę być prawdziwie dobry. Dobroć bez prawdy może tylko prowadzić do subiektywnego usprawiedliwienia, ale nie do zbawienia.

Ewangelia Janowa mówi jeszcze coś więcej. Kardynał Ratzinger stwierdza, że trzeba to ująć dosłownie: Logos oznacza u Jana nie tylko ratio, ale verbum – nie tylko sens, ale i mowę. Wynika stąd, że Bóg chrześcijański jest nie tylko rozumem, obiektywnym sensem, geometrią wszechświata, ale także wypowiedzią, odniesieniem, słowem, miłością. Jest rozumem widzącym, który widzi i słyszy, do którego można się zwracać i który ma charakter osobowości. Bóg jako Logos jest mową – nie tylko Stwórcą, ale Objawieniem przemawia cym do mnie i pozwalającym mi na danie odpowiedzi. Mamy tutaj do czynienia z podstawą chrześcijańskiej teologii modlitwy. Słowu odpowiada słowo. I dlatego Logos wszystkich rzeczy może wyjść na spotkanie w ludzkim Obliczu – w postaci Jezusa z Nazaretu.  To w Nim wychodzi naprzeciw człowieka to, co najistotniejsze we mnie samym i dlatego mogę z Nim rozmawiać, mogę Go rozumieć, mogę stać się ciałem – jednym życiem z Nim i z tymi, którzy są Jego. Stąd prawda, że ciągle pozostaję w drodze do Jezusa, ponieważ On jest zawsze nieskończenie większy.

Teraz czwarta: Należy głosić Boga w Jezusie Chrystusie

„W Nim [Jezusie] widzimy Ojca” (J 14,9). W nazwie Logosu wyznanie Stwórcy przechodzi w wyznanie Jezusa Chrystusa. tego, kim jest Bóg doświadczamy zasadniczo i przede wszystkim patrząc na Jezusa Chrystusa. Syn pozwala nam równocześnie rozpoznawać rysy Ojca. Dlatego to Jezus Ewangelii wchodzi w chrześcijańskie mówienie o Ojcu: innego, historycznego Jezusa nie ma w ogóle. Kim jest Bóg, opowiedział nam Chrystus, który pochodzi z łona Ojca (J 1,18). Zatem dla obrazu Boga istotne są centralne momenty historii Jezusa: Wcielenie – Krzyż – Zmartwychwstanie – Wywyższenie – Wylanie Ducha.

Wcielenie. Bóg jest taki, że chce stać się Człowiekiem; bliski nam bo mówi, myśli i kocha jak człowiek, ale my jesteśmy daleko, bo nie umiemy poznać swego Boga w tak wielkiej bliskości.

Krzyż. Miłość staje się śmiertelna. Musimy tutaj uczyć się, co oznacza wszechmoc. Prawda pozostaje nienaruszona i nie może (lub nie chce) być zniweczona przez samego Boga, nie ma miejsca na kompromis, niezgodę w tym, czego chcą wszyscy.  Krzyż jest tak, gdzie prawda i miłość występują razem.

Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Stanowi ono odsłonięcie Boga samego: Bóg jest Bogiem życia, Bóg daje przyszłość. On sam jest naszą przyszłością. On jest mocą. Stwórca okazuje ją nie w dziecinnych cudach, ale w tym stałym cudzie w pełni sensownego świata, który jest w Jego rękach. To Bóg otwiera świat przed nami na swój sposób poza to, co tylko chwilowe. Śmierć nie stanowi bariery dla Boga. Zmartwychwstanie nie jest jakimś okolicznościowym cudem lecz początkiem ostatecznej przyszłości świata. Jako takie jest ono najmocniejszym wniknięciem w świat, a tym samym dramatycznym poświadczeniem tego, kim jest Bóg, że jest On rzeczywiście Bogiem, naszą nadzieją.

Bóg pozostaje w swej wolności zawsze ten sam, a przecież pozostaje wciąż nowy – do odkrywania aż po kres dni…

Teza piąta: Boga należy głosić w zwierciadle Prawa i Ewangelii

Historia zbawiania jest zwierciadłem, w którym staje się widoczne to kim jest Bóg i czym jest Bóg, czego domaga się od nas i co nam daje. Stary Testament nie jest wygasłą przeszłością. Jest on teraźniejszością wprowadzoną w większą całość, przekazaną przez Jezusa Chrystusa. Jedność obu Testamentów jest bardzo istotna, zastała zaciemniona niesłusznie przez niewłaściwe akcenty włożone w Pawłowe przesłanie o wolności od Prawa.

Z czysto historycznego punktu widzenia trzeba stwierdzić, ze Ewangelia zawiera w sobie Prawo. Utrzymuje mocno, że Bóg powołuje i umacnia człowieka, powierzając mu określone zadanie i odpowiedzialność. Kazanie na Górze nie jest zwykłym zwierciadłem ludzkiej niemocy: pragnie być drogowskazem dla człowieka. I odwrotnie, Prawo nosi w sobie znamiona Ewangelii: dla człowieka Starego Testamentu nie było ono druzgocącym wymogiem, ale drogą za którą dziękował Bogu; było też światłem w ciemności pomagającym mu znaleźć drogę zbawienia.

Mówienie o Bogu niezależnie od tego, czy się to nam podoba czy nie ma do czynienia także z zobowiązaniami moralnymi. Kto sprowadza religię do moralności, ten pozbawia ją tego, co istotne. Kto jednak z chrześcijańskiego obrazu Boga wykreśla wymagania moralne, ten nie docenia Boga należycie. Istnieją być może, religie pozbawione moralności, jak nie brakuje też z pewnością amoralnych bożków. Znakiem rozpoznawczym Boga Izraela oraz Boga Jezusa Chrystusa jest właśnie to, że jest On wielkością moralną, co więcej, pełnią etycznych wartości – jako Osoba.

Faktem jest, że w dziejach Boga z człowiekiem pojawia się najpierw Prawo, a dopiero potem Ewangelia, widocznie jest to wskazaniem, że także dzisiaj istnieją etapy nauczania, których nie wolno pomijać. Nie można bowiem głosić łaski człowiekowi, którego sumienie zamilkło i który nie zna najbardziej podstawowych wartości moralnych. O ile ma on wejść na drogę łaski, musi najpierw wiedzieć, że jest grzesznikiem. Najgłębszą prawdą nawrócenia jest to, że istnieje przebaczenie.

Teza szósta: Przepowiadanie Boga ma za przewodnika biblijne mówienie o Bogu, zwłaszcza w przypowieściach Jezusa, w doświadczeniu Świętych i w refleksji nad tymi doświadczeniami

Jakim zatem językiem powinno mówić się o Bogu? Nasz język jest najczęściej przeniknięty językiem świata. Trudno byłoby oczywiście czynić tutaj wywód na temat, co oznacza „język światowy”. Pozostawiając tę kwestię na boku, należy zauważyć, że również Biblia mówi w jakiś sposób językiem „światowym”. Wystarczy przypomnieć sobie słowa proroków i ich porównania. Izajaszowa zła winnica (Iz 5, 1-7). Historia ta, choć zagadkowa – przez swą konstrukcję przestała być zagadką i przekształca się w krzyk oburzenia, staje się krzykiem do ludu, że wyczerpała się Boża cierpliwość i nastąpiło całkowite rozczarowanie. Dzięki temu widzimy wyraźnie; kim jest Bóg a kim człowiek. Jezus podejmuje ten temat (Mk 12, 1-12) w nowy sposób: jest to historia o dzierżawcach, którzy uważając się za właścicieli, odrzucają wszelkie próby pojednania podejmowane przez gospodarza, a w końcu mordują jego syna. Tutaj odsłania się tajemnica Jezusa i Jego Męki, która u Izajasza dochodziła do głosu niejako z oddali. Ratzinger mówi, że Jezus tym sposobem wkracza w tradycję profetycznej mowy o Bogu i ją na swój sposób aktualizuje. Chociaż sam jest Synem, to jednak nie wychodzi od tego, ale idzie po linii tradycji, która twórczo wypełnia i prowadzi do właściwego celu.

Przypowieści, porównania pokazują zatem jakieś granice w mówieniu o Bogu, mowa ta pozostanie zawsze tylko porównaniem, które powoli doprowadza od zewnątrz do tej rzeczywistości, której nigdy nie da się w pełni osiągnąć. Żeby czynić Boga przejrzystym trzeba w przepowiadaniu uwzględniać tę kolejność. Pomiędzy głosicielem a Biblią nie ma dwutysiącletnich wykopów grobowych, mamy przecież żywą wykładnię Świętych z ich wewnętrzną więzią, na której opiera się doświadczenie Boga realizowane w codzienności życia. Bez nich obchodzenie się z Biblią prowadziłoby do czystego historycyzmu.

Teza siódma: Głoszenie Boga winno prowadzić do modlitwy i z niej wypływać

O Bogu można mówić sensownie tylko wtedy, gdy się Go zna a poznać Go może każdy. Ten, kto zna Boga staje się głosicielem z pierwszej ręki, ponieważ poznaje Go sam – na – sam na modlitwie. Tylko tak rodzi się doświadczenie. Ratzinger opierając się na tekście Jk 3, 16-4,3 opisującym kryzys wspólnoty judeochrześcijańskiej, podaje tego dwa powody: jeden – szukanie tylko siebie (4,1), a drugi – brak modlitwy (4,2).  Z pewnością modlicie się – mówi dalej Jakub (4,3), ale modlitwa wasza jest tego rodzaju, że nie można jej określić mianem prawdziwej modlitwy. Mówi zatem, że wszystko wyglądałoby inaczej, gdyby wspólnota, zamiast mówić o zimnej wojnie wśród siebie lub między sobą, zechciałaby razem, wspólnie zwracać się do Boga. Trzeba zdać sobie i dzisiaj sprawę, że mówienie o Bogu traci swą moc jednoczącą i staje się dzielącą ludzi, pustą teorią, jeżeli nie wypływa ze wspólnie przeżytego doświadczenia żywotnej rozmowy z Bogiem. Bez modlitwy kazanie usycha samo przez się.

