kadzidło

Jaka wiara taka posługa – ks. Tomasz Rąpała

(Tekst wystąpienia podczas spotkania księży diecezji kieleckiej w Szczepanowie)

Drogi Księże Biskupie Janie,
Księża Biskupi pomocniczy,
Drodzy Bracia w kapłaństwie

Cieszę się z naszego spotkania, podczas którego możemy w gronie kapłanów rozważyć SŁOWO BOGA, które jest żywe i skuteczne. Ważne są takie momenty.

Poruszyły mnie słowa księdza biskupa Jana, który zapowiadając nasze spotkanie napisał, że perspektywa świętości w naszym życiu jest zobowiązująca „ponieważ święte posługi, które pełnimy domagają się naszej świętości”. To bardzo ważne zdanie, które skłoniło mnie do głębokiej modlitwy fragmentem z Ewangelii św. Jana, z rozdziału 13.

Jesteśmy prezbiterami, wierzymy w Boga i wierzymy Bogu, który mówi! Analfabetyzm religijny polega na braku umiejętności stawiania pytań. Ewangelia, która jest DOBRĄ NOWINĄ o mnie i do mnie, jest przede wszystkim pytaniem o moją wiarę – RELACJĘ, zażyłą WIEŹ z Jezusem Chrystusem. Pan Jezus na kartach Ewangelii zadaje ponad dwieście pytań… Czy słyszę pytania Jezusa do mnie? Czy moje życie kapłańskie jest pytaniem dla tych, których spotykam, pytaniem o Jezusa? O co pytają mnie ludzie? Kim dla nich jest ksiądz? Czym się zajmuje? Lubię powtarzać zdanie ks. Krzysztofa Grzywocza: „Księdzu, który się nie modli, nie wolno pracować”. Dlatego to nasze spotkanie jest spotkaniem „duszpasterskim wobec siebie” (K. Wons). To najtrudniejszy rodzaj duszpasterstwa, bo najbardziej kluczowy. Duszpasterstwo wobec siebie!

Kapłan ma serce słuchające, powinien odróżniać Słowo Boże od słowa ludzkiego. Kto nie słucha Słowa Bożego, nie ma światu nic do powiedzenia. Jego życie nie zadaje pytań, nie prowokuje do wiary, która „rodzi się ze słuchania Słowa” (por. Rz 10,17). Nasze życie ma prowokować do NAWRÓCENIA! Po co komu mdły ksiądz, którego życie nie różni się od przeciętności i miernoty ludzi tego świata? Przecież nie bez powodu Jezus mówi, że jak sól zwietrzeje to ją podepczą i wyrzucą (por. Mt 5,13). Kapłaństwo jest dzisiaj bardzo podeptane, także przez samych księży, bo niektórzy z nas podeptali Słowo Jezusa! Słowo jest deptane, gdy  nie jest słuchane sercem. Dzisiejsze spotkanie jest po to, żeby obudzić w sobie najgłębsze pragnienie, żeby ani jedno Słowo, „które pochodzi z ust Boga” (Mt 4,4) nie było zmarnowane. Okazuje się, że można być bardzo elokwentnym, biegłym uczonym w Piśmie, ale pozostawać – jak mówi ojciec Amedeo Cencini – „analfabetą własnego świata wewnętrznego”. Można chodzić w wyprasowanej koszuli z pomiętym sercem, które jest w stosunku do Słowa Bożego nieprzemakalne. Stąd rodzi się niebezpieczeństwo podwójnego życia, usprawiedliwiania grzechu. Takie nieżycie w „uroczystej hipokryzji” (A. Cencini).

