ikona

Czaszka zamiast pustego żłobka. III Niedziela Adwentu

III Niedziela Adwentu – C
Łk 3, 10-18

„Gdy więc lud oczekiwał z napięciem i wszyscy snuli domysły w sercach co do Jana…” (Łk 3, 15).

Słowa te z dzisiejszej Ewangelii powinny opisywać nie tylko współczesnych Chrzcicielowi, ale również nas samych. W pierwszej części Adwentu – w której wciąż trwamy – powinniśmy oczekiwać z napięciem oraz w sercach medytować nad rolą Jana Chrzciciela…

Niestety postać Jana Chrzciciela oraz Izajasza, które powinny stać w centrum większej części Adwentu, są spychane na margines przez roraty i drugą prefację adwentową, która ukierunkowuje nas bezpośrednio na przyjście Syna Bożego w uroczystości Bożego Narodzenia („On pozwala nam z radością przygotować się na święta Jego Narodzenia…”). Oczywistym jest, iż nie ma lepszego wzoru oczekiwania na przyjęcie Chrystusa i Jego łaski, niż Najświętsza Maryja Panna. Jednak nie bez powodu Kościół dzieli Adwent na dwa okresy.

I tak, jak Pan Bóg przygotował ludzi na swoje przyjście w potrójny sposób: przez Stare Przymierze, przez Jana Chrzciciela oraz przez Najświętszą Panienkę, tak teraz Kościół stawia nam przed oczy trzy postaci: Izajasza, Jana Chrzciciela oraz Maryję. Dlatego zajmują one tak wiele miejsca w Adwencie i są dla nas przewodnikami w przygotowaniu się do łaski pełnego przybycia Pana.

Czy jednak nie zapominamy o adwentowych prorokach – Izajaszu i Janie Chrzcicielu? „Jan Chrzciciel uczynił z Adwentu czas pokuty” (P. Parsch). Czy jest to dla nas jeszcze czas pokuty i nawrócenia, prostowania ścieżek? Czy wyłącznie „radosny czas oczekiwania na Święta Bożego Narodzenia”? Czy białe ornaty maryjne zakładane codziennie podczas mszy wotywnej nie przysłoniły nam fioletowego koloru tego okresu, dziś tylko na chwilę przerwanego kolorem różowym? Co zrobiliśmy z pierwszą częścią Adwentu (znacznie dłuższą od drugiej), w której głównym motywem oczekiwania jest powtórne przyjście Chrystusa? Co zrobiliśmy z tekstami liturgicznymi na poszczególne dni Adwentu? Począwszy od czytań z proroka Izajasza, przez Ewangelie wypadające w kolejne dni, aż po formularz mszalny (na każdy dzień inny!).

Jak sprawdzić czy zapominamy o pierwszej części Adwentu? Skoro jest ona przede wszystkim czasem oczekiwania na paruzję, a paruzją dla każdego z nas jest jego śmierć – to sprawdzenie jest bardzo proste. Ile razy w Adwencie myślałeś o śmierci? Ile razy mówiłeś o niej wiernym? Ile razy mówiłeś o tym, że na tę chwilę trzeba być dobrze przygotowanym?

Ikonografia w zaskakujący sposób łączy żłobek Chrystusa z śmiercią. Gdy spojrzymy na ikonę Bożego Narodzenia, zauważymy na niej Jezusa owiniętego w całun pogrzebowy. Adwent, a szczególnie jego pierwsza część przypomina nam o śmierci i nawróceniu. Może zatem zamiast pustego żłobka i innych dekoracji należałoby raczej koło adwentowego wieńca umieścić czaszki (obecnej w przestrzeni liturgicznej do przełomu XIX i XX w.)? I może wbrew wszechobecnej już w tym momencie „magii świąt” musimy zacząć wzywać: „memento mori”?

ks. Krzysztof Iwanicki – wikariusz parafii pw. Krzyża Świętego i MBNP w Tarnowie.

