Entry_of_Christ_into_Jerusalem_by_Pieter_Coecke_van_Aelst_Bonnefantenmuseum_1246

Nie bądź osłem. Niedziela Palmowa Męki Pańskiej

Niedziela Palmowa Męki Pańskiej – C

Każdy kapłan walczy z pokusą zapominania kim jest i Kogo niesie. Tę pokusę trafnie ukazał G.K. Chesterton w swoim wierszu o ośle, który był przekonany, że palmy rzucane pod jego nogi są wyrazem oddawania mu czci i chwały.

Głupcy! Ja także miałem wielką chwilę,
Słodką i dziką godzinę chwały,
Kiedy okrzyki huczały mi w uszach
A pod me nogi palmy się słały.
(G.K. Chesterton, Osioł, fragm.)

W mniejszym lub większym stopniu każdemu księdzu grozi taka postawa – zapominanie, że nie on jest ważny, lecz niesiony Chrystus. Grozi tym bardziej, im więcej odnotowanych „sukcesów duszpasterskich”.

Skąd może to wynikać? Z braku pokory. Kiedy zapominam o tym, że niosę Chrystusa, łatwo jest uwierzyć w to, że palmy rzucane pod nogi są dla mnie. Miał rację o. P. Rostworowski, kiedy pisał, że „pokora nie jest niczym innym, jak tylko odpowiedzią na obecność Boga”. Jest rozpoznaniem: Wół rozpoznaje swego pana i osioł żłób swego właściciela (Iz 1, 3).

Prawdziwa pokora nie polega na myśleniu gorzej o sobie. Polega na myśleniu mniej o sobie po to, by myśleć więcej o Bogu. Polega na myśleniu mniej o podobaniu się ludziom po to, by więcej myśleć, by podobać się Bogu.

Nie przywiązujmy się do ludzkich pochwał i wdzięczności. I choć zdarza się, że osłami jesteśmy, pamiętajmy Kogo niesiemy. „Pokorny – jedzie na osiołku, na oślątku, źrebięciu oślicy” (Za 9, 9).

Ks. Krzysztof Iwanicki – wikariusz parafii pw. Św. Mikołaja Bpa w Bochni.

28725

Wyprawa na górę. II Niedziela Wielkiego Postu

II Niedziela Wielkiego Postu – C
Łk 9, 28b-36

Aby wejść na górę, by zdobyć jakiś szczyt,
trzeba mieć trochę czasu, trzeba wyprawę odpowiednio zaplanować,
trzeba pozwolić sobie na zostawienie wszystkich spraw codziennych,
trzeba też – już w drodze – wysilić się nieco i zużyć trochę, lub wiele energii,
zwłaszcza wtedy, gdy kondycja niezbyt dobra,
bo po górach nie chodzi się na co dzień.
Ale warto… widoki rekompensują wszelkie wysiłki.

Wejście na Górę Przemienienia musiało być taką wyprawą,
musiało kosztować wiele wysiłku,
skoro po wejściu na szczyt Piotr, Jan i Jakub usnęli ze zmęczenia.
Gdy się jednak ocknęli, ujrzeli coś niezwykłego.
To już nie tylko piękno natury, lecz objawienie chwały Jezusa Przemienionego.
Byli tak zachwyceni, że chcieliby ten moment zatrzymać jak najdłużej,
chcą postawić namioty, by zostać na szczycie.
Ale tak się nie dzieje. Trzeba zejść z góry. Trzeba wracać do codzienności.
Ten moment był potrzebny, by przekonali się kim Jezus jest,
i zapamiętali to doświadczenie objawienia Jego chwały.
By pamiętali o Jego chwale zwłaszcza wtedy,
gdy przyjdzie moment Jego odrzucenia, męki i śmierci.

Znamienne jest, że wyprawa na górę była motywowana chęcią modlitwy:
„Jezus wziął z sobą Piotra, Jana i Jakuba, aby się modlić”.
Modlitwa jest moim codziennym doświadczeniem.
Często jest jednak pospieszna, rutynowa, płytka.
Dobra modlitwa, pogłębiona, przedłużona
wydaje się być wyzwaniem takim jak górska wyprawa.
Trzeba znaleźć na nią czas, trzeba ją zaplanować,
trzeba oderwać się od wszystkich spraw, by skupić się tylko na niej,
i trzeba też dużego duchowego wysiłku, by na niej trwać.
Ale warto.

