1.10.23fs

Tak późno Cię umiłowałem. XXVI Niedziela Zwykła

XXVI Niedziela zwykła – A
Mt 21, 28-32

Wtedy Jezus rzekł do nich: „Zaprawdę powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do Królestwa niebieskiego”.

Jezus wypowiedział te słowa do nich, czyli do arcykapłanów i starszych ludu, a więc do tych, którzy czytali Pismo św., rozważali je, komentowali, głosili Słowo Boże i strzegli prawa Starego Testamentu. My, kapłani, jesteśmy teraz ich następcami, wypełniamy przecież te same zadania. Oni nie uwierzyli Janowi Chrzcicielowi, który zapowiadał przyjście Zbawiciela. Patrzyli na to, czego dokonał Jezus, ale nie potrafili w Niego uwierzyć.

Bolesnym dla nas, kapłanów, byłoby odniesienie do nas słów Jezusa o tym, że to grzesznicy – celnicy i nierządnice – którzy się nawrócili, wyprzedziliby nas w przyjściu do Królestwa niebieskiego. Aby tak się nie stało, trzeba nam głęboko spojrzeć na swoje kapłańskie życie przez pryzmat postaw dwóch synów z tej Ewangelii: Idę, Panie – nie poszedł; Nie chcę – poszedł. Do którego z tych postaw jest mnie, kapłanowi, bliżej? Zapewne najchętniej wybralibyśmy z tych postaw to, co złożyło by się na doskonałe wypełnienie woli ojca, czyli: Idę, Panie – poszedł.

Jak to było w moim kapłańskim życiu dotychczas? Realizowałem ten ideał? Przecież w dniu święceń kapłańskich, każdy z nas, z głębokim przekonaniem, wypowiedział: Idę, Panie, a potem szliśmy za Jezusem. Jak długo? Do dziś? Zdecydowanie, bez błądzenia, zatrzymywania się, zbaczania z drogi? Szczerze, bez pozorów, formalizmu, obłudy? Czy tak było? Jeśli w moim życiu zdarzyło się coś, co w języku tej Ewangelii zostałoby określone jako nie poszedł, to w skrusze serca będę Jezusa błagał – może już któryś raz – o Jego miłosierdzie. Na nowo, z głębokim przekonaniem – jak w dniu moich święceń – wypowiem Idę, Panie, i pójdę za Nim. Na opamiętanie się nigdy nie jest za późno; zawsze można uwierzyć na nowo, głęboko i do końca. Odwagi dodaje nam św. Augustyn:

 Tak późno Cię umiłowałem,
Piękności tak dawna, a tak nowa,
tak późno Cię umiłowałem!

Ks. dr Roman Stafin – ojciec duchowny kapłanów diecezji tarnowskiej.

15.09.23fs

Motywacje przebaczania. XXIV Niedziela Zwykła

XXIV Niedziela Zwykła – A
Syr 27, 30 – 28, 7; Mt 18, 21-35

Przebaczać jest trudno.
Tym trudniej,
im większa doznana krzywda.
Jeszcze trudniej,
gdy to już kolejny raz.
Siódmy,
albo siedemdziesiąty siódmy…

Trochę łatwiej,
gdy ma się ku temu dobrą motywację.

Mędrzec Syrach wskazuje dziś na to,
jaka jest właściwa motywacja przebaczania:
Przebacz, aby i tobie przebaczono.

Podobnie Jezus podsumowuje przypowieść
z fragmentu Ewangelii dzisiejszej niedzieli:
Jeśli nie przebaczysz z serca bratu,
Ojciec niebieski nie przebaczy tobie.

Ale w samej przypowieści
Jezus pokazuje drugą,
o wiele ważniejszą motywację:
Przebacz, bo tobie JUŻ PRZEBACZONO!!!
Pan rzekł: Darowałem Ci cały ten dług…
Czy i ty nie powinieneś??? (por. Mt 18, 32-33).

***

Tyle razy już mi przebaczono…

W sakramencie spowiedzi
przebaczyłeś mi, Panie,
wszystkie grzechy
nie siedem,
nie siedemdziesiąt siedem,
ale setki razy!!!