kapłan

Być Jego głosem. II Niedziela Adwentu

II Niedziela Adwentu – C
Łk 3, 1-6

Bóg działa w historii powszechnej. Św. Łukasz przedstawia ówczesną konkretną rzeczywistość wymieniając siedem postaci z życia politycznego, społecznego i religijnego, które w tym czasie ogrywały ważną rolę w tamtejszym regionie basenu Morza Śródziemnego. Ta symboliczna liczba może oznaczać pełnię historii. Jan Chrzciciel zostawia ten świat po to, aby do niego wrócić, ale już z określoną misją. W tym głośnym świecie nie mógłby usłyszeć głosu powołania. Jan udaje się więc na pustynię. Tam do niego „skierowane zostało słowo Boże”, aby mógł stać się głosem Tego, który ma przyjść i który będzie tym właściwym Słowem dla ludzi i ich zbawienia.  „Głos wołającego na pustyni” – Jan zaczynając pełnić swoją misję używa słów proroka Izajasza, który pociesza naród izraelski znajdujący się w niewoli i tracący nadzieję na powrót do ojczyzny. Ten wybitny prorok Starego Testamentu mówi o przygotowaniu drogi dla triumfalnej procesji, na czele której będzie kroczył Bóg prowadząc lud wracający do domu.

Takich powrotów drogami „prostymi” i „gładkimi” – po opuszczeniu dróg „krętych” i „wyboistych” – potrzebuje człowiek w każdym środowiska i w każdej epoce, doświadczając obciążających go skutków grzechu pierworodnego. Zadaniem proroka Izajasza było wzywanie do „prostowania” i „wygładzania” dróg dla Jahwe; podobne zadanie miał Jan Chrzciciel przygotowując ludzi na przyjście Zbawiciela. Taką samą misję otrzymuje każdy kapłan.

Orygenes w komentarzu do Ewangelii św. Jana o relacji Jana Chrzciciela do Jezusa pisze w następujący sposób: „Aby umysł mógł zrozumieć słowo, które głos wypowiada, potrzeba, aby najpierw ów głos mógł być usłyszany: dlatego Jan rodzi się przed Chrystusem. My rzeczywiście możemy najpierw uchwycić sam głos, a potem dopiero słowo i jego znaczenie. Jan następnie wskazuje na Chrystusa, któremu głos nadaje znaczenie”. Jako kapłan mam takie samo zadanie, jakie miał Jan Chrzciciel, tzn. mam przygotować serca ludzi do przyjęcia Jezusa Chrystusa i Jego nauki. Aby móc to zadanie wypełnić, muszę stworzyć warunki, w których mogłoby być do mnie „skierowane słowo Boże”. Muszą to być warunki podobne do tych, w których znalazł się Jan Chrzciciel, czyli musi to być „pustynia” z jej ciszą, samotnością, wolnością od wpływu świata; a to wszystko zapewnia otwartość umysłu i serca na prawdę o sobie, o Bogu i na to, co duchowo głębokie i zarazem fundamentalne w życiu i posłudze kapłana. Dopiero po opuszczeniu takiego miejsca i czasu, mogę stać się – jak pisze Orygenes – „usłyszanym” głosem, który będzie otwierał ludzkie serca na Słowo, którym jest Jezus Chrystus.

Jak wyglądają moje „pustynne” chwile w moim życiu? Kiedy ostatnio przeżyłem mój osobisty dzień skupienia? Tyleż jest miejsc w mojej diecezji, które stwarzają wspaniałe warunki ku temu. A może te moje niby samotne chwile to zaledwie szczątki dnia wypełnionego intensywną pracą?

„A przeto krzyknij już, że w Betlejemie
Bóg się narodził…
…i że więc co roku
Cieszą się ludzie”
C. K. Norwid, [Powiedz im, że duch odbrzmiał myśli wiecznej]

Czy podjąłem już postanowienie na adwentowy czas, aby to kapłańskie „krzyknięcie”, czyli mój głos, niosło Słowo Zbawiciela do ludzi?

Ks. dr Roman Stafin – ojciec duchowny kapłanów diecezji tarnowskiej.