Papież Benedykt XVI mówił, że podstawowym i najważniejszym zadaniem księdza,
w którym nikt go nie może zastąpić jest… jego osobista modlitwa.
Nie tyle głoszenie Słowa Bożego, nawet nie sprawowanie sakramentów,
a już na pewno nie administrowanie parafią i organizowanie tysięcy innych rzeczy…
Nie to wszystko, tylko osobista modlitwa.
I mówił papież Benedykt o codziennej godzinnej medytacji.

Czy to dla mnie nie zbyt wysoki szczyt?
Czy nie mam wrażenia, że lepiej zaplanować wejście na Mont Everest,
bo wydaje się przy tym mniejszym wyzwaniem?

Lecz jeśli chcę na modlitwie zobaczyć Pana takim, jakim jest naprawdę,
i tak przejąć się tym doświadczeniem,
by ono mnie przemieniło
i niosło mnie przez wszystkie codzienne sprawy, zwłaszcza te trudne,
to warto zaplanować taki wyczyn
i zgodzić się na wysiłek, który z nim jest związany.

A później uczynić z tego wyczynu zwyczaj.
I często wdrapywać się na tę „górę”,
gdzie On się objawia.
Z czasem kondycja będzie coraz lepsza,
a widoki niezmiennie piękne.

Ks. Michał Łukasik – Centrum Formacji Misyjnej.

kuszenie-1-duccio-22

Wydawanie na śmierć. I Niedziela Wielkiego Postu

I Niedziela Wielkiego Postu – C
Łk 4, 1-13

Całe życie naszego Pana Jezusa Chrystusa było ścieraniem się z „Księciem tego świata” (J 12, 31). Ta walka przeciwko szatanowi osiągnęła swój szczyt  w wielkich kuszeniach, które stanowią ramy publicznego życia Pana Jezusa. Pierwsze kuszenie – pobyt na pustyni. Ostatnie kuszenie – Ogród Oliwny i śmierć na krzyżu.

Kuszenie Chrystusa dotyczyło tego, w jaki sposób Syn Boży wypełni swoje boskie posłannictwo wśród ludzi. Wybierze mękę na krzyżu, jak to zaplanował Ojciec, czy też pójdzie na łatwiznę i zostanie spektakularnym cudotwórcą, a ostatecznie zrezygnuje z męki i śmierci? „Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz temu kamieniowi, żeby się stał chlebem” (Łk 4, 3); „Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się stąd w dół!” (Łk 4, 9); „jeśli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża!” (Mt 27, 40). Chrystus wybrał drogę krzyża, drogę miłości, drogę zaplanowaną przez Ojca.

„Jedyną drogą znalezienia siebie i życia jest zatracenie siebie. Z im większą odwagą ludzie zatracali siebie i w pełni się oddawali, im lepiej nauczyli się zapominania o sobie, tym większe i bogatsze stawało się ich życie” (J. Ratzinger). „Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa” (Łk 9, 24). Kluczowe jest zapomnienie o sobie, wydanie siebie.

„Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy: To jest bowiem Ciało moje, które za was będzie wydane”. Sprawując Najświętszą Ofiarę pamiętajmy o tym, że to wydawanie się na śmierć winno być stałym elementem naszego kapłańskiego życia.

Jeśli zapomnisz o sobie, jeśli wydasz swoje życie z miłości do Boga i ludzi, zyskasz je. Wydanie siebie z miłością to droga do zyskania życia. „Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa” (Łk 9, 24).

Ks. Krzysztof Iwanicki – wikariusz parafii pw. Św. Mikołaja Bpa w Bochni.

02.03.25fs

„Obfitość” kapłańskiego serca. VIII Niedziela Zwykła

VIII Niedziela Zwykła – C

Ewangelie ostatnich trzech niedziel przed Wielkim Postem zawierają nauki, które Jezus głosi uczniom i zgromadzonemu ludowi. Przedtem Jezus wyszedł na górę i modlił się całą noc. Tam wybrał „dwunastu”. Zszedł z nimi na dół i nauczał o błogosławieństwach i przekleństwach, o miłości nieprzyjaciół i o powściągliwości w sądzeniu. W dzisiejszej Ewangelii Jezus opowiada uczniom przypowieść o dwóch niewidomych oraz o belce i drzazdze. Ich znaczenie, także nauk zawartych w ostatnich niedzielnych Ewangeliach, wpisuje się w słowa Jezusa wypowiedziane na końcu tej perykopy: „Dobry człowiek z dobrego skarbca swego serca wydobywa dobro, a zły człowiek ze złego skarbca wydobywa zło. Bo z obfitości jego serca mówią jego usta.” To przede wszystkim kapłan powinien wszystko to, co mówi i co czyni „wydobywać… z dobrego skarbca swego serca”.