Odwiedził mnie niedawno jeden z wychowanków z Seminarium Duchownego. Podczas rozmowy na temat stylu duszpasterstwa (jest wikariuszem w większej parafii) dzielił się wieloma radościami i problemami. Najbardziej zapadło mi w sercu jak wiele razy powtarzał PAN JEZUS, Pan Jezus to, Pan Jezus tamto… W tym było coś niebywałego, głębia jego relacji z Panem Jezusem, zaangażowania w to, co najważniejsze. Bo reszta działań jest konsekwencją osobistej więzi z Panem Jezusem, wprowadzaniem w tę więź. Mówił mi, że musiał zrezygnować z telewizora, ograniczył „siedzenie” w Internecie, mówił jak się modli wieczorami… Od razu słychać, właśnie w tym, jak mówi o swojej relacji z Panem Jezusem. Kiedy potem nad tym myślałem, przypomniałem sobie pytanie, które zadano pani Elisabeth Anthofer, sekretarce ks. prof. Josepha Ratzingera spisującej jego wykłady. Dziennikarka zapytała, co ją najbardziej uderza u Ratzingera. Chwilę pomyślała, a potem powiedziała: „Szacunek w jego głosie przy wymawianiu imienia Jezus”. Niektórzy dodawali, że to najważniejsze, co można o Nim powiedzieć… Tak, ale to się skądś bierze; z setek godzin spędzonych nad Biblią i adoracji Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Tu stajemy się świętymi, to znaczy bliskimi Jezusowi. Bliskimi w Jego myśleniu, odczuwaniu, pragnieniach. Wtedy myślimy, widzimy i mówimy Słowem Bożym a nie własnymi dywagacjami, które wprowadzają więcej zamieszania niż wskazują właściwą drogę odnowy. Jaka wiara, taka posługa. Jakie słuchanie, takie pytania. Od jakości słuchania Słowa zależy jakość naszej modlitwy, a przez to życia.

Wejdźmy teraz sercem w Słowo Pana. Zadbajmy o to, żeby ani jeden fragment nie był zmarnowany! J 13, 1-32

To Słowo jest przeszywające do samej głębi naszych kapłańskich serc. Chciałbym, żebyśmy zwrócili uwagę na najważniejsze janowe akcenty, który skupia nas na GESTACH Pana Jezusa, które są gestami miłości nawet w największym mroku zdrady. A potem w modlitwie zatrzymajmy się nad każdym gestem naszego Pana. Wiemy, że u św. Jana Wieczernik wypełnia się gestami Jezusa, nie ma opisu Eucharystii.

Już pierwsze zdanie ukazuje nam świtało, w którym czytamy całość: „Umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował” (13,1). Miłość do mnie, która nie zna granic. Miłość, która przekracza granicę grzechu!

Stoimy w godzinie walki. Z kim walczy Jezus? O kogo walczy? Popatrzmy uważnie na jedną rzecz: „W czasie wieczerzy…”, czyli wtedy (!), gdy Wieczernik wypełnia się gestami miłości Jezusa, „diabeł już nakłonił serce Judasza, aby Go wydać”. Mamy tam dosłownie powiedziane: „wrzucił w serce nieodpartą pokusę”. Właśnie wtedy, gdy objawiają się gesty  miłości Jezusa „do końca”, ujawniają się także brutalne „gesty” demona. Szatan kusi jednego z najbliższych uczniów Jezusa do zerwania więzi i odejścia (J 6,71). Szatan w Ewangelii Jana ma imię „oszczercy” (diabolos). To on dotąd oczerniał Jezusa w sercu Judasza, aż zamienił ucznia w złodzieja, w egoistę, który myślał tylko o sobie. Tak oczerniał Jezusa, aż zajął jego miejsce w sercu ucznia.

Trzeba zwrócić uwagę na to, że pokusy złego ducha są subtelne. W życiu kapłańskim tak zbliżanie się do Jezusa, jak i oddalanie się od Niego jest procesem. Szatan wie, że największym szczęściem kapłana jest bliska relacja z Chrystusem, dlatego uderza tylko w to. W różne dziedziny życia, ale chce rozluźnić więź. Marna więź, marny ksiądz. Połowiczna modlitwa, połowiczny celibat, połowiczne więzi z kapłanami – prowadzą do zerwania więzi z Jezusem, byciem tylko na zewnątrz. Wtedy pytania o osobistą więź z Jezusem mogą powodować rozdrażnienie i bronienie „swojego terenu” w pustych hasłach i własnych wywodach. Słowo Jezusa się medytuje, nad nim się nie dywaguje!