Daj mi o tym pamiętać,
przypomnij mi o tym,
wstrząśnij mną tą świadomością,
gdy kolejny raz będę się blokował
w swej pysze i zadufaniu,
by przebaczyć temu,
kto mi zawini po raz drugi, trzeci czy czwarty,
a nawet jeśli po raz setny…

Ks. Michał Łukasik – Centrum Formacji Misyjnej.

rozmowa

Correctio fraterna. XXIII Niedziela Zwykła

XXIII Niedziela Zwykła – A
Mt 18, 15-20

„Gdy brat twój zgrzeszy, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata” (Mt 18, 15).

Jak trudno zwrócić współbratu w kapłaństwie uwagę. Bo przecież ma swoje sumienie… Jeszcze sobie źle o mnie pomyśli, albo się obrazi…

Dlatego pierwszym krokiem correctio fraterna jest własny przykład życia i dobrego postępowania. Gdy to nie zadziała, wtedy można sięgnąć po słowa: „Poza dobrym przykładem jeden tylko pozostaje środek, jedna droga do wyleczenia – pouczenie przez słowo” (św. Jan Chryzostom, Dialog o kapłaństwie, IV, 3).

Gdy już zdecydujemy się na ten krok musimy pamiętać, że „[t]rzeba ze szczególną uwagą zadbać, aby surowość nie była zbyt twarda, a miłość zbyt miękka” (św. Grzegorz Wielki, Księga reguły pasterskiej, II, 6).

Serce zatwardziałe przez grzech nie będzie zdolne przyjąć pouczenia, jeżeli nie zmiękczymy go miłością. „[D]yscyplina i miłosierdzie dużo tracą, jeżeli stosuje się jedną bez drugiej” (św. Grzegorz Wielki, Księga reguły pasterskiej, II, 6).

Ks. Krzysztof Iwanicki – wikariusz parafii pw. Św. Mikołaja Bpa w Bochni.

3.09.23fs

„Pójść” z miłości. XXII Niedziela Zwykła

XXII Niedziela Zwykła – A
Mt 16, 21-27

W słowach tej Ewangelii Jezus Chrystus poucza, co znaczy być Jego prawdziwym uczniem. Prawdę tę wyraża w jednym, bogatym w treść zdaniu, zawierającym trzy wymiary bycia Jego uczniem: „Jeśli kto chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje.” Jezus wypowiada te słowa po pierwszej zapowiedzi swej męki, a więc mówi o konsekwencjach wejścia uczniów na Jego drogę cierpienia.

„Niech się zaprze samego siebie…” – użyty tutaj czasownik aparneomai oznacza „wyrzec się kogoś”, „zaprzeczać jakimkolwiek powiązaniom”. Uczeń nie może niczego przedkładać nad pójście za Jezusem. Musi być wolny od wszelkich więzów. Powinien zrezygnować z własnych egoistycznych pragnień i dążeń, nawet dopuszczalnych; chodzi o to, aby podporządkować swoje życie całkowicie woli Chrystusa. Wyrzeczenie jest znakiem gotowości do przyjęcia krzyża i już jego początkiem.

– Przywiązanie do kogo lub do czego utrudnia mi pójście za Chrystusem?
– Jakie zajęcia zabierają mi czas, który powinienem poświęcić na spotkanie z Chrystusem?
– Na jakie konkretne wyrzeczenie zdobyłem się ostatnio?

„…niech weźmie krzyż swój” – O tym Jezus już mówił w mowie misyjnej (10, 38n); był z uczniami w drodze do Jerozolimy, gdzie czekał na Niego krzyż. I teraz też tak ma być, tzn. uczeń powinien nieść krzyż w różnych jego postaciach i być gotowym nawet na nim umrzeć. Rzymską praktykę niesienia krzyża przez skazańców i śmierci na nim, przyjął Jezus jako formę zbawczego cierpienia. Jego niesienie krzyża jest wezwaniem dla uczniów, aby ze względu na Niego przyjmowali wszelkie cierpienie.