Na pewno od początku tak było: dobry świat stworzony przez Boga i dobrzy ludzie będący Jego dziełem. To dobro złożone przez Boga Ojca w sercu człowieka, zostało mocno zaatakowane przez szatana i trzeba o niego nieustannie walczyć; także – a raczej przede wszystkim – jako kapłan! Sposób walki o dobro w sercu kapłana – i to nie tylko w zbliżającym się Wielkim Poście – przypomni nam pewien kleryk. W czasie wakacyjnego dyżuru w seminarium wszedłem do kaplicy, na chórek. Na dole przed ołtarzem klęczał alumn. Długo klęczał. Potem podszedł do pierwszej stacji drogi krzyżowej. Sporo czasu spędzał przy każdej stacji. Ileż skupienia i zarazem dostojeństwa było w jego postawie! Chyba z godzinę odprawiał drogę krzyżową. Widać było, że nie z obowiązku, lecz z potrzeby serca, wypełnionego tęsknotą za zjednoczeniem z jego Mistrzem, Jezusem Chrystusem.

Otwarte serca, wypełnione tęsknotą za Bogiem i pragnieniem służby Jemu, przynoszą młodzi ludzie wstępując do seminarium duchownego. Jak to się dzieje, że przy tej szczerej otwartości serca, po latach studiów filozoficzno-teologicznych i intensywnej formacji duchowej, niektórzy z nich zapominają kim są i w konsekwencji twardnieją ich serca w relacji do Boga i człowieka? A więc:
czym karmię moje serce?
na co patrzę?
o czym myślę?
co dzieje się w mojej wyobraźni?

Patrzenie – myślenie – wyobraźnia; to wszystko „schodzi” do mojego serca i staje się jego bogactwem (dobrem) lub obciążeniem (złem). Zrobię dzisiaj solidny rachunek sumienia:
jakie były moje myśli?
jakie były moje spojrzenia?
czy moje słowa wypływały z bogatego dobrem serca?

„Przez dziwną magię serca i czarowność
Zaniemawiają zawistni oszczerce,
A mądrość cicha odzyskiwa mowność.
Wszystko, co wielkie, jest wielkie przez serce!”
/C. K. Norwid, [Cóż bo mózg? Rozum co?…]/

Ks. dr Roman Stafin – ojciec duchowny kapłanów diecezji tarnowskiej.

694485665955222

Stolik (nie)wywrócony. VI Niedziela Zwykła

VI Niedziela Zwykła – C
Łk 6, 17. 20-26

Są tacy, którzy mówili i mówią,
że trzeba wywrócić stolik.
Trzeba zmienić porządki.
Trzeba zacząć inaczej.

Nikt jednak w historii nie postulował chyba tak wielkich zmian,
które zaproponował Jezus.
I nie tylko zaproponował, ale je wprowadził.

Słyszymy o tym dzisiaj,
gdy mówi o tym, kto jest błogosławiony, a komu biada.
Wywraca do góry nogami cały porządek,
który wydaje się rządzić naszym światem.
Błogosławieni ubodzy, głodni, płaczący, odrzuceni i znienawidzeni.
Biada bogatym, nasyconym, radosnym, chwalonym.
To dokładnie odwrotnie,
niż mówi nam świat.
Wydaje się to burzyć cały światowy porządek.
Wydaje się, że Jezus wywraca stolik.
Jego wizja dziwi, zaskakuje, wstrząsa.

Jednak doświadczenie pokazuje,
że choć fajnie jest mieć trochę grosza,
fajnie jest dobrze zjeść, pośmiać się i usłyszeć pochwałę,
to jednak te doświadczenia dają tylko chwilową satysfakcję.
A później chce się więcej i więcej.
Ostatecznego spełnienia jednak brak.
Biada.

Ale gdy przychodzą doświadczenia trudne,
brakuje tego i owego,
i pieniędzy, i jedzenia, i powodu do radości,
a czasem cały świat wydaje się być wrogo nastawiony
z powodu wyznawanej wiary,
to jednak ta wiara – autentyczna i mocna – daje taki pokój serca,
którego nawet najtrudniejsze doświadczenia odebrać nie mogą.
To jest prawdziwe błogosławieństwo.