 

 

chmury

Uważajcie na siebie. I Niedziela Adwentu

I Niedziela Adwentu – C
Łk 21,25-28.34-36

Na pierwszy rzut, słysząc o znakach i niebywałych zjawiskach, które będą towarzyszyć powtórnemu przyjściu Chrystusa, możemy czuć się nieswojo nawet wtedy, gdy czytamy Ewangelię… Jednak, kiedy jesteśmy wierni Słowu Bożemu dostrzegamy sercem, że Jezus nie wypowiada słów na wiatr, a tym bardziej nie mówi po to, żeby kogokolwiek wprowadzać w stan lęku, strachu czy niepewności. Pan Jezus nie straszy mówiąc o strachu, który nadejdzie w obliczu znaków zwiastujących radość nadejścia Pana nieba i ziemi, rzeczy widzialnych i niewidzialnych (Credo). To właśnie wtedy będzie czas podnoszenia głowy, oczu, zatem chodzi o naszą nadzieję i wytrwałość w wierze.

Wiara jest osobistą odpowiedzią na dar Słowa, jaki otrzymujemy każdego dnia. Jeśli jesteśmy umocowani w Słowie, zakorzenieni i ugruntowani (por. Ef 3,17; Kol 1,23) w miłości Boga, wtedy nie będziemy mdleć ze strachu, ale  z poniesioną głową wpatrywać się będziemy w oblicze Chrystusa, jedynego zbawiciela świata. Dlatego znaki, o którym mówi Pan nie będą powodowały lęków, ale ukierunkowywały wzrok w Tego, który nadchodzi. Natomiast ludzie „zgarbieni”, to znaczy wpatrzeni tylko w brud tej ziemi, bez nawrócenia, zostaną ogarnięci przez lęk. Własny ich wybór sprawi, że zamiast przyłożyć głowę do Serca Jezusa pełnego miłości i prawdy, będą mdleć ze strachu, bo zobaczą siebie w całkowitej prawdzie.

Kiedy byłem niedawno na wyspie Patmos, profesor prowadzący wykłady na temat Apokalipsy św. Jana zwracał uwagę, że zapowiedzi apokaliptyczne realizują się już TERAZ, w Misterium Paschalnym Jezusa Chrystusa w każdej Mszy Świętej. Niech zatem nasze uczestnictwo w niedzielnej Eucharystii, w pierwszą niedzielę adwentu sprawi, że podniesiemy głowy tak wysoko, żeby zobaczyć twarz Jezusa, którego słuchamy i przyjmujemy w Komunii Świętej. Dzięki temu, Jezus wprowadza nas w codzienność z innym, bo Bożym spojrzeniem na to, co dokonuje się tu i teraz.

Ks. mgr lic. Tomasz Rąpała – współpracuje z Centrum Formacji Duchowej salwatorianów w Krakowie, pełnił posługę wikariusza, następnie ojca w duchownego w WSD w Tarnowie, aktualnie rekolekcjonista w Centrum Formacyjno – Rekolekcyjnym „Arka” w Gródku nad Dunajcem.

 

man

Cała prawda o mnie. Uroczystość Jezusa Chrystusa, Króla Wszechświata

Uroczystość Jezusa Chrystusa, Króla Wszechświata – B
J 18, 33b-27

Inny wobec najbliższych,
inny wobec rodziny,
inny wobec przyjaciół,
inny wobec znajomych – takich po prostu,
a inny wobec nieznajomych.

Inny wobec przełożonych,
inny wobec podwładnych,
inny wobec współpracowników,
inny wobec wpływowych,
inny wobec zwykłych, prostych.

Inny dla życzliwych dla mnie
i dla nieżyczliwych – inny.

Inny w końcu wobec siebie,
a wobec Boga jeszcze inny.

Wobec każdego inny,
po trochę nieprawdziwy…

A na ustach: „Jezus jest moim Królem!”.

Tyle, że Jego Królestwo, to KRÓLESTWO PRAWDY…

Jaka jest więc prawda o mnie?
Jaka jest CAŁA prawda o mnie?

Ks. Michał Łukasik – wikariusz parafii pw. Matki Bożej Szkaplerznej w Szymbarku.

gwiazdy

Spadające gwiazdy, czyli kilka słów o autorytetach. XXXIII Niedziela Zwykła

XXXIII Niedziela Zwykła – B

W owe dni, po tym ucisku, słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku. Gwiazdy będą spadać z nieba  i moce na niebie zostaną wstrząśnięte (Mk 13, 24-25.28).