– Czy obciąża mnie bardzo jakieś cierpienie i chętnie bym się od niego uwolnił?
– Czy zdobyłem się ostatnio na jakąś ofiarę, aby komuś pomóc nieść jego krzyż?

„…niech mnie naśladuje” – Użyte tutaj określenie akolouthein oznacza „naśladować kogoś”, „upodabniać się do kogoś”. To wezwanie Jezusa nie jest zwykłym zaproszeniem do towarzyszenia Jemu, lecz podejmowaniem przez ucznia takich działań, które będą kontynuacją tego, co czynił sam Jezus. Uczeń angażuje się całym sobą w to misyjne dzieło, które prowadził Jezus; uczeń czyni to także wtedy, gdy jego zaangażowanie jest związane z cierpieniem, a nawet może prowadzić do śmierci.

– Czy pytam Jezusa, szczególnie w sytuacjach trudnych, jaka jest Jego wola?
– Czy po doświadczeniu mojej słabości w naśladowaniu Chrystusa, spotykam się z Nim – jak najwcześniej – w sakramencie pokuty?

Myślę, że to rozważanie konkluduje dobrze myśl Kardynała Josepha Ratzingera z jego wprowadzenia do drogi krzyżowej: Jezus mówi nam, „co oznacza zdanie, które w Ewangeliach synoptycznych antycypuje te centralne słowa Jego orędzia: ‘Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje’ (Mt 16, 24). W (…) tych słowach sam Jezus nam objaśnia, czym jest ‘droga krzyżowa’ – jak mamy nad nią medytować i nią podążać: droga krzyżowa jest drogą utraty siebie, czyli drogą prawdziwej miłości. Tę drogę On przed nami przebył, tej drogi chce nas uczyć (…)” (Ratzinger, Opera omnia IV, 776).

Nigdy dość medytować, że „wyrzekanie się siebie” to miłość, że „wzięcie i niesienie krzyża” to też miłość i że „naśladować” Jezusa można tylko z miłości do Niego.

Ks. dr Roman Stafin – ojciec duchowny kapłanów diecezji tarnowskiej.

 

20.08.23fs

Wielka wiara na niewiary tle. XX Niedziela Zwykła

XX Niedziela Zwykła – A
Mt 15, 21-28

Tym lepiej jawi się coś naszym oczom,
im bardziej kontrastujące jest tło,
na którym jest to ukazane.

Dziś jawi się naszym oczom wielka wiara
kobiety ze świata niewiary.
Wiara tak wielka,
że zachwyciła Jezusa.
Uchwycił ją bowiem,
zbadawszy jej szczerość, pokorę, wytrwałość.

Uchwycił jej wiarę,
zauważył, rozpoznał,
podobnie jak chwilę wcześniej
uchwycił małą wiarę Piotra,
który zwątpił (Mt 14, 31),
a chwilę później
małą wiarę wszystkich uczniów,
którzy nie rozumieli,
nie pamiętali,
nie pojmowali (Mt 16, 8-11).

Wielka wiara poganki
na tle małej wiary uczniów.

Cóż za paradoks!

***

Uczniowie prosili: „Odpraw ją!”

A ja proszę dziś jej słowami:
„Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida!”
Ulituj się nad moją niewiarą,
nad moimi zwątpieniami.
Ulituj się nad moją wiarą pyszną,
patrzącą z góry na tych,
o których mniemam, że są gorsi ode mnie.
Ulituj się nad moją wiarą małą i kruchą,
która tylu rzeczy nie rozumie, nie pamięta, nie pojmuje.

„Panie, dopomóż mi!”

Ks. Michał Łukasik – wikariusz parafii pw. Matki Bożej Szkaplerznej w Szymbarku.

Piotr

Niebezpieczna pokusa. XIX Niedziela Zwykła

XIX Niedziela Zwykła – A
Mt 14, 22-33

Burze zdają się nasilać. Już nie tylko na zewnątrz Kościoła, ale przede wszystkim te w Jego wnętrzu. Łódź, którą płyniemy zdaje się trzeszczeć do granic wytrzymałości.