Co robi dalej Jezus? Następuje rzecz niebywała. Umywa Apostołom nogi. Konsternacja. Są zszokowani. Nie wiemy komu umył „najpierw”. O ile w Ewangeliach Piotr jest wymieniany zawsze jako pierwszy, tutaj nie ma pierwszych, najważniejszych, utytułowanych. Pokora Boga! Pan Jezus na kolanach prosi o miłość. Warto nad takim obrazem Jezusa zatrzymać się w głębokiej modlitwie. Łatwiej jest być przed Jezusem w złotych koronach, berłach i innych świecidełkach. Jezus żebrzący o miłość dla wielu z nas jest wręcz nie do przyjęcia. To jest ta kościelna hipokryzja! Jakże „uroczysta”.

Jezus zadaje im pytanie: „Czy rozumiecie (ginoskete), co wam uczyniłem” (13,12). Do nich będzie to dochodziło stopniowo, nie od razu. Przepiękne jest również to, co oznacza słowo „wstał” od Wieczerzy. „Podniósł się”. To jest to samo słowo, którym w Ewangelii Marka młodzieniec w białej szacie mówi o zmartwychwstaniu Jezusa: „powstał. Każdy gest Jezusa mówi o życiu, zwiastuje życie. To bardzo ważne przesłanie dla nas. Jakiego Jezusa głosimy? Czy Słowo Jezusa podnosi mnie? Czy ufam Jezusowi bardziej niż wszystkim innym słowom, metodom? Czy wierzysz w to, że w Słowie Bożym jest MOC Ducha Świętego? Przychodzi do mnie kobieta i mówi, że poszła do księdza po duchową radę a on po 7 minutach wysyła ją do psychologa. „Nie po to do niego poszłam, bo znam pięciu dobrych psychologów”. Najłatwiej jest wysłać rozmówcę do psychologa… Oczywiście, pomoc psychologa wierzącego jest ważna, trzeba dać umieć sobie pomóc, ale… Mamy Słowo Boga samego, czy my wierzymy bardziej słowu ludzkiemu czy Bożemu? Może dlatego ono „nie działa” w życiu wielu księży, bo po prostu nie wierzą. Ks. Grzywocz mówił wiele lat temu o wzrastającym problemie księży praktykujących, ale niewierzących. W każdym Słowie Jezusa jest życie, moc życia! Powstał!

Wejdźmy teraz w dialog między Jezusem a Piotrem. Może on pokazać nam prawdę o nas samych. Popatrzmy jak w Piotrze pozytywna odpowiedz na miłość Jezusa staje się dla niego bardzo trudna. Piotr zmaga się z sobą. Pojawia się opór. Reakcja Piotra ukazuje jego charakter i zmaganie, walkę o „teren prywatny”. Wybucha na Jezusa: „Tyme stopy?”. Ty, który jesteś Panem, Kyriosem, autorytetem… me stopy? Piotr mówi tutaj jak wielki dystans jest między nim a Jezusem. Ale Jezus nazywa po imieniu problem Piotra: „To, co Ja czynię ty teraz nie rozumiesz, ale później będziesz wiedział (gnose)”. Czyli Pan Jezus chce, żeby Piotr powierzył się miłości, której teraz nie pojmuje. Musi przekroczyć swój upór, niezrozumienie, swoją wizję powołania. I opór staje się jeszcze większy, nabiera na sile: „Przenigdy”, w oryginale mamy: „na wiek” nie będziesz mi mył nóg. Oczywiście tutaj chodzi o coś więcej niż tylko umycie nóg, tu chodzi o przyjęcie lub odrzucenie miłości. I kiedy Piotr słyszy, że jeśli nie pozwoli na to, nie będzie miał udziału we wspólnocie z Jezusem, w komunii z Nim, idzie w drugą stronę: „myj wszystko”. Piotr kocha Jezusa, nawet jak Go nie rozumie.