Czy zatem Jezus wywrócił stolik swymi propozycjami?
Czy to nie raczej świat i my próbujemy obalić jedynie sensowny – Boży – porządek
i wywrócić stolik słusznie postawiony przez Boga na czterech nogach?

Ks. Michał Łukasik – Centrum Formacji Misyjnej.

02.02.25fs

Odejść jak Symeon. Święto Ofiarowania Pańskiego

Święto Ofiarowania Pańskiego

W tym hymnie, podobnie jak w Magnificat i Benedictus, Symeon zwraca się bezpośrednio do Boga; jest to modlitwa dziękczynna i uwielbiająca Boga. Przez pryzmat jej treści popatrzmy na nasze kapłańskie życie i na naszą posługę.

Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju według Twojego słowa.

Symeon nazywa Boga Władcą. Ten termin w Starym Testamencie (adon, Pan) używany jest w modlitwach, w których wyrażana jest prawda, że Bóg ma nad człowiekiem absolutną władzę. Bóg z troską i mocą kieruje życiem człowieka, ale domaga się od niego posłuszeństwa i wierności.

Czy ja, jako kapłan, pozwalam Bogu na absolutną władzę nade mną?
Czy oddaję Mu moje serce – całkowicie, do końca?
Czy nie jest tak, że jakąś cząstkę mojego serca „zabiera” moje własne ego lub pokusa płynąca ze świata?

Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów.

Symeon, trzymając na rękach małego Jezusa, „widzi” już zbawienie, którego On dokona przez swoją mękę, śmierć i zmartwychwstanie. Dzieło zbawienia świata zaczęło się wypełniać już w chwili narodzenia Jezusa.

Gdy ja, jako kapłan, trzymam w ręce Ciało Jezusa Chrystusa i kielich z Jego Krwią, to czy „widzę” wtedy dokonujące się moje zbawienie i zbawienie wiernych, z którymi sprawuję Eucharystię?
Czy moment konsekracji we Mszy Świętej przeżywam naprawdę świadomie i głęboko?
Czy wypowiadam słowa Jezusa Chrystusa powoli i ze szczególnym namaszczeniem?

Światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego Izraela.

Symeon w tych słowach nawiązuje do Sługi Pańskiego, który przez proroka Izajasza jest nazywany „światłem narodów” (42,6; 49,6). W księgach Starego Testamentu, a także u Jana Ewangelisty światło jest symbolem dobroci Boga, Jego błogosławieństwa, a także Jego samego. Jezus jako „światło na oświecenie pogan” pochodzi od Boga samego i odsłania Jego tajemnicę tym, którzy otworzą się na Jego zbawcze słowo.

Czy przed podjęciem ważnych decyzji szukam światła w Piśmie Świętym?
Czy systematycznie pielęgnuję medytację Słowa Bożego?
A może powinienem wreszcie spotkać się z Ewangelią mojego Pana Jezusa Chrystusa w ramach rekolekcji Lectio divina – w ciszy i głęboko – aby odkryć ją na nowo?

Codziennie na zakończenie dnia odmawiamy kantyk Symeona. Warto od czasu do czasu zatrzymać się nad nim jednak dłużej, aby przygotować się do „odejścia” z tej ziemi „w pokoju według Twojego słowa”.

ks. Roman Stafin – ojciec duchowny kapłanów diecezji tarnowskiej.

26.01.25fs

Moc Dobrej Nowiny. III Niedziela Zwykła

III Niedziela Zwykła – C
Łk 1,1-4; 4,14-21

Jezus rozpoczyna swoją działalność w Galilei od wystąpienia w synagodze w Nazarecie. W drodze do tego miasta zapewne już nauczał i może także czynił cuda, dlatego „wieść o Nim rozeszła się po całej okolicy”. Oficjalny początek głoszenia Dobrej Nowiny ma jednak miejsce w Jego rodzinnym mieście. Pobyt Jezusa w Nazarecie opisują także dwaj inni ewangeliści: Mt 13,54-58 i Mk 6,1-6. Łukasz opiera się na tekście Marka, ale przedstawia i rozwija to wydarzenie  korzystając zapewne z własnych źródeł; czyni to także we własnym stylu.