Są jednak burze jeszcze groźniejsze: burze w nas samych. Orygenes w ewangelicznej burzy upatrywał pokusy. Pisał: „Jeśli kiedyś znajdziemy się wystawieni na nieuniknione i nieubłagane pokusy, przypomnijmy sobie, że to Jezus kazał nam wsiadać do łodzi i chce, byśmy sami poprzedzali go w drodze na drugi brzeg”.

Pokusą, której nade wszystko winniśmy się wystrzegać, jest skupianie się na burzy. „Dopóki Piotr patrzył się w oczy Jezusa, dopóty szedł po wodzie. Ale kiedy jego wzrok przesunął się w stronę tego, co go mogło zastraszyć, zaczął iść na dno” (św. Jan Paweł II).

Choć żyjemy w czasach zamętu i burz, patrzmy nade wszystko w naszego Pana. On nie pozwoli nam zatonąć. „Panie Jezu Chryste, Synu Boga żywego, (…) nie dozwól mi nigdy odłączyć się od Ciebie”.

Ks. Krzysztof Iwanicki – wikariusz parafii pw. Krzyża Świętego i MBNP w Tarnowie.

Jezus

“Pojęty od wewnątrz”. Święto Przemienienia Pańskiego

Święto Przemienienia Pańskiego

Centralny moment opisywanego przez Mateusza wydarzenia na górze Tabor wyraża sformułowanie: „Tam przemienił się wobec nich”. Użyty tutaj czasownik metamorfoun określa przemianę fizyczną, ale u św. Pawła (Rz 12, 2; 2 Kor 3, 18) oznacza przemianę duchową. Mateusz pisze, że „twarz Jego zajaśniała jak słońce”. Zapewne nawiązuje on do opisu pobytu Mojżesza na górze Synaj, gdzie jego twarz też jaśniała. Według tradycji starotestamentalnej Mesjasz miałby tak właśnie promieniować. Oznacza to, że twarz Jezusa byłaby znakiem Jego mesjaństwa. Zewnętrzny wygląd Jezusa był potwierdzaniem tego, kim był wewnątrz, czyli Mesjaszem. Takiego Jezusa uczniowie jeszcze nie widzieli. Znali Go jako ich mistrza i nauczyciela, a teraz zobaczyli Zbawiciela.

Ks. Sławomir Oder, postulator procesu beatyfikacyjnego ojca świętego Jana Pawła II, w książce „Dlatego święty” pisze, że papież do krążących o nim opinii odniósł się w następujący sposób: „Starają się mnie zrozumieć od zewnątrz, ale ja mogę jedynie być pojęty od wewnątrz.” Jezus został „pojęty” przez uczniów „od wewnątrz” przez zewnętrzną przemianę. Jan Paweł II chciał być „pojmowany” przez swoje wnętrze, którym się dzielił z ludźmi. Jak mnie, kapłana, ludzie „pojmują”? Zatrzymują się tyko na moich słowach, gestach reakcjach, zachowaniu? Czy poprzez te zewnętrzne formy odkrywają bogactwo mojego wnętrza? Czy „pojmują mnie od wewnątrz”? Jeśli tak nie jest, to na pewno będzie, jeżeli będę słuchał, medytował i żył słowem Bożym na co dzień. Przecież do tego wzywał głos Ojca w czasie przemienienia Jezusa: „Jego słuchajcie”.

Kardynał Joseph Ratzinger w jednym ze swoich kazań wygłoszonych z okazji święceń diakonatu tak interpretuje dzisiejszą Ewangelię: „Ze świetlistego promienia Boga, który w tym dniu wniknął w serca uczniów, jako trwałe wezwanie pozostały te słowa: „Jego słuchajcie”. I wiedzieli od tej godziny, że stali w owym świetle Boga, że znajdują się w przestrzeni przemienienia, przemiany świata, jeżeli będą trwać w tym słowie i coraz głębiej wnikną w to słowo. Ich całe życie od tej godziny było wchodzeniem w to słowo, „Jego słuchajcie”; coraz głębsze zasłuchiwanie się w Syna, w Jezusa Chrystusa, i w ten sposób sprawianie, by inni ludzie także Go słyszeli [i aby też byli wprowadzani] w ten sposób w blask światła przemienienia” (Ratzinger, Opera omnia XII, 579n).