Pola bieleją – słuchający widzi

Na polu świata i Kościoła jest wiele pszenicy i chwastów. Takie są pola… Musimy wciąż na nowo odkrywać, że chwast eliminuje się przez dbanie o pszenicę. Dbać o nią oznacza zgłębiać więź z naszym Panem Jezusem Chrystusem Ukrzyżowanym i Zmartwychwstałym. Musimy karmić własne serca i serca naszych braci i sióstr parzenicą Słowa i sakramentów, bo tylko wtedy na polu stworzenia będzie więcej pszenicy niż chwastów. „Uciszmy się, by słuchać słowa Pańskiego i nad nim medytować, ażeby dzięki skutecznemu działaniu Ducha Świętego nadal mieszkało i żyło w nas przez wszystkie dni naszego życia i do nas mówiło. Tak właśnie Kościół wciąż się odnawia i odmładza dzięki słowu Pańskiemu, które trwa na wieki (por. 1P 1, 25; Iz 40, 8)”[4]. ODWAGI!

Bibliografia:

[1] J. Ratzinger, Wiara w Piśmie i Tradycji. Teologiczna nauka o zasadach, red. K. Góźdź, M. Górecka, Opera Omnia 9. Cz. 2. Lublin 2028, s. 820.
[2] J. Ratzinger, Kościół, ekumenizm – polityka, Kolekcja Communio, 5, wyd. PALLOTINIUM, Poznań – Warszawa 1990, tłum. L. Balter, s. 67-81.
[3] Benedykt XVI, adhortacji apostolska Verbum Domini, 123.
[4] Tamże, nr 124.

Ks. dr Tomasz Rąpała – rekolekcjonista Centrum Formacyjno – Rekolekcyjnego ARKA w Gródku nad Dunajcem, współpracuje z Centrum Formacji Duchowej salwatorianów w Krakowie. Uczestnik warsztatów egzegetyczno-archeologicznych w Jerozolimie i wyspie Patmos organizowanych przez rzeszowską szkołę biblijną DABAR oraz szkoły kierowników duchowych w pustelni benedyktynów-kamedułów w Rocca di Garda. Posługiwał jako wikariusz w czterech parafiach diecezji tarnowskiej, następnie pełnił posługę ojca duchownego w WSD w Tarnowie.

jp2

List mój do św. Jana Pawła II – ks. Tomasz Rąpała

LIST MÓJ (a raczej modlitwa) DO ŚW. JANA PAWŁA II

Jakże bliskie stały się dźwięki krzyku szaleńców, wtedy i dziś…

Wtedy wrzeszczano, żeby wszyscy słyszeli: „na krzyż!”. Szalony tłum. A dziś wrzeszczą: „wiedział!”. Też szalony tłum…

Paradoks obsesji…

Pozostaną tylko ci, co odpowiedzą: “TAK” na pytanie: „czy miłujesz Mnie?”.

Ojcze Święty, ukochany papieżu Polaku. Jesteś w Niebie, ja jestem na ziemi. Cieszę się, że z Nieba patrzysz na nas i nam błogosławisz, pomimo wszystko… Ty zawsze wskazywałeś na Niebo, na dobrego Pana Boga, który JEST. Wiesz, kochany Papieżu, że świat stacza się w stronę samozagłady, z ziemi dobiega coraz więcej krzyku łez, które są wynikiem zła. Z ziemi słuchać głos wznoszony do dobrego Pana Boga, wznoszony razem z Maryją i przez świętych, wśród których Ty, Janie Pawle II zajmowałeś, zajmujesz i będziesz zajmował szczególne miejsce. Siły zła i ciemności wzmagają się coraz bardziej. Kierowane one są również w Twoją stronę ukochany i święty Papieżu. Chcę powiedzieć Tobie i sobie jedno, jak dziecko, prosto: nie martwmy się. Uczyłeś  nas i niektórych nauczyłeś, że zło można zwyciężyć dobrem (por. Rz 12,21). A Ty jesteś już Tam, gdzie jest tylko dobro, miłość Pana Boga i między sobą. Tu na ziemi tego nie ma. Tak – mogłoby być, ale są ludzie, którzy zaprzeczają dobru w imię dobra. To paradoks.

Św. Janie Pawle II – módl się za naszą Ojczyznę, której na imię Polska. Trwa o nią wielka walka. Ludzie ciemności pogrążeni w obsesjach ideologii i chrystofobii będą coraz bardziej wyszukiwać powodów, żeby szerzyć kulturę śmierci. Ludzie odchodzą od Pana Boga, bo Go nie poznali. Niszczą Kościół, bo go nigdy nie pokochali, a „kto nie ma Kościoła za matkę, nie może mieć Boga za Ojca” (św. Cyprian).

Dziękuję Ci, św. Janie Pawle II za Twoje piękne kapłaństwo, za Twoją wiarę i KRYSTALICZNE świadectwo miłości Pana Boga i człowieka. Wspieraj Kościół w budowaniu Królestwa Bożego, które doznaje ucisku i tylko ludzie gwałtowni je zdobędą (por. Mt 11,12). Dodawaj mi i nam odwagi w drodze do świętości, którą ukazywałeś od zawsze. Cieszę się, że mogłem Ciebie widzieć, gdy chodziłeś po ziemi a teraz modlić się do dobrego Pana Boga przez Jego przyjaciela, Ciebie Janie Pawle II, krystaliczny przyjacielu naszego Boga.

Nieodżałowanej pamięci papież Benedykt XVI powiedział o Janie Pawle II tak: „Jako bliski i uważny wychowawca, wskazał pewne i niezachwiane punkty odniesienia potrzebne wszystkim ludziom, a szczególnie młodzieży. A w godzinie agonii i śmierci to nowe pokolenie zapragnęło mu pokazać, że zrozumiało jego nauczanie, i zgromadziło się w ciszy na modlitwie na placu św. Piotra i w wielu innych miejscach na świecie” (Watykan, 2.04. 2009 r.).

A teraz gdzie jesteście młodzi? Czy dalej rozumiecie?

Ks. Tomasz Rąpała – rekolekcjonista Centrum Formacyjno-Rekolekcyjnego Diecezji Tarnowskiej “ARKA” w Gródku nad Dunajcem

Droga krzyżowa

Droga krzyżowa: kapłaństwo jest piękne ponieważ ma formę krzyża – ks. Tomasz Rąpała

Panie! KIM JESTEM DLA CIEBIE?

Mam 18 lat kapłaństwa…

Jestem człowiekiem szczęśliwym. Dlaczego? Bo kiedy zobaczyłem Ciebie i usłyszałem pośród wielu radości i prób, cierpienia i pytań – wiedziałem, że Jesteś. I wiem nadal.

Kiedy wybrałem drogę kapłańską, odczuwałem pokój i radość. I tak jest nadal. Choć wielokrotnie ten pokój był mącony, a radość przykrywana płachtą trudów, to jednak Ty, Panie zawsze na nowo przychodziłeś i przychodzisz z darem pokoju i charyzmatem radości, które tkają codzienność. Twoja miłość jest światłem, dlatego nawet światowe „płachty” nie mogą jej zgasić. Nie można dać się zgasić, nie można.

Drogi mój Bracie kapłanie, zapraszam Cię do pójścia razem, krzyżową drogą naszego Pana. Podzielę się z Tobą tym, czym żyję, kim jestem. A jestem tylko tym, na ile jestem w Nim, w Jezusie… Bez Niego jestem jak piasek na pustyni miotany wichrami i burzami…

Codziennie zadaję sobie pytanie, które Ty, mój Jezu zadałeś Apostołom, a także mnie. Od niego zależy wszystko!: „Kim jesteś dla mnie?” (por. Mt 16,15; Mk 8,29; Łk 9,20). To pytanie przychodzi zawsze o poranku, pewnie dlatego, że każde powołanie jest poranne, wczesne. I wiem, że dotąd, dopóki będę odpowiadał, odkrywając Twoją moc piękna, dotąd będę szedł w służbie Twojego Kościoła. I może zasłużę, żeby napisali mi kiedyś na grobowej płycie: Dilexit Ecclesiam (Umiłował Kościół)… A jeśli na to nie zasłużę to moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina…

 

Stacja I: Kim jestem dla ciebie? Jezus skazany na śmierć!

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie…
Żeś przez Krzyż i Mękę swoją świat odkupić raczył…

„Sztandarem jego nade mną jest miłość” (Pnp 2,4)

Jezu! Kim jesteś dla mnie? O jakże Twoja miłość jest wielka, nieodwołalna, nieporównywalna z żadną inną. Czego mogę pragnąć więcej jak Twojej miłości? Czego mogę szukać bardziej, jak nie Twojej miłości? To znaczy… mogę zawsze poszukiwać siebie, przedmiotów, rzeczy, znaczenia, bycia kimś w oczach ludzi… Ale jaki w tym sens? Gdzie nadzieja? Czy moje serce bije po to, żeby pragnąć czegoś, co zaspokaja chwilowe zachcianki zrywu umysłu? Czy w ten sposób nie skazuje Ciebie na śmierć w sobie? Tak! Jeśli wypełniam serce światowymi śmiećmi, które spowodują w ostatecznym rozrachunku mdłości.