Teraz Jan stawia nas przed paradoksalnym obrazem. Jest jeden uczeń, Judasz, który przyjął tak samo jak pozostali gest umycia nóg, ale nie stał się czysty. Nie możemy nie zatrzymać się przy tym obrazie, skoro Jan stawia go przed nami. Szczególnie w dzisiejszej dobie, którą kard. Robert Sarah nazywa „czasem Judasza”, zdrady Chrystusa w Jego własnym Kościele. Co się stało z Judaszem, że jego serce stało się „nieprzemakalne” na Jezusowe gesty miłości? Co się stało z niektórymi księżmi siedzącymi przy tym samym stole eucharystycznym z Jezusem, że ich serca skamieniały i stali się odrażającym zgorszeniem? Dla Judasza nawet umycie nóg było tylko zewnętrznym rytuałem, a nie przylgnięciem do Niego, dzieleniem z Nim tych samych wartości! „Nie pozwolił wykąpać się w miłości Jezusa, nie godził się na nią, nie chciał jej przyjąć” (K. Wons). Jezus to demaskuje: „A jeden z was jest diabłem” (J 6,71). Trzeba usłyszeć w tym zdaniu troskę i walkę o Judasza, bo „do końca [go] umiłował”, nawet wtedy, gdy Judasz zdradza Jezusa przy jednym stole. Sprawy idą dalej. Wchodzimy w godzinę ciemności.  Zauważmy – Jezus nie mówi, że Judasz spożywa Jego chleb, ale że spożywa chleb z Nim (!). Wspólnota ewangeliczna to ta, którą łączy Ewangelia, Eucharystia a nie miejsce i zadania! Jeśli księży łączy tylko miejsce i zadania to nie jest wspólnota ewangeliczna. Eucharystia, która stanowi centrum wszystkiego w naszym kapłańskim życiu jest znakiem wspólnoty więzi między braćmi, której źródłem jest Jezus. Eucharystia oznacza zaangażowanie w życie Jezusa, przylgnięcie do Niego. Proszę pamiętać, że „kapłaństwo jest opowieścią o Eucharystii” (K. Grzywocz). A jeśli o Eucharystii to o SPOTKANIU, które angażuje całą naszą osobowość. Czym dla ciebie jest Eucharystia? Największą miłością, źródłem życia czy dochodów? Proszę wybaczyć, ale to, co wyprawiamy dzisiaj z Mszami Świętymi to woła o pomstę do nieba. Wiem, że to zbyt ogólne „hasło”, ale może warto się zastanowić na ile wierzę w to, co czynię. Przytoczę fragment homilii kard. Josepha Ratzingera: „(…) Eucharystia skurczyła się do krótkiej pół godziny, tak że już nie [jest] w stanie wypełnić pomieszczenia głębokim oddechem modlitwy, stała się maleńką «wysepką czasu» na marginesie dnia, który w całości został pozostawiony sprawom powszednim, pośpiechowi naszego świeckiego działania i zachowania” (2.04. 1980 r., Katedra NMP w Monachium). Judasz jest obecny tylko formalnie. Jego obecność jest tylko zewnętrzna i z Jezusem i ze wspólnotą. Nie pozostaje z Jezusem i ze wspólnotą! Wewnątrz jest już gdzie indziej, jest poza. Ale Jezus podaje mu swój chleb – chleb życia, który może go podnieść! Bo w każdym geście jest życie, w każdym Słowie jest życie. Niestety, „zamiast dopuścić do siebie Jezusa, dopuszcza się zdrady” (J. Mateos). To jest ogromne cierpienie i ból dla Jezusa. Kiedy wnikamy Jego serce, dostrzegamy ten Jego ból! Proszę pamiętać, drodzy księża, że w naszym życiu nie ma nic gorszego jak powierzchowność przykryta improwizacją sakramentów i „duszpasterską” troską. To, co dzisiaj trawi Kościół od środka to nowotwór połowiczności, powierzchowności w relacji z Chrystusem. Skandale, które się dzieją są zgniłymi owocami przeciętnych wspólnot. Letnia temperatura relacji z Jezusem sprzyja tworzeniu się klik działających „po godzinach”. Jan omija stwierdzenie, że Judasz spożył podany mu chleb (mimo, że w polskim przekładzie tak jest). Dosłownie mamy powiedziane, że „po kęsie” wszedł w niego szatan. Św. Augustyn tłumaczy, że Judasz nie przyjął mocy sakramentu. Jest zamknięty. I Jezus o tym wie, dlatego walczy o niego do końca, bo jest do końca miłowany przez Jezusa, choć stał się do końca przeciwnikiem Jezusa! „Co masz czynić, czyń prędzej” (13,27)…