Postanawiam jeszcze mocniej „wchodzić w słowo” Bożego Syna, Jezusa Chrystusa, aby znajdować się w „przestrzeni przemienienia” i aby mnie ludzie „pojmowali od wewnątrz”.

Ks. dr Roman Stafin – ojciec duchowny kapłanów diecezji tarnowskiej.

16.07.23fs

Siewca słowa. XV Niedziela Zwykła

XV Niedziela Zwykła – A
Iz 55, 10-11; Mt 13, 1-23

Ziarnem jest słowo Boże,
a siewcą jest Chrystus.

Ale, jeśli ja mam być jak On,
jeśli mam iść za Nim i Go naśladować,
jeśli mam iść na cały świat i głosić Ewangelię,
to znaczy, że i ja mam być siewcą słowa.
Siewcą Bożego słowa.

Zadaniem siewcy jest siać,
a nie oglądać plony!

Problemem w pracy siewcy
jest nie tyle niewdzięczność gleby,
co zwątpienie w potencjał ziarna,
w skuteczność słowa.

Najczęściej zwątpienie to wyraża się chyba
w zastępowaniu Bożego słowa
swoimi własnymi – pustymi najczęściej – słowami.

Stąd, zamiast godzin spędzonych
na uważnym wsłuchiwaniu się w Boże słowo,
na rozważaniu tekstów Biblii,
poszukiwaniu ich głębszego znaczenia,
na modlitwie tymi tekstami,
dzięki czemu stają się żywym słowem Boga,
zamiast takiego zaangażowania,
które przemieniałoby się
w pełne fascynacji dzielenie się usłyszanym
i przyjętym słowem Bożym,
tak często siewcy słowa
mają do zaoferowania jedynie
własne teorie,
ckliwe historyjki,
moralizatorskie anegdoty,
wzniosłe cytaty,
spekulatywne domysły,
mądrze brzmiące twierdzenia,
i utarte slogany katolickiej nowomowy…

***

Moim zadaniem jest siać.
Siać słowo.
Siać Boże słowo.
I nie oglądać się na plony.
I nie tłumaczyć frustracji tych,
którzy nie widzą plonów,
których nie ma,
bo siali jedynie ziarno własnego pustosłowia.

Ks. Michał Łukasik – wikariusz parafii pw. Matki Bożej Szkaplerznej w Szymbarku.

jarzmo

Jarzmo. XIV Niedziela Zwykła

XIV Niedziela Zwykła – A
Mt 11, 25-30

Któż z nas nie jest utrudzony i obciążony? Dlatego każdy spełnia warunek, który pozwala przyjść do Jezusa: „Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11, 28).

Wydaje się, że Pan nas woła po to, żeby zdjąć z nas ciężar, skoro jesteśmy utrudzeni i obciążeni… Nie. On mówi: „Weźcie na siebie moje jarzmo (…). Albowiem słodkie jest moje jarzmo, a moje brzemię lekkie” (Mt 11, 29-30). Czy to nie dziwne, że utrudzeni i obciążeni mają jeszcze wziąć na siebie jarzmo? Chrystus zdaje się mówić każdemu z nas: „Wiesz dlaczego jesteś zmęczony? Nie dlatego, że niesiesz za dużo, lecz dlatego, że niesiesz za mało, że nie niesiesz mojego jarzma”.

Czym jest to jarzmo Chrystusa – słodkie i lekkie? Dlaczego niosąc je jest łatwiej?

Jarzmo to uprząż, którą nakładano na karki zwierząt pociągowych. Składało się ono z drewnianej ramy, która sprawiała, że zwierzęta szły równo. Jak rozumieć to jarzmo, o którym dzisiaj mówi Chrystus? Tradycja rabiniczna identyfikowała jarzmo z Torą, z Pięcioksięgiem. Tak, jak jarzmo sprawiało, że zwierzęta szły równo, tak jarzmem, które sprawia, że człowiek idzie równo, że prowadzi się prosto, po Bożemu były wskazania zawarte w Pięcioksięgu Mojżesza.