Powołałeś nas do miłości w duszpasterstwie, które ma różne oblicza. Dziękuję za to powołanie, i dziękuję za to, że odpowiadam na nie. Choć może jest we mnie lęk, wątpliwość, ale nie jestem sam. Panie! Umacniaj mnie swoim Duchem w drodze powołania. Świat skazuje Cię na śmierć, nawet świątynie w tak wielu miejscach są „dołami grzebalnymi”, w których pogrzebano Boga (Kard. R. Sarah). Mam marzenie, pragnienie dawanie Ciebie wszystkim. Dlatego idę dalej, z Tobą! A jeśli się zatrzymuję w miłości to jest moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina…

Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami…

 

Stacja II: Kim jestem dla ciebie? Jezus bierze krzyż na swoje ramiona

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie…
Żeś przez Krzyż i Mękę swoją świat odkupić raczył…

„Cicho! Ukochany mój! Oto on! Oto nadchodzi” (Pnp 2, 8a)

Panie! Nasze życie to ciągłe wybory. Stoimy przed wyborem: kochać dużo, czy kochać mało? Ty bierzesz krzyż i idziesz. Nie kalkulujesz, nie kombinujesz, ale podejmujesz dramat Męki, żebym mógł żyć. Ileż we mnie jest pychy, która nie pozwala mi kochać naprawdę, kochać do końca, kochać bardziej niż wczoraj! Ileż pychy i samouwielbienia! Ileż pustosłowia i ran zadawanych braciom. Więcej słów i pustych deklaracji niż czynienia miłości. Ale miłość to nie deklaracja. Miłość to decyzja. Ty nie szukasz słów, ale człowieka, zaangażowania. Kochać dużo to mniej mówić a bardziej roznosić pokój i miłosierdzie. Kochać mało to dużo mówić, ale „palcem nie kiwnąć” widząc, że należy pomóc, zaangażować się. Czy dzięki Tobie, Bracie wzrasta poziom miłości tam, gzie posłał cię Kościół? Nie deklaracji, nie pustych słów, ale konkretu miłości. A czy wiem w ogóle czym jest miłość? Jeśli jeszcze nie wiem to jest moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina…

Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami…

 

Stacja III: Kim jestem dla ciebie? Pierwszy upadek pod krzyżem

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie…
Żeś przez Krzyż i Mękę swoją świat odkupić raczył…

„Ukaż mi swą twarz, daj mi usłyszeć swój głos! Bo słodki jest głos twój i twarz pełna wdzięku” (Pnp 2,14)

Panie! Dotykasz swoim Ciałem ziemi. Wdychasz jej proch. Człowiek powstał z jej prochu. Ale tak wiele się zmieniło! Proch ziemi jest skażony naszą bezczelnością, niewiernością Bogu i samowystarczalnością, która w pysze zbiera gorzkie żniwo. Ludzkość zmierza w stronę samozagłady bijąc brawo szatanowi, który drwi z nas. Kapłan to człowiek, który podnosi człowieka ku Tobie, Jezu Chryste! Kapłan to dobry pasterz, który dba o owce, a one „znają jego głos” (por. J 10,4). Nie potrzebujesz najemników głoszących ustami wielkie idee bez pokrycia. Nie potrzebujesz pedantycznych biurokratów inteligentnych, ale nie mądrych, traktujących owce „z góry”, bez miłosierdzia. O, Panie! Jesteś naszą mocą, naszą siłą, naszym pokojem! Mamy być kapłanami, którzy dają Ciebie innym. Ale najpierw sami osobiście Cię spotykają. I dlatego, tylko dlatego prowadzą wszystkich do źródła.

Panie, który upadasz pod ciężarem dramatów świata, których początkiem jest odejście od Prawdy. Powstajesz, abyśmy i my powstawali i nieśli innych ku Niebu. Pragnę być kapłanem, który wznosi braci ku górze. To ma się dziać już dziś, tutaj!  A jeśli się jeszcze nie dzieje, to jest moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina…

Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami…

 

Stacja IV: Kim jestem dla ciebie? Pan Jezus spotyka swoją Matkę – Miriam

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie…
Żeś przez Krzyż i Mękę swoją świat odkupić raczył…

„Mój miły jest mój, a ja jestem jego” (Pnp 2,16)

Maryjo, której wzrok przenika nasze serca! Czarna Madonno z seminaryjnej kaplicy – jesteś „cała piękna”, bo wierna do końca…

Wiara Maryi jest dla nas źródłem entuzjazmu drogi ucznia. Ona – Matka stała się uczennicą Syna! Przyjmując Słowo pod osłoną ciemności rozeznaje, że głos Anioła to melodia płynąca wprost z serca Boga. Serce do serca! To jest miłość. Tylko w miłości można podjąć drogę wiary. Ciągle na nowo, od rana. Maryja przyjmując Słowo sercem wydaje owoc, który zmieni zatraconą ludzkość. Odtąd jest już na zawsze nadzieja. „Słowo runęło pośrodku zatraconej ziemi” (por. Mdr 18,15). Kto może pojąć niech pojmuje… Jesteśmy powołani, żeby dawać przemówić Słowu! Człowiek obok mnie nosi w sobie głód Boga, Jego zbawczego Słowa. Czy noszę w sobie płomień wielkich pragnień przekazywania Słowa? Czy moją pasją jest Ewangelia?

Charyzmat celibatu rozpala w nas pragnienia oddawania siebie w służbie ewangelizacji. Wyrzeczenia związane z drogą ewangelicznej czystości powinny być między innymi źródłem radosnego przeżywania kapłaństwa. Rozdawana miłość to styl życia kapłana. Czy jest we mnie radość, której źródłem jest spotkanie Jezusa ubogiego, czystego i posłusznego Ojcu?

Panie, jeśli brakuje mi tej radości to jest moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina…

Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami…

 

Stacja V: Kim jestem dla ciebie? Szymon z Cyreny pomaga dźwigać krzyż Jezusowi

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie…
Żeś przez Krzyż i Mękę swoją świat odkupić raczył…

„Spotkali mnie strażnicy, którzy obchodzą miasto. „Czyście widzieli miłego duszy mej’?” (Pnp 3,3)

Różne są spotkania z Jezusem. Czasami jest tak jak u Szymona, z niechcianego spotkania zrodziła się wiara. Samarytanka również nie szukała Jezusa, ale otworzywszy serce, w tajemniczy sposób, doświadczyła zmiany życia. Ty Panie szukasz człowieka, który Ciebie nie szuka.

Posługa kapłańska to nie siedzenie w urzędzie i czekanie aż ktoś przyjdzie. Potrzebujemy szybkiej zmiany myślenia, nawrócenia duszpasterskiego, by wreszcie wyjść z dobrego samopoczucia do misji głoszenia Słowa. W jednej parafii kobieta trzy dni dzwoniła domofonem, żeby porozmawiać z księdzem. I usłyszała, że kancelaria jest od 16.00… Panie Jezu, proszę Cię, żebym umiał rezygnować z siebie i podejmować krzyż prozy dnia. Pragnę modlić się dobrze, bardziej nawet niż dużo. Bo stąd płynie radość ucznia-misjonarza, który spieszy, by „szukać i ocalić to, co zginęło” (por. Mt 18,11; Łk 19,10). Wydaje się, że dzisiaj tylko jednostkom na tym zależy! A przecież tyle pięknych deklaracji było składanych w czasie formacji… Rutyna, pieniądz i oczekiwania usypiają kapłanów. Panie! Chcę iść z Tobą i nie szczędzić sił w niesieniu krzyża… A jeśli już dziś zbytnio się oszczędzam to jest moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina…

Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami…

 

Stacja VI: Kim jestem dla ciebie? Weronika ociera twarz Jezusowi

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie…
Żeś przez Krzyż i Mękę swoją świat odkupić raczył…

„Zaledwie ich minęłam, znalazłam umiłowanego mej duszy, pochwyciłam go i nie puszczę” (Pnp 2,4)

Panie Jezu, kiedy byłem dzieckiem lubiłem patrzeć w Twoje oblicze w mojej rodzinnej parafii św. Małgorzaty w Nowym Sączu. Twoja twarz z rysami Błogosławieństw promieniuje nieskazitelnym pięknem, radością i pokojem. Kiedy zatapiam się w Twoim spojrzeniu, serce zaczyna tętnić miłością, która uspakaja strach, bezsilność i niechęć. I pokazuje, że bezsilność jest źródłem wiary! A potem to samo oblicze w Błoniu, w domu seminaryjnym… I znów to spojrzenie… „Było to około godziny dziesiątej”… (por. J 1,39).