Trzeszczy cały świat. Raz po raz spadają kolejne gwiazdy. Jak zinterpretować tę katastrofę? Z pewnością nie jest to opis katastrofy kosmicznej we wszechświecie.

Gwiazdy – jak podpowiada nam I czytanie z Księgi Daniela – to mądrzy, którzy świecili jak blask sklepienia i ci, którzy nauczyli wielu sprawiedliwości. To autorytety, które wyznaczały kierunek i pomagały zorientować się w pogmatwanym świecie.

Niestety raz po raz boleśnie okazuje się, że autorytety te spadają z nieba. Dyskredytują się swoimi słowami i postępowaniem. Jak zatem odnaleźć się w świecie, w którym spadające gwiazdy można zaobserwować niemalże każdej nocy?

Zamiast fascynować się prywatnymi objawieniami – zgłębiać Boże Objawienie zawarte w Piśmie Świętym i Tradycji. Zamiast słuchać internetowego kaznodziei – poczytać dzieła świętych.

Receptą na spadające gwiazdy – upadek autorytetów – jest trzymanie się wiary katolickiej i apostolskiej (por. Kanon Rzymski), jest powrót do Tradycji: do Ojców Kościoła, do świętych. To pewne i jasno błyszczące gwiazdy światłem Chrystusowym.

„I już nocy nie będzie. A nie potrzeba im światła lampy ani światła słońca, bo Pan Bóg będzie świecił nad nimi i będą królować na wieki wieków” (Ap 22, 5).

ks. Krzysztof Iwanicki – wikariusz parafii pw. Krzyża Świętego i MBNP w Tarnowie.

kapłan i eucharystia

Oddać Bogu wszystko. XXXII Niedziela Zwykła

XXXII Niedziela Zwykła – B
Mk 12, 38-44

Jeżeli ci ludzie odziani w szczególny sposób, uchodzący za „uczonych w Piśmie”,  są uprzywilejowani; jeżeli oni nadużywają swojego urzędu, aby się bogacić kosztem ubogich i łatwowiernych; jeżeli do tego jeszcze robią wszystko, aby oficjalnie uchodzić za pobożnych, to przed takimi ludźmi należy innych ostrzec. Jezus właśnie to czyni zwracając się do swoich uczniów.

Jeśli ktoś tak żyje, to nie pojmuje, czym jest Ewangelia głoszona przez Jezusa i tym bardziej nie potrafi jej sam głosić. Czy nam kapłanom nie zagraża taka postawa? Na pewno intencjonalnie jest ona przez nas nie do zaakceptowania, ale jak to wygląda w praktyce? Jeśli jednak przyjrzymy się dogłębnie naszej relacji do ludzi i spraw, to czy jesteśmy tak naprawdę wolni od szukania ludzkiego prestiżu? Czy nie nosimy w sobie mniemania, że jako wybrani na kapłanów jesteśmy bliżej Jezusa niż ci, dla których i z którymi pracujemy? Czy nie jest tak, że w określonych sytuacjach oczekujemy jednak „pierwszych krzeseł” i „zaszczytnych miejsc”? A jeśli nie zostaniemy należycie – w naszym rozumieniu – docenieni, czy uhonorowani, to czy wtedy nie drąży naszego serca niezadowolenie i to przez dłuższy czas? Kiedyś jeden z proboszczów był mocno zawiedziony – i o tym głośno mówił – że na spotkaniu jubileuszowym w szkole sołtys co prawda go pozdrowił, ale jak on to określił na „poślednim miejscu”. W takich sytuacjach wychodzi nasza „wielkość” domagająca się „pozdrowień na rynku”.