Punktem centralnym tej perykopy jest czytanie przez Jezusa Księgi Izajasza 58,6 i 61,1-2. Słowa tego proroka odnosi Jezus do siebie samego i oznajmia swoim rodakom, że podobnie jak ów prorok został On też namaszczony i posłany, aby wypełnić podobne zadania: ubogim zanieść dobrą nowinę, ogłosić wolność więźniom i przejrzenie niewidomym; a to wszystko będzie znakiem nadejścia roku łaski od Pana. Prorocy głoszą, że Bóg bierze w obronę ubogich, często skrzywdzonych przez innych, ale według autorów biblijnych ubogi – w znaczeniu teologicznym –  to ten, kto jest otwarty na Boga, uznaje swoją zależność od Niego i w Nim całkowicie pokłada swoją nadzieję; przy takiej jego postawie Bóg obdarza ubogiego swoją miłością. Wypowiedź o ogłoszeniu wolności więźniom nawiązuje zapewne do historii narodu wybranego wyzwolonego z domu niewoli. W Jezusowej Dobrej Nowinie chodzi jednakże o wyzwolenie duchowe; wyzwolenie z wszelkiej niewoli zła, szatana i grzechu. Trzecia wreszcie zapowiedź o przejrzeniu niewidomych wskazuje na to, że Jezus przychodzi jako światłość, która rozprasza ciemności grzechu i niewiedzy, a także daje możliwość doświadczenia wartości nadprzyrodzonych.

Czy ja jako kapłan nie powinienem się utożsamiać z tymi, którzy już doświadczyli na sobie w/w skutków głoszenia Dobrej Nowiny przez Jezusa? A więc czy stać mnie na postawę owego biblijnego ubogiego? Czy otwieram swoje serce na natchnienia Ducha Świętego? Czy nie polegam tylko na sobie, lecz to, co osiągam, przypisuję działaniu Bożej łaski? Czy zawsze i we wszystkim pokładam nadzieję w Bogu? Czy nie czuję się zniewolony, albo częściowo ograniczony, w moim życiu i pracy przez kogoś lub przez coś? Czy czuję się naprawdę człowiekiem wolnym od nacisków z zewnątrz? A może jakaś forma ciemności będąca przyczyną powracających grzechów, hamuje mój duchowy rozwój? Która z tych dziedzin mojego życia wymaga gruntownego rekolekcyjnego przemyślenia, przemodlenia i szczerego wyznania w sakramencie pokuty?

(…)
„Kto czyniłby to przez całe życie,
Co sam tylko dla siebie uchwalał,
Nie dopiąłby on nic należycie,
Lecz gryzłby się, jak Neron, i szalał.

Kto zaś nigdy nic po woli własnej
Nie spełniłby – nic o własnym skrzydle:
W widnokrążek coraz więcej ciasny
Zakląłby się i spętał, jak bydlę!

(…)
Nie niewola ni wolność są w stanie
Uszczęśliwić cię… nie! – tyś osobą:
Udziałem twym – więcej!… panowanie
Nad wszystkim na świecie, i nad sobą.
/C.K. Norwid, Królestwo/

ks. Roman Stafin – ojciec duchowny kapłanów diecezji tarnowskiej.

kana

Błogosławione problemy. II Niedziela Zwykła

II Niedziela Zwykła – C
J 2, 1-11

Jezus dokonuje cudu przemiany wody w wino,
który święty Jan komentuje w słowach:
„Taki początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej
i tak objawił swoją chwałę, a jego uczniowie uwierzyli w Niego”.

My – Jego uczniowie – choć wierzymy w Niego,
tak wiele razy słabniemy w tej wierze, jesteśmy niemocni.
Odczytujemy więc tekst tej Ewangelii
wierząc, że dzięki mocy Ducha staje się on słowem Boga,
słowem, które jest żywe i skuteczne
i może karmić i umacniać naszą wiarę.

To słowo mówi nam dziś,
że może się tak zdarzyć, że aby objawiła się chwała Boża,
potrzebne jest doświadczenie braku, jakiś problem, kryzys.
Takim kryzysem w Kanie Galilejskiej był brak wina.
Ta sytuacja – zapewne bardzo trudna dla gospodarzy i starosty weselnego,
a potencjalnie podobnie trudna dla gości, którzy zostaliby bez weselnego trunku,
stała się powodem, dla którego Jezus mógł zacząć działać.
Choć mówi, że to jeszcze nie czas, nie ten moment,
jednak sugestia matki, a także zapewne litość nad tymi,
których brak, problem, kryzys, mógłby dotknąć,
zaczyna działać.
Dokonuje cudu.
Daje wina ponad miarę.