Panie, Twoje oblicze jest tak bardzo oszpecone. Twoja krzyżowa droga, każdy krok, każde spojrzenie ma na imię miłość. Życie ma formę krzyżowej drogi. Pragnę ocierać Twoją twarz chustą mojej kruchej miłości, która trwa. W życiu kapłańskim fundamentem jest Eucharystia, która uobecnia chwalebną Mękę, Śmierć i Zmartwychwstanie Twoje! Dla iluż ludzi ten Sakrament Sakramentów stanowi – już nie otarcie twarzy, na której widnieje ciężar życia, ale doświadczenie, że JESTEŚ z nami. O jakże pragniemy, aby dziękczynieniem po Eucharystii była nasza codzienność. Chrześcijanin żyje inaczej niż poganin. A cóż dopiero kleryk, kapłan…

Żyjemy w świecie, gdzie Twoje poranione oblicze nie robi już większego wrażenia. Coraz więcej ludzi o „bezczelnych twarzach i zatwardziałych sercach” (Ez 2,4) poniewiera innymi. Człowiek się nie liczy, liczy się pieniądz. „Nie tak będzie między wami” (por. Mk 10,43a). Panie, idę ocierać Twoją twarz w opuszczonych i znieważanych. Jeśli jeszcze nie mam chusty miłości w dłoni to jest moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina…

Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami…

Stacja VII: Kim jestem dla ciebie? Drugi upadek pod krzyżem

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie…
Żeś przez Krzyż i Mękę swoją świat odkupić raczył…

„Drzewo figowe wydało zawiązki owoców i winne krzewy kwitnące już pachną. Powstań przyjaciółko ma, piękna ma i pójdź” (Pnp 2,13)

Znów jesteś blisko ziemi… Twoje ciało upadło z wyczerpania. Fizyczna słabość zmieszana z drwinami, kpinami i zniewagami. Jakże wielki to ból. Ale Twoje serce bije taką samą miłością! Ona jest nieodwołalna, nawet w takiej chwili, kiedy inni uważają Cię za przestępcę. Miłość nie kieruje się dennymi opiniami ludzi z niczego niezadowolonych, nie kieruje się opiniami i osądami frustratów i faryzeuszy. Rytm  Twojego, bijącego serca powoduje, że widzę wyraźniej jaka jest cena mojego zbawienia. Proszę Cię czasami o dar łez…, szczególnie, gdy jak Jan kładę głowę na Twojej piersi (por. J 13,25), sercu…, Krzyżu…

Żyjemy w świecie, gdzie Prawda się już nie liczy. Nie liczy się miłość. Nie liczy się człowiek. „Chcąc usunąć [ze świata] Boga, usunięto człowieka” (kard. J. Ratzinger). Ale – aż strach powiedzieć – jesteś także eliminowany ze swego Kościoła! Upadasz Panie również przez haniebne czyny ludzi Kościoła. O jakże wielki to ból! Wybacz grzechy naszych współbraci, którzy znieważają Twoje oblicze i nie dopuść byśmy Ciebie kiedykolwiek zawiedli. Jedynie świętość jest właściwą drogą kapłana. Jeśli nie podejmuję wyrzeczeń, rezygnacji z siebie to jest moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina…

Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami…

 

Stacja VIII: Kim jestem dla ciebie? Jezus spotyka płaczące niewiasty

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie…
Żeś przez Krzyż i Mękę swoją świat odkupić raczył…

„Zaklinam was, córki jerozolimskie: jeśli umiłowanego mego znajdziecie, cóż mu oznajmicie?” (Pnp 5,8a)

Miał rację kardynał J. Ratzinger, kiedy mówił: „na nic zdaje się opłakiwanie słowne i sentymentalne cierpień tego świata, kiedy prowadzimy nasze życie jak dotąd, bez zmian”.

Mój Panie, czy cierpienia tego świata mają sens? Tyle wojen, nienawiści, bluźnierstwa, wszechobecnego kabaretu nawet z najświętszych rzeczy. Ileż dzisiaj kultu diabła! Każdego dnia w wielu częściach kuli ziemskiej dziesiątki tysięcy ludzi umiera z głodu, nie mają co jeść, a  zachodnia tzw. cywilizacja, napuszona dobrobytem, mająca co kilka metrów restauracje, żyje jakby Boga nie było.  Przejedzeni ludzie szukają kosztownych diet, gdy ich bracia umierają z głodu. Ale ich to nie interesuje. „Bo ich bogiem brzuch” (Flp 3,19). Bracia, nie wolno nam nasiąkać brakiem wrażliwości na ludzką nędzę. Ta bieda ma różne oblicza; jest bieda materialna, moralna, duchowa. Trzeba nam płakać nad sobą, że tak często „mamy oczy a nie widzimy, mamy uszy, a nie słyszymy” (por. Mk 8,18) jęków braci i sióstr. Trzeba już dziś uczyć się poszukiwania tych ostatnich. Ci ostatni lepiej rozumieją Jezusa niż napuszeni bogactwem i pychą ludzie tego świata. Tocząca się wojna na Ukrainie pokazuje absurd ludzkiej pychy i zniewolenia piekielnymi mocami władzy i pieniądza. Świat potrzebuje miłości! Bez niej wszystko traci sens.

Panie! I dziś trzeba nam płakać nad sobą…, płakać także nad dziećmi Kościoła. Szczególnie wtedy, gdy zaczynam nie zauważać potrzeb ludzi obok mnie. „Byłem głodny, a nie daliście mi jeść. Byłem spragniony, a nie daliście mi pić” (por. Mt 25,42). Tak wielu ludzi jest głodnych Ciebie. Czy daję im Ciebie? Czy żyję tak, że inni pytają mnie o Ciebie, kim Ty jesteś? Czy pytają mnie o Boga? Żyć tak, żeby pytano mnie o Boga! A jeśli za mało pytają, lub nie pytają to jest moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina…

Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami…

Stacja IX: Kim jestem dla ciebie? Trzeci upadek pod ciężarem krzyża

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie…
Żeś przez Krzyż i Mękę swoją świat odkupić raczył…

„Jeśliby kto oddał za miłość cale bogactwo swego domu, pogardzą nim tylko”  (Pnp 8,7b)

Panie Jezu, Twój trzeci upadek ukazuje mi bolesną rzecz. Jakże często właśnie ja powalam Ciebie na ziemię, jak często nasze życie jest powodem deptania Ciebie! Ta stacja jest pełna smutku, bo widzę wyraźnie, że nie ustajesz w drodze, podnosisz się i podnosisz człowieka, który upada. Ale też widzę, jak wielu ludzi młodych i starszych tkwi w upadku i nie mają zamiaru iść dalej. Niszczą dar istnienia, bo żyją bez Ciebie. Czy dostrzegają we mnie człowieka Boga? Kiedy zamykam oczy, widzę czasami Jana Pawła II wspartego i Krzyż, który w lśniącej kapie stoi pochylony przed otwartymi drzwiami bazyliki watykańskiej w Roku Wielkiego Jubileuszu roku 2000. Otwarte drzwi Kościoła, otwarte serce kleryka, diakona, kapłana, biskupa… Kościół o otwartych drzwiach… To brama miłosierdzia, przez którą każdy może przejść… Jakie jest moje serce? Czy Bóg ma naprawdę do niego dostęp? A bracia, siostry? Może zatrzaskuje drzwi serca na Słowo Boga i udaję, że idę drogą formacji, powołania. Jak realizuję Słowo Boga do mnie na dziś? A może w moim zasobie wypowiadanych słów jest więcej „ale” niż „kocham”? Czy Ty dzisiaj kochasz Kościół? Czy kochasz Papieża, swojego biskupa? Czy miłujesz tych, którym służysz? Jakie jest Twoje serce? Czy kochasz? Jeśli brakuje mi tej miłości to moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina…

Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami…

 

Stacja X: Kim jestem dla ciebie? Jezus z szat obnażony

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie…
Żeś przez Krzyż i Mękę swoją świat odkupić raczył…

„Miły mój śnieżnobiały i rumiany, znakomity spośród tysięcy” (Pnp 5,10)

Jezus odarto ze wszystkiego. Nawet szaty już nie masz. Droga krzyżowa, cierpienie odziera człowieka z całego „majątku” jaki ma. Cierpienie jest wpisane w nasz los. Każdy z nas będzie cierpiał. Ale można cierpieć sensownie albo bezsensownie. Wybór należy do mnie. Kiedy podejmuje się drogę powołania kapłańskiego, po pewnym czasie dostrzegamy, że idąc z Jezusem prawdą jest to, co On mówi: „więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu” (Dz 20,35). Udział w Ewangelii to przyodziewanie nagich szatą wiary, nadziei i miłości. Czy jest coś piękniejszego w życiu, niż mieć udział w Ewangelii? „Wszystko zaś czynię dla Ewangelii, by mieć w niej swój udział” (1Kor 9,23). Czy naprawdę tak jest? Czy dajesz rozpalać swój charyzmat i pozwalasz, żeby inni to czynili? (por. 2Tym 1,6). Naszą misją jest przyodziewanie szatą Ewangelii spotykanych, a nie odzieranie ich ze wszystkiego „co popadnie”. Mamy budować i wznosić, a nie burzyć i degradować. Jesteś powołany by tkać szatę Kościoła! Jeśli ją jeszcze za mało tkam to jest moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina…

Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami…

 

Stacja XI: Kim jestem dla ciebie? Jezus do krzyża przybity

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie…
Żeś przez Krzyż i Mękę swoją świat odkupić raczył…

„Jam miłego mego, a mój  miły jest mój, on [stado swoje] pasie wśród lilii” (Pnp 6,3)