Jak więc mają się te nasze – tego rodzaju – zmagania się ze sobą w porównaniu do całkowitej ofiary z siebie ewangelicznej wdowy, którą za wzór stawia Jezus? Pobyt Jezusa w świątyni  Jerozolimskiej zaczął się wyraźnym „nie” dla tamtejszej „liturgii” i jej nadużyć (por. 11, 15-19), a zakończył się wyraźnym „tak” dla całkowitego i bezinteresownego daru. Wdowa wrzuciła do skarbony „wszystko, co miała”. W języku greckim jest mowa nawet o tym, że ona oddała „całe swoje życie”. Postawa wdowy stanowi dla uczniów bardzo ważną lekcję. Prowadzi ją Jezus na krótko przed swoją drogą do Jerozolimy, aby tam umrzeć. O tym będzie mowa w następnych rozdziałach Ewangelii wg św. Marka. Jezus jest bliski odejścia i stawiając tę wdowę za wzór, pokazuje im od kogo mają się uczyć właściwej postawy – od takich jak ta wdowa, tzn. od ludzi prostych, szczerych, ofiarnych; mają po prostu takimi być! Jezus postawił więc przed uczniami kobietę, która oddaje Bogu wszystko.

A te słowa warto wziąć na medytację:

„Podpisujemy imieniem i nazwiskiem
wiersze książki obrazy
wdzięczni że nas dostrzegą
stawiamy sobie pomniki
zamawiamy grób z fotografią na wszelki wypadek
pokazujemy swój smutek jak wychudłą świnię
swoją miłość i rozpacz by grubiej śpiewały

Twoje dzieło największe bo Ciebie nie widać”

Ks. J. Twardowski

Ks. dr Roman Stafin – ojciec duchowny kapłanów diecezji tarnowskiej.

ciemność

Krzyk nadziei. XXX Niedziela Zwykła

XXX Niedziela Zwykła – B
Mk 10, 46-52

Ewangelia jest bardzo życiowa. Jeśli oczywiście wierzymy Jezusowi! Tak – jeśli wierzymy, to staje się ona pytaniem, na które należy odpowiedzieć. Jest życiowa, bo zastaje nas takimi jakimi jesteśmy, akurat w takim a nie innym położeniu. Ewangelia – jeśli jej słuchamy sercem – przychodzi do nas także wtedy, kiedy schodzimy w dół,  do Jerycha… A to się dokonuje, gdy dajemy opanować się złym myślom, podejmujemy niewłaściwe wybory, grzeszymy albo ulegamy intelektualnej pysze. To Pan Jezus, który przechodzi, bo On jest zawsze w drodze, jeśli Go zatrzymamy, zabierze nas ku górze. Żyjemy przecież po to, żeby iść ku Niemu.

Bartymeusz z dzisiejszego fragmentu Ewangelii jest bardzo zdeterminowany, uparty, zatrzymuje Jezusa, nie daje się uciszyć innym. I dzięki temu staje się uczniem Pana. On widzi; nie tylko oczami ciała, ale i sercem! Na cóż bowiem uzdrowienie ciała, jeśli serce jest chore?

Wsłuchajmy się dzisiaj w KRZYK (gr. kradzo) Bartymeusza, człowieka, który woła o ratunek dla swojego życia, które cenił.

I jeszcze jedno jest bardzo ważne. Gdy już podbiegł do Jezusa, Pan pyta go o to, co chce, żeby uczynić dla jego życia. Można zapytać: po co? Jezus chce usłyszeć jak on się modli i do kogo się modli! Warto zobaczyć tutaj Jezusa i Bartymenusza stojącego bardzo blisko siebie… Przed kim stoi Bartymeusz? Zawołał do Jezusa tak, jak w Ewangeliach tylko bardzo bliscy Jezusowi: rabbuni. Zatem z krzyku nadziei wyłoniła się wiara człowieka, który stał się uczniem widzącym przede wszystkim sercem.

Ks. mgr lic. Tomasz Rąpała – rekolekcjonista w Centrum Formacyjno – Rekolekcyjnym Diecezji Tarnowskiej „ARKA”, dotychczas pełnił posługę wikariusza, następnie ojca duchownego w WSD w Tarnowie. Współpracuje z Centrum Formacji Duchowej salwatorianów w Krakowie.

modlitwa mężczyzna

Zachcianki. XXIX Niedziela Zwykła

XXIX Niedziela Zwykła – B
Mk 10, 35-45

Z pewnym politowaniem w pierwszym odruchu
wsłuchuję się w prośbę Jakuba i Jana
o najważniejsze miejscówki w Królestwie…

Z politowaniem,
bo te zachcianki świadczą poniekąd
o ich niewiedzy, pysze, egoizmie…
Jakby zupełnie nie rozumieli,
że wielki ma być sługą,
a pierwszy – niewolnikiem.