To pierwszy znak Jezusa w Ewangelii Jana,
ale gdybyśmy przeanalizowali wszystkie Jego znaki w tej Ewangelii,
zauważylibyśmy, że wszystkie one są uczynione po to,
by objawiła się w nich chwała Boża.
I wszystkie zaczynają się od braku, problemu, kryzysu.

Uzdrowienie chorego od trzydziestu ośmiu lat przy sadzawce Betesda
Jezus komentuje słowami:
„Ojciec dokona jeszcze większych dzieł,
aby wzbudzić wasz podziw” (por. J 5, 20).
O niewidomym od urodzenia, którego chwilę później uzdrowił, powiedział:
„Urodził się niewidomy, aby w nim ukazały się dzieła Boże” (por. J 9, 3).
Chorobę Łazarza, o którym wie, że wnet umrze, wyjaśnia swoim uczniom, mówiąc:
„Ta choroba nie zmierza ku śmierci, lecz ku chwale Bożej
Dzięki niej Syn Boży dozna chwały” (por. J 11, 4).

Braki, problemy, kryzysy.
Co robię, gdy mnie spotykają?
Jak reaguję? Jak je odczytuję?
Gdzie szukam pomocy?
Nie obrażam się na Boga,
który w moim mniemaniu powinien mnie przed nimi ustrzec?
A może On chce w odpowiedzi na nie
objawić mi swoją chwałę?

Braki, problemy, kryzysy.
Choć zabrzmi to kuriozalnie,
trzeba przyznać: dobrze, że przychodzą.
Błogosławione problemy!
Jeśli tylko spróbuję je przeżyć ewangelicznie – jak uczniowie,
którzy byli w Kanie – z Jezusem i z Jego Matką,
jeśli posłucham rady Maryi: „Zróbcie wszystko, co wam powie”,
jeśli postąpię jak słudzy, którzy zrobili, co Jezus powiedział,
choć musieli to zrobić z wielką odwagą,
bo nie rozumieli tych poleceń,
wtedy Bóg będzie mógł objawić swą chwałę.
Dokona cudu.
Łaska się rozleje ponad miarę.

Ks. Michał Łukasik – Centrum Formacji Misyjnej.

Chrzest

Chrzest Jezusa – zapowiedź Paschy. Niedziela Chrztu Pańskiego

Niedziela Chrztu Pańskiego – C
Łk 3, 15-16.21-22

„We wszystkich świętach okresu Bożego Narodzenia chodzi zawsze o to samo, mianowicie o Objawienie, to znaczy o rozbłyśnięcie Bożego światła w tym świecie” (J. Ratzinger). Kończąc okres Bożego Narodzenia świętem Chrztu Pańskiego odkrywamy kolejny rąbek tajemnicy Jezusa Chrystusa.

Chrzest Jezusa to moment przełomowy historii zbawienia. Przełomowy, ponieważ jest pierwszą odległą zapowiedzią tajemnicy Paschy: „Zanurzenie się i wynurzenie są obrazem zstąpienia do piekieł i Zmartwychwstania” (św. Jan Chryzostom).

Zejście do wód Jordanu i zanurzenie w nich symbolizuje wzięcie grzechu, zstąpienie do piekieł, czyli doświadczenie śmierci – Chrystus „zniżył się do naszej śmiertelności” (Orygenes). „Ponieważ sam Jezus jest bez grzechu i nie ma w Nim starego życia, które należałoby pogrzebać, przyjęcie chrztu jest tu antycypowaniem krzyża, jest wejściem w nasz los, przyjęciem naszych grzechów i naszej śmierci” (J. Ratzinger). Syn Boży, który stał się człowiekiem, objawia się nam jako jeden z nas, choć bez grzechu. Dlatego podczas chrztu w Jordanie to nie woda obmywa naszego Pana z grzechu, lecz to On udziela wodom „wonności swego Bóstwa” (św. Cyryl Jerozolimski).