Miał racje papież Paweł VI, który mówił, że „przez jakąś szczelinę wdarł się odór szatana do Kościoła Bożego. Jest nim zwątpienie, niepewność, zakwestionowanie, niepokój, niezadowolenie, roztrząsanie. Brak zaufania do Kościoła”. Te słowa przerażają, bo nabrały aktualności w świecie, w którym żyjemy. Jezu, przybijamy Cię do krzyża pozbawiając Cię ruchu i dynamizmu, ilekroć zajmujemy się tym, do czego nie jesteśmy powołani. Jakże dużą pokusą jest koncentrowanie się na wszystkim, tylko nie na sprawie Kościoła. Dlatego nie mamy wyczucia czasu, nie słyszymy „co mówi Duch do Kościoła” (Ap 2,7.11.17.29; 3,6.13.22). „Wygląd nieba umiecie rozpoznawać, ale znaków czasu nie możecie?” (Mt 16,3). Ileż w naszym życiu jest pustosłowia! Ileż gdybania! Zastanówmy się Bracia na ile w naszym sercu jest troski o Kościół, szczególnie tych, którzy odeszli od wspólnoty? Na ile podejmuję rozmowy i modlitwę o powołania do kapłaństwa? A może wśród wielu jeszcze nie ma takiego tematu, bo zajmujemy się zupełnie czymś innym, bez znaczenia? Jakie są Twoje pasje? Jakie zaangażowanie? Jeśli moją pasją nie jest jeszcze Ewangelia to moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina…

Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami…

 

Stacja XII: Kim jestem dla ciebie? Jezus umiera na krzyżu

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie…
Żeś przez Krzyż i Mękę swoją świat odkupić raczył…

„Bo jak śmierć potężna jest miłość(…) żar jej to żar ognia, płomień pański” (Pnp 8,6)

Twoja miłość, Panie nie ma granic. Oddałeś nam Siebie, żebyśmy żyli. „Nasze zdrowie jest w Twoich ranach” (Iz 53,5b). Z niepokojem serca całujemy Twoje rany. „Wyryłeś mnie na obu dłoniach” (Iz 49,16). Ten niepokój bierze się stąd, że kiedy zbliżam się do Twoich Ran, widzę jak mało kocham! Ale to mnie nawraca. Spod Krzyża odchodzi się innym. Tak, innym, bo widzę i słucham Twoich Ran.

Misja kapłana to dawanie życia, którego źródłem jest Śmierć i Zmartwychwstanie Chrystusa. W świecie wyczuwamy dzisiaj paniczny lęk, stęchliznę śmierci, niepewność przyszłości. Człowiek wyniszcza człowieka coraz częściej w „białych rękawiczkach”. Zabijamy się wzajemnie: słowem, wzrokiem, plotką, niechęcią, zawziętością, brakiem wyciągniętej dłoni. Jesteśmy w amoku egoizmu i samowystarczalności. Nie potrzebujemy braci. Wolimy osamotnienie, które nas dusi, bo bez miłości, bez Boga.

Panie, będąc pod Krzyżem proszę, abym w Twoich Ranach zobaczył prawdziwe swoje oblicze. I żebym chciał się nawracać, bo bez tego pragnienia nie będę wiarygodnie świadczył o Krzyżu. Jeśli jest we mnie małe pragnienie nawrócenia to moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina…

Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami…

 

Stacja XIII: Kim jestem dla ciebie? Jezus z krzyża zdjęty

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie…
Żeś przez Krzyż i Mękę swoją świat odkupić raczył…

„Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości, nie zatopią jej rzeki” (Pnp 8,7)

Po szaleństwie nienawiści, obsesji zemsty nastaje cisza. Maryja stoi pod Krzyżem Syna. Przyjmuje Twoje Ciało. Jest bardzo odważna, bo wierzy i patrzy na Ciebie oczami paschalnymi. Ona wie… Dokonało się, jest nadzieja i światło! W świecie ciemności i banalizacji Prawdy jest jedyna Prawda, niestety eliminowana: „Mówi głupi w sercu swoim, nie ma Boga” (Ps 53,2a). Trudno jest żyć bez nadziei. Chrześcijanin ma nadzieję. Ilekroć klękamy przed Tobą w adoracji, odżywa nadzieja, jest pokój, bo jesteś z nami. Pierwszym zadaniem diakona, prezbitera i biskupa jest modlitwa, szczególnie Eucharystia, adoracja, wgryzanie się w Słowo Boga. W świecie, w którym żyjemy człowiek wyklucza Boga. Nawet sakrament Twojej obecności jest sprawowany tak, jakby Ciebie nie było… Zewnętrzne gesty przeczą wewnętrznej pustce, która zdradza pozorną duchowość i brak wiary. W tak wielu miejscach Msza Święta przypomina piknik, albo jest zepchnięta na margines czasu.

Panie, który jesteś z nami, umocnij wiarę naszą, abyśmy nigdy nie sprawowali Eucharystii z „zegarkiem w ręku” i byśmy adorowali Twoją obecność w Hostii. Jeśli brakuje mi czasu na trwanie w Twej obecności to jest moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina…

Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami…

 

Stacja XIV: Kim jestem dla ciebie? Jezus do grobu złożony

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie…
Żeś przez Krzyż i Mękę swoją świat odkupić raczył…

„Ogrodem zamkniętym jesteś, siostro ma, oblubienico, ogrodem zamkniętym, źródłem zapieczętowanym. Pędy twe – granatów gaj z owocem wybornym kwiaty henny i nardu: nard i szafran, wonna trzcina i cynamon” (…) (por. Pnp 4, 12-13).

Miał rację Hans Urs von Balthasar, który powiedział, że „ten, kto nie trwa w ciszy przed Bogiem, ten nie ma światu nic do powiedzenia”. W życiu kapłańskim bardzo ważne są momenty, gdzie w ciszy i milczeniu rozważamy misję naszego Pana. Sądzę, że właśnie wtedy rozpala się w sercu płomień pragnień dzielenia losu Mistrza. Uczeń chce być jak Jego Mistrz. Cisza Wielkiej Soboty jest przeszywająca, bo ogłasza, że miejsce śmierci Jezusa – grób stał się miejscem życia. Nasze serca mogą być grobami Boga, a mogą być miejscem narodzin. Nasze życie może być dla innych odkryciem sensu i nadziei, a może być pogrzebaniem nadziei. Trzeba czuwać i wychodzić z utartych schematów i podążać ścieżkami, po których nikt nie chodził. Do tego jest potrzebna kreatywność i odwaga. I wspólnota rozkochanych serc w Bogu, potrafiących zrezygnować z własnych ambicji i planów. Pamiętajmy Bracia, że zawsze „wszystko zaczyna się od powrotu do serca, które słucha” (Ermes Ronchi). Jeśli nie słucham to jest moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina…

 

Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami…
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami…
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami…

 

Na zakończenie kilka rad Matki Teresy z Kalkuty…

Ludzie są nierozumni, nielogiczni i samolubni
Kochaj ich, mimo wszystko

Jeśli czynisz dobro, oskarżają cię o egocentryzm
Czyń dobro, mimo wszystko

Jeśli odnosisz sukcesy, zyskujesz fałszywych
przyjaciół i prawdziwych wrogów

Odnoś sukcesy, mimo wszystko

Twoja dobroć zostanie zapomniana już jutro,
Bądź dobry, mimo wszystko

Szlachetność i szczerość wzmagają twoja wrażliwość
Bądź szlachetny i szczery mimo wszystko

 

To, co budujesz latami może runąć w ciągu jednej nocy
Buduj, mimo wszystko

Ludzie w gruncie rzeczy potrzebują twojej pomocy,
mogą cię jednak zaatakować, gdy im pomagasz
Pomagaj, mimo wszystko

Dając światu najlepsze, co posiadasz,
otrzymujesz ciosy,
Dawaj światu najlepsze, co posiadasz,
Mimo wszystko

Kim jestem dla ciebie?

W imię Ojca+ i Syna+ i Ducha Świętego+

Amen.

Zdjęcie_moje SŁOWO (2022)

Kurtyna opadła. Wróćmy do Źródła wiary! – ks. Tomasz Rąpała

Niedziela Słowa Bożego została ustanowiona przez papieża Franciszka specjalnym listem apostolskim Aperuit illis z dnia 30 września 2019 r., w którym Ojciec Święty wyraźnie zaznaczył, że jako chrześcijanie „musimy wejść w bliską relację z Pismem Świętym, w przeciwnym razie [bowiem] nasze serce pozostanie zimne, oczy zamknięte, dotknięte niezliczonymi formami ślepoty” (nr 8).

Czytając na nowo słowa tegoż listu, mam przed oczami nabożeństwo z 27 marca 2020 r., które w obliczu pandemii covid-19 stało się, dla mnie osobiście, nieprawdopodobnym wyrazem tego, co zaistniało w świecie. Późne popołudnie. W strugach deszczu samotny Papież zmierza przez zupełnie pusty plac św. Piotra w stronę bazyliki. Idzie sam. Takiego widoku jeszcze tam nie było. Franciszek wygłasza przejmujące przemówienie na temat Jezusa Chrystusa kroczącego po galilejskim jeziorze. Znamy tę scenę bardzo dobrze. Jednak słowo Boże, które jest życiowe, żywe i ponadczasowe, odczytywane w konkretnym kontekście czasu i historii nabiera w tym momencie szczególnego znaczenia. Chrystus naprawdę panuje nad rzeczywistością świata pogrążonego w mrokach niepewności i strachu. Idzie po wodzie, przemierza uliczki i ulice świata… „Chcieliśmy być zdrowi w chorym świecie” – przemawia Papież. Doświadczyliśmy wtedy (przynajmniej niektórzy), że człowiek musi obudzić się z letargu poczucia swej wszechwładzy, cynizmu i samouwielbienia. Nie jesteśmy bogami. Tylko Bóg jest Bogiem. I jest z nami. Zawsze. Na wszystkich „placach” kuli ziemskiej. Zna świat, zna człowieka, zna Kościół… Czy jednak człowiek jest z Bogiem? Czy człowiek zna Boga?