A może to politowanie trzeba zmienić w podziw,
podziw dla ich odwagi, prostoty i szczerości
w wyrażaniu swych pragnień wobec Nauczyciela.
Bo od tej odważnej, prostej szczerości
wyrażonej w ich niepoważnej prośbie,
zaczęła się poważna rozmowa…

Może być tak,
że – owszem – nie mam do Boga żadnych „głupich” próśb,
ale to dlatego, że po prostu od Niego niczego nie oczekuję
albo nie jestem do końca z Nim szczery
albo wcale z Nim nie rozmawiam…

Lepsza jest jednak ta odważna, prosta szczerość
w modlitewnym, wytrwałym dialogu z Jezusem,
nawet jeśli zaczyna się on
od moich przyziemnych, „głupich”, ludzkich
zachcianek

Ks. Michał Łukasik – wikariusz parafii pw. Matki Bożej Szkaplerznej w Szymbarku.

kapłan i eucharystia

Radykalizm Ewangelii stępiony racją duszpasterską. XXVIII Niedziela Zwykła

XXVIII Niedziela Zwykła – B

Jak pięknie łączy się liturgia słowa Najświętszej Ofiary z liturgią godzin (a nawet nie tyle „łączy”, co po prostu ukazuje się naszym oczom jako jedność)!

W sobotniej godzinie czytań św. Grzegorz Wielki pouczał nas: „Zajęliśmy się sprawami zewnętrznymi, tak iż co innego przyjęliśmy wraz z godnością kapłańską, a co innego w rzeczywistości wykonujemy”. Wciąż za dużo w nas troski o sprawy materialne, a za mało pragnienia zbawienia duszy człowieka. Wciąż zbyt rzadko wybieramy cząstkę, której nie zostaniemy pozbawieni (por. Łk 10, 42).

„Gdy Jezus wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek…” (Mk 10, 17). Tylko św. Marek podkreśla ogromny dynamizm tej ewangelicznej sceny. Jezus wybiera się w drogę, nie można zwlekać! Pewien człowiek przybiega do Jezusa – gnany pragnieniem swego serca…

Kapłańskie serce, pośród różnych prac i obowiązków, powinno nieustannie wyrywać się i biec do Chrystusa Eucharystycznego. Pamiętasz jeszcze o praktyce nawiedzenia Najświętszego Sakramentu? Czy Twoi parafianie widzieli Cię na kolanach przed Panem? Nie podczas nabożeństwa różańcowego, ale tak zwyczajnie – w ciągu dnia?

Aby nasze serce wyrywało się do Chrystusa, musi być ciągle młode, ciągle pełne młodzieńczego zapału. Musi być wolne od przywiązania się do spraw tego świata. Musi pragnąć wcielać w życie radykalizm Ewangelii… Radykalizm, który bardzo łatwo stępić racją duszpasterską.

Przypomnij sobie pierwsze lata kapłaństwa. I proś Pana, aby rozpalił w Tobie charyzmat, który otrzymałeś przez nałożenie rąk (por. 2 Tm 1, 6).

ks. Krzysztof Iwanicki – wikariusz parafii pw. Krzyża Świętego i MBNP w Tarnowie.

 

 

adoracja

Wierność. XXVII Niedziela Zwykła

XXVII Niedziela Zwykła – B
Mk 10, 1-12

 „Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela” (Mk 10,9).

Ta wypowiedź Jezusa dotyczy związku małżeńskiego; chodzi o wierność Bożemu prawu istniejącemu „od początku stworzenia”. Te słowa Jezusa można odnieść także do kapłaństwa. Przecież w chwili udzielania sakramentu święceń, Bóg przez Ducha Świętego „łączy” kapłana ze swoim Synem Jezusem Chrystusem. To „złączenie” jest tak wielkie i tak ważne, że człowiek, kapłan, nie powinien go zrywać; nie powinien „rozdzielać” siebie z Jezusem Chrystusem, Najwyższym Kapłanem, który włączył go w swoje kapłaństwo.