Wiara, religia są zawsze pewnym jarzmem, ciężarem. Przez wieki te słowa były jakby zakodowane w symbolice ornatu i stuły. Ubierając ornat kapłan modlił się: „Panie, który powiedziałeś: „Jarzmo moje jest słodkie, a ciężar lekki”, daj ażebym mógł je tak dźwigać żeby zasłużyć na łaskę Twoją”. Natomiast ubierając stułę kapłan krzyżował ją, ponieważ jarzmo Chrystusa ma ostatecznie postać krzyża.

„Weźcie na siebie moje jarzmo (…). Albowiem słodkie jest moje jarzmo, a moje brzemię lekkie” (Mt 11, 29-30). Jak to możliwe, żeby jarzmo było słodkie? Takie pytanie stawiał sobie w jednym z kazań św. Augustyn. Pytał tak: jakże to jarzmo może być łagodne i lekkie, skoro widzimy, jak są doświadczani i trudzą się ci, którzy je przyjmują? Augustyn miał rację. Wcale nie jest tak, że człowiekowi wierzącemu jest w życiu łatwiej. Wręcz przeciwnie…

To dlaczego warto wziąć jarzmo Chrystusowe? I co jest tym jarzmem?

Augustyn rozwiązanie tej zagadki znalazł w miłości. Zauważył, że nawet w sprawach doczesnych, przemijających, skłonni jesteśmy znieść trud i cierpienie dla osiągnięcia jakiegoś dobra. Trudno to wszystko znieść, gdy nie ma miłości. Jeśli czegoś nie lubimy, ciężko jest podjąć towarzyszący temu trud. To jednak, co trudne, miłość czyni łatwym, a przynajmniej łatwiejszym. Augustyn użył bardzo obrazowego porównania: gdy oberwiesz ptakowi skrzydła, ujmiesz mu ciężaru, ale choć stał się lżejszy, nie wzniesie się już w górę, lecz pozostanie na ziemi. Taki jest właśnie ciężar Chrystusowy. Gdy go weźmiemy na ramiona, przekonamy się, jak jest lekki i słodki, odrywający od ziemi, a porywający ku niebu. Te skrzydła, o których mówił Augustyn, były dla niego symbolem dwóch przykazań miłości. A raczej jednego przykazania, które ma dwa skrzydła: przykazania miłości Boga i bliźniego. Ów lekki ciężar jest natomiast samą miłością. Tam, gdzie jest miłość, wszystko staje się łatwiejsze. Ona jedna jest tym ciężarem, który jest lekki. Bo kochający chętnie wypełnia to, co niejako z przymusu podejmuje człowiek, który nie kocha. W innym swoim dziele św. Augustyn pięknie powiedział: „gdzie jest miłość, tam albo nie odczuwa się trudu, albo nawet sam trud jest miłowany”. „Gdzie jest miłość, tam albo nie odczuwa się trudu, albo nawet sam trud jest miłowany”.

Potrzebujemy bardzo chwil z Chrystusem, w których będzie On napełniał nasze serca tą miłością, która pomoże nam dźwigać trudy dnia codziennego. Potrzebujemy takiego Bożego odpoczynku. Cyprian Kamil Norwid napisał, że odpocząć oznacza „począć na nowo”. Chwila spędzona codziennie z Jezusem jest odpoczynkiem, siłą, by na nowo poczynać trud codzienności. Szukajmy spoczynku przed Panem. Nie tłumaczmy się tym, że nie mamy czasu, że jesteśmy zabiegani. Właśnie dlatego, że jesteśmy utrudzeni i obciążeni, musimy przychodzić do Chrystusa, aby nas pokrzepił.

Ks. Krzysztof Iwanicki – wikariusz parafii pw. Krzyża Świętego i MBNP w Tarnowie.