Pusty plac św. Piotra. Samotny Papież. Dostojnie oświetlona bazylika, a na jej kopule krzyż. Stat crux dum volvitur orbis – Krzyż stoi, podczas gdy świat się obraca. To motto kartuzów, które staje się mottem każdego wierzącego i wątpiącego człowieka. Z niego płynie życiowa mądrość. Uciszmy się, żeby usłyszeć je sercem! Jeszcze raz.

Przywołuję ten obraz po to, żebyśmy pozwolili przemówić Słowu Bożemu w tym czasie, kiedy powinniśmy się budzić do czegoś, co wpompuje w nas na nowo życie. Powietrzem są słowa św. Pawła, że „wiara rodzi się z tego, co się słyszy, a tym zaś, co się słyszy jest, słowo Chrystusa” (Rz 10,17). Czy jednak my naprawdę w to dzisiaj wierzymy? Czy słowo Chrystusa jest w stanie przebić się przez „siatki” na naszych uszach, które nie dopuszczają Jego Słowa do naszych serc? Tymi siatkami są dzisiaj; zwątpienie, strach, brak zaufania do Kościoła, intelektualna pycha i antyintelektualne utopie ideologii, hiperseksualizm i związany z tym bardzo mocno materializm, którego różnorodne formy stają się powodem manipulacji człowiekiem, szczególnie młodym pogrążonym jakże często w ciemnościach zagubienia w codzienności życia.

Kiedy powracam do pamiętnego nabożeństwa z tamtego marca w Watykanie przychodzą mi na myśl słowa, które dzisiaj wielu słusznie uważa za proroctwo wypowiedziane 24 grudnia 1969 r. przez młodego ks. Josepha Ratzingera w heskim radiu, iż w obliczu kryzysu i poważnych wstrząsów, Kościół będzie musiał rozpoczynać mniej więcej od początku. Dla mnie znakiem tego początku jest pusty plac św. Piotra z pamiętnego marca ubiegłego roku. Początek widzę w powrocie do życia Słowem Bożym w codzienności życia. W znakomitym wystąpieniu w bawarskiej Akademii Katolickiej  czterdziestotrzyletni Ratzinger wygłaszając wykład pod tytułem „Dlaczego jeszcze jestem dzisiaj w Kościele?”, zauważa, że Kościół budują naprawdę ci, którzy się pokornie modlą. „(…) W ciszy, niemal nie wydając z siebie głosu, żyją w swoim otoczeniu ludzie, którzy po prostu wierzą i którzy również w tej godzinie zamętu wypełniają prawdziwe zadanie Kościoła – budowanie na Słowie Bożym modlitwy i wytrwałości dnia codziennego” (Wykłady bawarskie z lat 1963-2004, Warszawa 2009, s. 143-166). „Trzeba wzmocnić wiarę, a nie zastąpić ją wydyskutowaną w debacie opinią” (Kościół. Wspólnota w drodze, Kielce 2009, s. 128). Wiarę możemy wzmacniać przede wszystkim słuchaniem słowa Bożego, które ma moc przemiany myślenia, zmiany mentalności życia. Różne są ludzkie serca, różne jest dzisiaj nawet rozumienie Boga. Dlatego najbardziej pilną posługą w Kościele jest głoszenie orędzia Dobrej Nowiny, kerygmatu, który najpierw wydarzył się w głoszącym. Jaki słuchacz, taki lektor! Ostatnie lata pokazały ciemne strony tego głoszenia. Kurtyna opadła. Trzeba na nowo wyruszyć w drogę wiary, z entuzjazmem i bezgraniczną miłością Chrystusa i do Chrystusa. „Prawda jest warta cierpienia” – powie Ratzinger (Opera omnia, t. 14/2, s. 782).

Ojciec Piotr Rostworowski w referacie wygłoszonym na Jasnej Górze w 1970 r. powiedział słowa, które powinny nam dać wiele do myślenia. Szczególnie dzisiaj, kiedy przeżywamy Niedzielę Słowa Bożego prosząc Ducha Świętego, aby ożywił w nas wiarę i odwagę życia Słowem, które pochodzi z ust samego Boga. „Czasem mam wrażenie – mówił mnich – że naszą wielką winą w Polsce jest to, żeśmy nie uwierzyli w wewnętrzną siłę Słowa Bożego. Ten brak wiary był przyczyną, że nie dawaliśmy naszemu ludowi obfitej strawy biblijnej, ale zalewaliśmy go potokiem naszych własnych słów. Biedny lud uderzony siłami ateizmu, w tragicznej walce z naporem laicyzacji pozbawiony był w dużej mierze jedynej siły skutecznej przeciwko zlaicyzowaniu – Słowa Bożego. Można myśleć, że inaczej wyglądałby dziś Kościół w Polsce, gdybyśmy to zrozumieli od początku i gdybyśmy od początku karmili go mocną strawą. Wierzę, że nie doszlibyśmy do takiej ignorancji rzeczy Boskich i do takiego zanikowego stanu wiary. (…) Tylko Słowo Boże ma w sobie stężony smak Ducha Świętego, który jedynie uratować może ducha ludzkiego od rozmycia w nicość” (W szkole modlitwy, Kraków 2000, ss. 28-29). Przypuszczam, że gdyby te słowa wygłosił dzisiaj ojciec Piotr np. z okazji konferencji synodalnej, to nie zabrakłoby zniesmaczonych. Takich nigdy nie zabraknie. Szkoda, że brakuje tych, którzy w głębi serca wierzą w stężoną moc Ducha Świętego zawartą w Słowie Bożym, które może uratować przed nicością, pustką, której coraz więcej i która coraz bardziej pochłania.

Co zatem mamy robić dzisiaj, teraz? Benedykt XVI w przemówieniu z okazji 40. rocznicy ogłoszenia soborowej Konstytucji Dei Verbum  powiedział znamienne słowa: „Praktyka ta [lectio divina], jeśli będzie się ją skutecznie propagować, przyniesie w Kościele – jestem o tym przekonany – nową duchową wiosnę. Lectio divina winna być zatem coraz bardziej propagowana, również przy użyciu nowych metod, starannie dobranych i dostosowanych do naszych czasów. Nigdy nie można zapominać, że słowo Boże jest lampą dla naszych stóp i światłem na naszej ścieżce (por. Ps 119 [118], 105)” (Słowo Boże źródłem odnowy Kościoła, Watykan 16 września 2005 r.). Kierunek mamy zatem nadany, jest nim „Boże czytanie”, zwane lectio divina. Obyśmy mieli udział w wiośnie Kościoła! Słowo i Eucharystia stanowią dwa filary, dzięki którym lud Boży będzie miał siłę stawiania czoła nowym, neopogańskim prądom, które zalewają coraz większe obszary. Jezus Chrystus jest większy od tych wszystkich, którzy uważają się dzisiaj za największych i pustosząc ludzkie sumienia kierują wielu na wieczną zagładę. „Współczesne społeczeństwo jest w trakcie formułowania antychrześcijańskiego credo, a przeciwstawianie się mu jest karane społeczną ekskomuniką. Strach przed tą duchową mocą Antychrysta jest wciąż aż nazbyt naturalny i przeciwstawianie się temu naprawdę wymaga pomocy modlitewnej całej diecezji i Kościoła powszechnego” – powiedział Benedykt XVI emeryt w rozmowie z niemieckim dziennikarzem i pisarzem Peterem Seewaldem (Życie, Kraków 2021, ss. 1016-1017). Jeżeli nie przejmiemy się tymi słowami, już nic nam nie pozostanie. Nie bądźmy głusi i ślepi. Błagajmy Ducha Świętego, żeby obudził nas idących drogą wiary do większej miłości Boga w Trójcy Świętej Jedynego. Niech Maryja nas prowadzi w codziennych wyborach, abyśmy umieli stawać po stronie Chrystusa, Jego Słowa. „Wy już rozumiecie tajemnicę Bożego Królestwa, lecz tym, którzy są na zewnątrz, trzeba przedstawić ją w przypowieściach, aby wyszło na jaw, którzy z nich nie mają w sobie pragnienia wgryzienia się w moje Słowo. Tacy bowiem należą do ludzi, którzy wręcz zasłaniają sobie oczy i uszy swe zatykają, by niczego nie widzieć i niczego nie słyszeć. Nie mają w sercach pragnienia, by pojąc cokolwiek; nie chcą zwrócić się ku mnie, abym ich ocalił” (Mk 4, 11-12, NPD). Jezus ma nas! Przez nas pragnie zasiewać ziarno swojego Słowa, które ma wielką moc. Najtrudniej jest Mu wtedy, gdy spotka się z oporem serca człowieka. Wtedy to samo Słowo, które potrafi wskrzesić umarłego czy uzdrowić wzrok, nie dokona niczego. Odrzućmy wszelkie opory. Prosi nas o to sam Chrystus!