Bolesnym doświadczeniem dla nas jest zawsze wiadomość, że znany nam młody kapłan dokonał owego „roz(od)dzielenia” od Jezusa Chrystusa; odszedł z kapłaństwa. Nie był w stanie dochować wierności swojemu Mistrzowi. Jak to się dzieje, że owa wyjątkowa, sakramentalna łączność zostaje zerwana? Może dokonuje się to tak:

– Jedna, druga, może i trzecia parafia… młody ksiądz nie może „dogadać się” z proboszczami i myśli… „skoro jest tak, to czy ja nie pomyliłem się z powołaniem?”

– jedna szkoła, druga szkoła… częste problemy z uczniami, a może i z dyrekcją… budzi się niepokój – „ja chyba nie nadaję się na katechetę”.

– po całym intensywnym dniu wraca kapłan do mieszkania… chciałby z kimś porozmawiać… chciałby się nawet wyżalić… zastanawia się – „skoro nie umiem być samotnym, to czy kapłaństwo jest rzeczywiście dla mnie?”

No i młody kapłan decyduje się na ucieczkę ze świata, który staje mu się coraz bardziej obcy.

Wyżej wymienione trudności w życiu kapłańskim nie są czymś szczególnym; bardzo wielu kapłanów z nimi się zmaga i daje sobie radę. Niektórzy jednak odchodzą. Dlaczego nie dochowali wierności sakramentalnemu „złączeniu” z Jezusem Chrystusem? Czego im zabrakło?

Zasadnicza przyczyna owego „roz(od)dzielenia” się od Jezusa Chrystusa jest brak modlitwy, brak osobistego sam na sam ze swoim Mistrzem. Kapłan, który codziennie wieczorem trwa na modlitwie przed Najświętszym Sakramentem i oddaje miniony dzień, swoje myśli, pragnienia, tęsknoty, troski i upadki Bożemu Miłosierdziu, otrzymuje nieprawdopodobną siłę, aby dochować wierności powołaniu. Na pewno tak jest! Całe pokolenia kapłanów tak się modliły, tak żyły i dlatego były szczęśliwe.

„Gdy jako biskup, czy wcześniej po prostu jako współbrat, szukałem powodów, dla których początkowe powołanie, z jego zachwytem i nadziejami, stopniowo się rozpadło, zawsze okazywało się, że w pewnym momencie zabrakło cichej modlitwy – być może z czystej gorliwości o wszystko, co było do zrobienia. Ale teraz gorliwość się wyczerpała, ponieważ straciła swój wewnętrzny napęd (…). ‘Aby byli z Nim’ – owego ‘z Nim’ potrzeba nie tylko na pewien początkowy okres, aby móc potem z tego czerpać. To musi stanowić serce kapłańskiej posługi. Ale to trzeba wyćwiczyć, nauczyć się tego, by potem dojść do pewnej łatwości i oczywistości, które pozwolą temu przetrwać, także w trudnych chwilach” (J. Ratzinger, Opera omnia. Głosiciele słowa i słudzy waszej radości, s. 479n).

Ucieczka przed  kapłańskim trudem skazuje kapłana na życiową tragedię. Nie uda się mu już odzyskać chrześcijańskiej radości. O tym świadczą wypowiedzi byłych kapłanów. Szukanie szczęścia poza kapłaństwem – przy chwilowej nadziei na „lepsze” życie – jest samooszukiwaniem siebie. Jeden z moich kolegów, który odszedł z kapłaństwa, powiedział do mnie tak: „Wiesz, mam dobrą żonę, cudowne dzieci, ale gdy jestem razem z nimi na Mszy świętej, to ciągle czuję, że moje miejsce jest z drugiej strony ołtarza”.

„Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela”.

Wierność jest drogą do szczęścia – małżeńskiego i kapłańskiego!

Ks. dr Roman Stafin – ojciec duchowny kapłanów diecezji tarnowskiej.