2.07.23fs

„Stracić”, aby żyć. XIII Niedziela Zwykła

XIII Niedziela Zwykła – A
Mt 10, 37-42

Jezus po ukazaniu trzech relacji pokoleniowych: ojciec – syn, matka – córka, teściowa – synowa, przedstawia warunki bycia Jego uczniem. Najpierw wzywa do wzięcia krzyża i pójścia za nim, a następnie mówi: „Kto znajdzie swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je.” Aby zrozumieć tę wypowiedź, trzeba poznać, co oznacza w tym miejscu słowo „życie” (psyche). Tym słowem Mateusz określa egzystencję człowieka. „Znaleźć życie” – „stracić życie” to są antynomie, które opisują dwie różne ludzkie postawy. Jedna wyraża się w tym, że człowiek nie chce zrezygnować z pełni życia tu na ziemi i z jego przyjemności; przyjmując drugą postawę, człowiek wyrzeka się swego ziemskiego życia i czyni to dla Chrystusa. W ten sposób pierwszy z nich – patrząc na ich postawy w wymiarze eschatologicznym – traci życie wieczne, a drugi doświadcza zbawienia.

Odnosząc tę analizę do życia kapłańskiego, warto przytoczyć tutaj słowa Jana Pawła II, jakie skierował do kapłanów w jego pierwszym liście na Wielki Czwartek (1979), pisząc o kapłaństwie służebnym: „Może nam się czasem wydawać (…), że [wierni] chcą, abyśmy byli we wszystkim ‘tacy sami’. Czasem wręcz zdaje się, że tego od nas się domagają. Tutaj wszakże potrzebny jest głęboki ‘zmysł wiary’ oraz ‘dar rozeznania’. Bardzo łatwo bowiem ulec pozorom i paść ofiarą zasadniczego złudzenia. Ci, którzy domagają się zeświecczenia życia kapłańskiego, którzy dają poklask różnym jego przejawom, opuszczą nas z całą pewnością wówczas, gdy już ulegniemy pokusie. Wówczas przestaniemy być potrzebni i popularni. Epoka nasza cechuje się różnymi formami ‘manipulacji’, ‘instrumentalizowania’ człowieka. Nie możemy ulec żadnej z nich. Ostatecznie zawsze potrzebny ludziom okaże się tylko kapłan świadomy pełnego sensu swego kapłaństwa: kapłan, który głęboko wierzy, który odważnie wyznaje, który żarliwie się modli, który z całym przekonaniem naucza, który służy (…)”

Niestety zdarza się, że kapłan ulega takiemu „światowemu” myśleniu i coraz mocniej wciągany w ten świat, w konsekwencji „rzuca sutannę”; rezygnuje on z owego – dla Chrystusa – „tracenia” ziemskiego życia i szuka innej jego formy, zwykle w związku małżeńskim. Jakże często, ale dopiero po pewnym czasie,  uświadamia sobie, że tak wiele stracił nie zachowując wypływającej z jego powołania formy życia, czyli stanu kapłańskiego. Kardynał Joseph Ratzinger analizując rozumienie osoby w teologii i pisząc o różnicy między materią a duchem, podkreśla, że duch „w przekraczaniu siebie, ma siebie; dopiero będąc przy Innym, staje się sobą, dochodzi do siebie. Mówiąc jeszcze inaczej: bycie-przy-Innym jest formą bycia przy sobie. Przypomina to jeden z podstawowych aksjomatowi teologicznych, który w swoisty sposób można tu zastosować – słowa Chrystusa: ‘kto starci swe życie, znajdzie je’ (por. Mt 10, 39). To podstawowe prawo ludzkiej egzystencji, które wypowiedziane zostało w perspektywie zbawienia, charakteryzuje istotę ducha, który stając się sobą realizuje swoją pełnię tylko wtedy, gdy odchodzi od siebie, gdy idzie ku Innemu” (Ratzinger, Opera omnia III/1, 44).

Rozważę: Jak wygląda w moim kapłańskim życiu szukanie pełni przez  „odchodzenie od siebie” i zdążanie „ku Innemu”, ku Chrystusowi?

Ks. dr Roman Stafin – ojciec duchowny kapłanów diecezji tarnowskiej.