Kościoły pustoszeją. Statystyki mówiące o odpływie młodych ludzi ze wspólnoty Kościoła w Polsce przerażają. Pustka placu św. Piotra z pamiętnego, marcowego nabożeństwa rozciąga się dalej i dalej. Obyśmy nie należeli do grona besserwisserów pocieszających się przy kawie, że obok nas jest jeszcze gorzej, a tu „u nas” – nie przesadzajmy z tym, że jest tak bardzo niepokojąco. Szary pragmatyzm kościelnej codzienności usypia, szczególnie nas duchownych. Kiedy patrzymy z oddali, z fotela, rzeczywiście nie jest jeszcze tak źle, gdy podchodzimy jednak bliżej,  to zaczyna świecić pustką tą „liczbową”, a jeszcze bardziej wewnętrzną. Nadszedł czas „przyłożenia ucha” do Słowa Bożego i adoracji Wcielonego Słowa. „Kościół jest z modlitwy, ba, jest modlitwą, jest tą właśnie – adoracyjną – modlitwą. Kościół to zatem nie ‘parlament’, ale wspólnota trwająca na modlitwie” (Kościół. Wspólnota…, dz. cyt., s. 35).

Kurtyna opadła. Takie mamy czasy. Pozostaje tylko Kościół wiary, Kościół na obraz Chrystusa. Niech nikt z nas nie lęka się pójścia za Jezusem Chrystusem, który mówi do nas i zaprasza do wspólnej drogi, która jest najpiękniejszą przygodą, wydarzeniem. Słuchajmy i uczmy słuchania innych żywego Słowa! „Uciszmy się, by słuchać słowa Pańskiego i nad nim medytować (…). Tak właśnie Kościół wciąż się odnawia i odmładza dzięki słowu Pańskiemu, które trwa na wieki (por. 1P 1, 25; Iz 40,8)” (Benedykt XVI, Verbum Domini, 124).

Ks. mgr lic. Tomasz Rąpała – rekolekcjonista w Centrum Formacyjno – Rekolekcyjnym Diecezji Tarnowskiej „ARKA”, dotychczas pełnił posługę wikariusza, następnie ojca duchownego w WSD w Tarnowie. Współpracuje z Centrum Formacji Duchowej salwatorianów w Krakowie.

 

 

 

zimne ognie

Taniec na wulkanie zamiast spotkania z mocą Słowa – ks. Tomasz Rąpała

Wchodzimy dzisiaj w zupełnie coś nowego, w Nowy Rok, który jest dla nas wszystkich tajemnicą. Nie potrafimy powiedzieć co nas jeszcze czeka, żyjąc w jakże niespokojnych czasach, pełnych chaosu i zbrodni… Nad światem coraz więcej ciemnych chmur. Człowiek stał się istotą mało znaczącą w huraganie materializmu, hiperseksualizmu, pogardy dla tego, co święte. Żyjemy jakby u ponóża wulkanu bawiąc się w rytm głośnej muzyki. Wulkan grozi wybuchem, ale my nadal tańczymy, bo muzyka zagłusza sygnały o nadchodzącym niebezpieczeństwie…

Jak w tym wszystkim zauważyć Jezusa Chrystusa, jedynego pośrednika Boga, który narodził się w ciszy? On rodzi się także dzisiaj, gdy my nadal tańczymy na „wulkanie”, bliscy katastrofy. Zastanawiam się czy jesteśmy w stanie USŁYSZEĆ i ZOBACZYĆ Jezusa, który nas kocha?

Dobrze rozpoczynają ci, którzy na początku nowego roku przychodzą do świątyni prawdziwego Boga, jedynego Boga. Boga, który jest miłością (por. 1J4,8.16) i który stał się Człowiekiem po to, żeby powiedzieć nam o sobie jeszcze bardziej, jeszcze wyraźniej. To jest dopiero tajemnica! Św. Hilary powiedział bowiem, że „kto dobrze zaczął, jest już w połowie drogi”. Chrześcijanin zaczyna dobrze, bo zaczyna razem z Jezusem, Maryją i Józefem. Zaczynamy zatem od słuchania Słowa, od Eucharystii, tego największego daru, jaki Bóg nam dał!

Kiedy czytałem opis Bożego Narodzenia, Jezusa owiniętego w pieluszki, zobaczyłem eucharystyczny korporał, na którym podczas Mszy Świętej spoczywa Hostia – Wcielone Słowo. Ciało Jezusa, najpierw owinięte w pieluszki, potem w całun w grobie, jest obecne na korporale. Bo Chrystus jest z nami, żywy i prawdziwy. Rodzi się tyle razy, ile razy Go słuchamy, przyjmujemy do swoich serc jak wyjątkowego Gościa do domu… Do jakiego serca przychodzi Pan Jezus? Jakie są nasze serca? Czy znajduje w nich wiarę, że ON jest żywym Bogiem, mającym MOC przemiany naszego serca. Przed przyjęciem Komunii Świętej mówimy przecież: „Panie, powiedz tylko SŁOWO, a będzie uzdrowiona dusza moja”… Czy my w to naprawdę jeszcze wierzymy?

Zadajmy pytanie; czym jest ta muzyka na „wulkanie świata”? To jest muzyka niewiary. Kard. Gerhard Ludwig Müller w cennym piśmie pt. „Manifest wiary” podkreślił, że dzisiaj trzeba stawiać czoła pojawieniu się dawnych herezji, które w Jezusie widziały jedynie wybitną postać, brata czy przyjaciela, proroka czy przykład moralności” (nr 1). Mam wrażenie, że dzisiaj dla większości z nas Jezus Chrystus stał się tylko postacią, nie jest już żywą osobą, którą można spotkać w Słowie Bożym i powierzyć Mu swoje życie. Obchodząc uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki widzimy wyraźniej, że Maryja nie porodziła wyjątkowej postaci w historii ludzkości, ale Osobę, która jest Bogiem wcielonym, Słowem, które stało się Ciałem. Jakież to ciekawe, że tę prawdę potrafili rozpoznać ubodzy Pastuchowie, a nie potrafią tego zobaczyć współcześni ludzie, w czasie, kiedy potrafią chodzić po Księżycu. Okazuje się, że droga do Boga, który jest na wyciągnięcie ręki, jest dla niektórych dłuższa niż na Księżyc. Czy my, nie sprowadziliśmy Chrystusa do poziomu „bozi”, miłego misia, który do wszystkich się uśmiecha, na wszystko się zgadza, a jego „miłosierdzie” sprawia, że nie potrzeba ani sakramentów, ani Biblii, ani spowiedzi świętej, bo przecież „i tak wszystko przebaczy”? Skąd ta pewność? Chyba z jakiejś  „domowej religii”, czyli własnych dywagacji i poglądów…

Chciałbym, żebyśmy na progu nowego roku podjęli decyzję wejścia w ten nowy czas z PAMIECIĄ o Słowie Boga, który codziennie do nas mówi. Nasza pamięć jest łonem Słowa! Pan Jezus pragnie, żebyśmy Go słuchali, żebyśmy czytali to, co On nam mówi. Bo w tym jest nasze ŻYCIE (por. J1,4). Iluż ludzi dzisiaj tylko wegetuje? Stracili sens życia, sens powołania małżeńskiego, kapłańskiego. W Nim jest życie. Kiedy Pasterze opowiadali innym o tym, co widzieli, to reszta się ZDUMIEWAŁA. Oni byli zdumieni tą tajemnicą Boga, który jest z nimi. Wyszli poza własne oczekiwania, myśli. Dali się poprowadzić żywemu Bogu! A widzieli coś niebywałego… Dla nich Bóg w Dzieciątku – można było to przyjąć tylko wiarą! A Maryja? Najpierw to Słowo USŁYSZAŁA, potem ZACHOWYWAŁA i ROZWAŻAŁA. Co działo się w Jej sercu? Jesteśmy czcicielami Maryi, dlatego zaglądajmy do Jej serca. Tak! To jest Jej pamięć o Słowie! Tam przechowuje Słowo Boga. My mamy czynić to samo! Czytać, rozważać, żeby pamiętać a przez to rodzić w codzienności życia! Nasze życie pokazuje na ile my wierzymy Bogu, Jego Słowu. To jest rodzenie Słowa! Ojciec Raniero Cantalamessa powiedział kilka dni temu w Watykanie piorunujące zdanie, że nawet papież Franciszek podniósł głowę w tym momencie. Powiedział, że jeśli my nie przechodzimy od poczęcia do narodzenia Słowa to dokonujemy „duchowej aborcji”. Co to znaczy? Ono musi się urodzić, na zewnątrz, poza nami, w mojej codzienności! Musi być widać, że coś się dzieje nowego, na zewnątrz, to znaczy w twoim małżeństwie, w moim kapłaństwie, w tobie młody człowieku. Rozumiemy to? Pozwolić na urodzenie Słowa. W dzisiejszej Ewangelii jest użyte określenie Słowa jako rhema, czyli za słowem idzie fakt, idzie życie. To nie tak, że posłuchamy tego wszystkiego i nic się nie zmienia… To wtedy jest „duchowa aborcja”. Nie trzymajmy Boga na dystans, nie bądźmy tylko ludźmi religijnymi. Bo na wulkanie codzienności nie usłyszymy wydarzenia Słowa, które Bóg mówi nam do serca!

Słuchałem ostatnio opowiadania biskupa Mirosława Gucwy, który jest ordynariuszem diecezji Buar w Afryce. Otóż, do jednej z wiosek wpadli rebelianci. Ograbili ludność ze wszystkiego. Wszystkie sklepy, domy. Pozabijali wielu ludzi. Ci biedacy pozostali „w tym, w czym stali”. Biskup Mirosław przyjechał do tej wioski, żeby tam odprawić Mszę Świętą. A oni przyszli. I mówił, że poruszył go do głębi serca śpiew tych ludzi. Mówił, że na Komunię Świętą śpiewali o radości, o nadziei. Śpiewali z taką wiarą, że to wzruszyło serce Biskupa, stało się jego najpiękniejszym doświadczeniem z całej wieloletniej pracy misyjnej. Ci biedni ludzie zostali bez niczego i przyszli do Jezusa, bo wiedzą, ze On ich kocha i oni Go kochają. To jest WYDARZENIE SŁOWA w codzienności.