Wynurzenie się z wody jest natomiast obrazem Zmartwychwstania. „W chwili, gdy Jezus się wynurza, otwiera się niebo i rozlega się z niego głos: Ojciec uznaje Go za swego Syna. Otwarte niebo jest znakiem tego, że to zstąpienie i przyjście do nas otwiera nowy dzień, a przez to utożsamienie się Syna z nami obalony zostaje mur między Bogiem i człowiekiem: Bóg nie jest już kimś niedostępnym: w głębinach śmierci i naszych grzechów szuka nas i wynosi nas znowu do światła. W ten sposób chrzest Jezusa antycypuje, a jednocześnie wyjaśnia nam cały dramat Jego życia i śmierci” (J. Ratzinger).

Rozdarte niebo podczas chrztu (por. Łk 3, 21) zapowiada rozdarcie zasłony przybytku w chwili śmierci naszego Pana (por. Łk 23, 45), czyli ponowne przywrócenie więzi między człowiekiem i Bogiem. W ten sposób „przez chrzest Chrystusa niebiosa zostały otworzone dla udzielenia odpuszczenia grzechów” (Orygenes).

W jakże piękny sposób wypełniają się pełne tęsknoty adwentowe słowa proroka Izajasza: „Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił” (Iz 63, 19). Dokonało się. „Verbum caro factum est” (J 1, 14). Słowo stało się rzeczywistością.

ks. Krzysztof Iwanicki – wikariusz parafii pw. Św. Mikołaja Bpa w Bochni.

05.01.25fs

Słowo Boga. II Niedziela po Narodzeniu Pańskim

II Niedziela po Narodzeniu Pańskim – C

Na początku było Słowo,
a Słowo było u Boga
i Bogiem było Słowo

„Na początku” – tak zaczyna się opis stworzenia świata (Rdz 1,1-5). Zaczęło się też od słowa, bo „Bóg rzekł: ‘Niech się stanie…’. Tutaj Jan nazywa Boga Słowem. Słowo jest tożsamością Boga. Słowo nie jest Jego właściwością, lecz jest samym Bogiem. Słowo i Bóg to to samo – to jedność.

Ono było na początku u Boga

Zanim Słowo zacznie coś sprawiać, Ono już jest w Bogu, od początku, od zawsze.

Wszystko przez Nie się stało

Słowo przez które „wszystko” się dokonuje, jest wyrazem Boga objawiającego się światu i człowiekowi. Ono jest mową Boga, przez którą Bóg jest obecny w świecie i w sercu człowieka.

Bóg skierował do mnie swoje słowo, powołując mnie do istnienia. Obdarzył mnie darami ciała, intelektu i ducha. To Bóg sam przez swoje słowo powołał mnie do kapłaństwa i wezwał mnie do nieustannego duchowego rozwoju, abym postępował na drodze świętości.

W Nim było życie,
a życie było światłością ludzi,
a światłość w ciemności świeci
i ciemność jej nie ogarnęła

Bóg podzielił się ze mną swoim życiem. Ono nie jest moją własnością; ono jest darem, ono jest cząstką samego Boga. Boże życie zostało mi dane i zarazem zadane, aby go pielęgnować w sercu i rozwijać. To z serca ma wzrastać to słowo, do którego głoszenia jestem wezwany. To słowo, które wyrasta z mojego życia „w Nim”, ma stawać się „światłością ludzi” i rozjaśniać „ciemności” tworzone dziś – niestety tak często – przez słowo kłamliwe, słowo oszczercze, a nawet przez słowo pełne nienawiści. Najpierw muszę mieć życie w sobie, w moim sercu, aby potem nieść je innym.

Ewa Szelburg-Zarembina w powieści Zakochany w miłości, o głoszeniu słowa Bożego przez św. Franciszka z Asyżu, pisze tak: „Ma pożar w sercu – więc płomienie w ustach! Jego mowa rozgrzewa oziębłych, zapala obojętnych. Słowa nieuczone, słowa proste, w których udaje mu się zamknąć treść znaną wszystkim chrześcijanom, ale przez niego na nowo im odkrytą. W jego ustach te słowa mają na nowo siłę promieni wiosennego słońca: budzą.”

„Są jedne słowa, co jak liście lecą,
Są drugie słowa, co jak gwiazdy świecą;
Te duch, a tamte czas nawiewa”.

C.K. Norwid, Salem.

Kiedy – i jak – „nawiewam” moje słowa „duchem”?

Ks. dr Roman Stafin – ojciec duchowny kapłanów diecezji tarnowskiej.