I kiedy potem o tym myślałem, także w kontekście Bożego Narodzenia przyszedł mi jeszcze jeden obraz. Przypomniałem sobie to ciekawe, tajemnicze i przedziwne nabożeństwo, podczas którego, w obliczu pandemii, papież Franciszek szedł zupełnie sam, w strugach deszczu przez plac św. Piotra ku Krzyżowi. Szedł sam, w ciszy. Pusty plac. Nie było nikogo. Takiego widoku tam jeszcze nigdy nie było. I zastanawiam się; czego to jest obraz? Klęski Kościoła? Papież przemawia do nikogo… A może klęski ludzkości, która powinna tam być, w obliczu zagrożenia? Nie wiem. A może to obraz rodzącego się życia w chorym świecie? Może obraz Jezusa, który idzie po wzburzonym jeziorze świata? Czy my potrafimy się jeszcze zdumiewać żyjąc jak na wulkanie, którego erupcja jest bardzo blisko?

Jesteśmy ludźmi nadziei, bo jesteśmy ludźmi wierzącymi. Dlatego warto, by każdy z nas podjął dzisiaj decyzję o wejściu w żywy kontakt z Bogiem, słuchaniu i rozważaniu Jego Słowa. Tego uczy nas Maryja, Boża Rodzicielka, PANNA SŁUCHAJĄCA.

Ks. mgr lic. Tomasz Rąpała – rekolekcjonista w Centrum Formacyjno – Rekolekcyjnym Diecezji Tarnowskiej „ARKA”, dotychczas pełnił posługę wikariusza, następnie ojca duchownego w WSD w Tarnowie. Współpracuje z Centrum Formacji Duchowej salwatorianów w Krakowie.

 

Święta Rodzina

Kto kogo zagubił? Święto Świętej Rodziny Jezusa, Maryi i Józefa

Święto Świętej Rodziny Jezusa, Maryi i Józefa – C

Pan Jezus zostaje w Jeruzalem, bo to jest miejsce Jego misji, celu i sensu życia. Bóg posłał Go po to, żeby dokonać zbawienia człowieka. Kiedy Jezus zasłuchał się w to, co mówili nauczyciele, wzbudził ich podziw zadając pytania i dzieląc się sobą. Jezus często był podziwiany, ale nie był słuchany. Dlatego wprowadzał czasami w kryzys swoich słuchaczy. Tak było np. wtedy, gdy uczynił „EKG serca” swoim słuchaczom opowiadając przypowieść o siewcy. Chciał w ten sposób skłonić ich do tego, żeby zobaczyli jakie są ich serca.

Ze świętego tekstu wynika, że to Maryja i Józef zagubili się Jezusowi. On był tam, gdzie powinien być. Po raz pierwszy nazywa Boga swoim Ojcem (w Ewangelii św. Łukasza), któremu jest posłuszny. A to Jego posłuszeństwo nadaje sens misji, którą wypełnia.

Jeśli jesteśmy zasłuchani w Słowo Boże – pełnimy wolę Ojca. To bardzo ważne w naszym życiu. Nie możemy chodzić własnymi drogami, obok Pana Jezusa, ale drogą, którą On jest! On nas nigdy nie zgubi. To my musimy czuwać, żeby nie zagubić jedynego Sensu naszego życia – Jezusa Chrystusa z Nazaretu.

Ks. mgr lic. Tomasz Rąpała – rekolekcjonista w Centrum Formacyjno – Rekolekcyjnym Diecezji Tarnowskiej „ARKA”, dotychczas pełnił posługę wikariusza, następnie ojca duchownego w WSD w Tarnowie. Współpracuje z Centrum Formacji Duchowej salwatorianów w Krakowie.

chmury

Uważajcie na siebie. I Niedziela Adwentu

I Niedziela Adwentu – C
Łk 21,25-28.34-36

Na pierwszy rzut, słysząc o znakach i niebywałych zjawiskach, które będą towarzyszyć powtórnemu przyjściu Chrystusa, możemy czuć się nieswojo nawet wtedy, gdy czytamy Ewangelię… Jednak, kiedy jesteśmy wierni Słowu Bożemu dostrzegamy sercem, że Jezus nie wypowiada słów na wiatr, a tym bardziej nie mówi po to, żeby kogokolwiek wprowadzać w stan lęku, strachu czy niepewności. Pan Jezus nie straszy mówiąc o strachu, który nadejdzie w obliczu znaków zwiastujących radość nadejścia Pana nieba i ziemi, rzeczy widzialnych i niewidzialnych (Credo). To właśnie wtedy będzie czas podnoszenia głowy, oczu, zatem chodzi o naszą nadzieję i wytrwałość w wierze.

Wiara jest osobistą odpowiedzią na dar Słowa, jaki otrzymujemy każdego dnia. Jeśli jesteśmy umocowani w Słowie, zakorzenieni i ugruntowani (por. Ef 3,17; Kol 1,23) w miłości Boga, wtedy nie będziemy mdleć ze strachu, ale  z poniesioną głową wpatrywać się będziemy w oblicze Chrystusa, jedynego zbawiciela świata. Dlatego znaki, o którym mówi Pan nie będą powodowały lęków, ale ukierunkowywały wzrok w Tego, który nadchodzi. Natomiast ludzie „zgarbieni”, to znaczy wpatrzeni tylko w brud tej ziemi, bez nawrócenia, zostaną ogarnięci przez lęk. Własny ich wybór sprawi, że zamiast przyłożyć głowę do Serca Jezusa pełnego miłości i prawdy, będą mdleć ze strachu, bo zobaczą siebie w całkowitej prawdzie.

Kiedy byłem niedawno na wyspie Patmos, profesor prowadzący wykłady na temat Apokalipsy św. Jana zwracał uwagę, że zapowiedzi apokaliptyczne realizują się już TERAZ, w Misterium Paschalnym Jezusa Chrystusa w każdej Mszy Świętej. Niech zatem nasze uczestnictwo w niedzielnej Eucharystii, w pierwszą niedzielę adwentu sprawi, że podniesiemy głowy tak wysoko, żeby zobaczyć twarz Jezusa, którego słuchamy i przyjmujemy w Komunii Świętej. Dzięki temu, Jezus wprowadza nas w codzienność z innym, bo Bożym spojrzeniem na to, co dokonuje się tu i teraz.

Ks. mgr lic. Tomasz Rąpała – współpracuje z Centrum Formacji Duchowej salwatorianów w Krakowie, pełnił posługę wikariusza, następnie ojca w duchownego w WSD w Tarnowie, aktualnie rekolekcjonista w Centrum Formacyjno – Rekolekcyjnym „Arka” w Gródku nad Dunajcem.

 

ciemność

Krzyk nadziei. XXX Niedziela Zwykła

XXX Niedziela Zwykła – B
Mk 10, 46-52

Ewangelia jest bardzo życiowa. Jeśli oczywiście wierzymy Jezusowi! Tak – jeśli wierzymy, to staje się ona pytaniem, na które należy odpowiedzieć. Jest życiowa, bo zastaje nas takimi jakimi jesteśmy, akurat w takim a nie innym położeniu. Ewangelia – jeśli jej słuchamy sercem – przychodzi do nas także wtedy, kiedy schodzimy w dół,  do Jerycha… A to się dokonuje, gdy dajemy opanować się złym myślom, podejmujemy niewłaściwe wybory, grzeszymy albo ulegamy intelektualnej pysze. To Pan Jezus, który przechodzi, bo On jest zawsze w drodze, jeśli Go zatrzymamy, zabierze nas ku górze. Żyjemy przecież po to, żeby iść ku Niemu.

Bartymeusz z dzisiejszego fragmentu Ewangelii jest bardzo zdeterminowany, uparty, zatrzymuje Jezusa, nie daje się uciszyć innym. I dzięki temu staje się uczniem Pana. On widzi; nie tylko oczami ciała, ale i sercem! Na cóż bowiem uzdrowienie ciała, jeśli serce jest chore?

Wsłuchajmy się dzisiaj w KRZYK (gr. kradzo) Bartymeusza, człowieka, który woła o ratunek dla swojego życia, które cenił.

I jeszcze jedno jest bardzo ważne. Gdy już podbiegł do Jezusa, Pan pyta go o to, co chce, żeby uczynić dla jego życia. Można zapytać: po co? Jezus chce usłyszeć jak on się modli i do kogo się modli! Warto zobaczyć tutaj Jezusa i Bartymenusza stojącego bardzo blisko siebie… Przed kim stoi Bartymeusz? Zawołał do Jezusa tak, jak w Ewangeliach tylko bardzo bliscy Jezusowi: rabbuni. Zatem z krzyku nadziei wyłoniła się wiara człowieka, który stał się uczniem widzącym przede wszystkim sercem.

Ks. mgr lic. Tomasz Rąpała – rekolekcjonista w Centrum Formacyjno – Rekolekcyjnym Diecezji Tarnowskiej „ARKA”, dotychczas pełnił posługę wikariusza, następnie ojca duchownego w WSD w Tarnowie. Współpracuje z Centrum Formacji Duchowej salwatorianów w Krakowie.