Na zakończenie popatrzmy na inny obraz, który wprowadza strumień światła w scenę mroku zdrady. Tam, gdzie pojawia się „umiłowany uczeń”, tam jest światło, jest jasno. Dlaczego? Leży na łonie (to kolpo) Jezusa. Nawiązanie do Prologu, gdzie Jednorodzony jest w łonie Ojca (ton kolpon) (por. J 1,18). Piękny obraz ucznia, który słyszy bicie serca Jezusa, słyszy Jego Słowo, które ożywia i oczyszcza. Dlatego on jest obrazem dla każdego z nas, żebyśmy nigdy się nie zniechęcali w drodze do świętości. Nie można dać się zgasić. Być ofiarnym sługą Jezusa Chrystusa w Kościele. Nie bać się jak św. Stanisław, który staną po stronie Prawdy. Gdyby przymknął oko na bezeceństwo władcy to jemu nadal by mitra na skroniach jaśniała, a królowi korona  z głowy by nie spadła… Być z Bogiem to kochać Boga Trójjedynego. „Tylko ten, kto osobiście zna Boga, może do Niego prowadzić innych” (Benedykt XVI).

Na koniec dedykuję wam słowa, które bardzo mnie ciągle poruszają i zapalają do kapłańskiej radości i ofiarności. Wypowiedział je Joseph Ratzinger.

„Gdzie się podziali «cisi tej ziemi», którzy bez wielkich słów i bez szukania dla siebie rozgłosu, bez specjalnego wykształcenia, naprawdę żyli słowem Bożym, nim oddychali, myśleli i prawdziwie dobrze czuli się w Kościele? Mamy dziś zbyt wielu ludzi, którzy za dużo mówią, udowadniają, że oni także mają coś do powiedzenia, oczywiście – najlepiej coś krytycznego, wykazując, że wprawdzie nie wszystko wiedzą, ale w każdym razie lepiej wiedzą. Mamy natomiast za mało ludzi, którzy są zdolni słuchać w ciszy, chłonąć święte słowo Boże i którzy umieją się nim zachwycić i tak nim się przejąć, że staje się prawdziwie ich chlebem. Kto z nas może powiedzieć, że Pismo święte, psalmy, hymny uwielbienia Bożego stały się dlań żywą mową serca, że cisną mu się na usta, gdy przestaje rozumować i pozwala ustom mówić to, czego serce jest pełne? W zasadzie żywimy się soczewicą i wodą, podczas kiedy w Piśmie świętym daruje nam Bóg stągwie wybornego wina […]”( J. Ratzinger, Dogma und Verkündigung, s. 407 n).

Niech to wystarczy. ODWAGI.

W tekście wykorzystano:

  1. Cencini, Odech życia. Łaska formacji permanentnej, Wyd. Salwator, Kraków 2003.
  2. Grzywocz, W duchu i przyjaźni, Wyd. Salwator, Kraków 2017.
  3. Wons, Trwać w Chrystusie. Rekolekcje ze św. Janem, Wyd. Salwator, Kraków 2007.
  4. Ratzinger, Bóg jest blisko nas. Eucharystia: centrum życia, Wyd. „M”, Kraków 2002.
  5. Ratzinger, Służyć prawdzie. Myśli na każdy dzień, Wyd. TUM, Wrocław 2001.

Ks. dr Tomasz Rąpała – prezbiter diecezji tarnowskiej, rekolekcjonista Centrum Formacyjno – Rekolekcyjnego „Arka” w Gródku nad Dunajcem. Pełnił posługę wikariusza w czterech parafiach, a następnie ojca duchownego w WSD w Tarnowie. Współpracuje z Centrum Formacji Duchowej salwatorianów w Krakowie. Uczestnik warsztatów egzegetyczno – archeologicznych w Jerozolimie, Palestynie, wyspie Patmos i Turcji rzeszowskiej szkoły biblijnej DABAR oraz seminarium kierowników duchowych i rekolekcjonistów w pustelni San Giorgio kamedułów w Rocca di Garda.

cathopic_154325737310270

Oblicze nadziei – ks. dr Tomasz Rąpała

Życie chrześcijanina powinno być nie tylko znakiem, ale uobecnianiem nadziei, którą czerpiemy z Serca Boga Ojca w Sercu Jezusa. Powinniśmy mieć twarz, oblicze ewangelicznej nadziei. Dlatego temat Roku Świętego 2025 wyznaczony przez papieża Franciszka, jest bardzo trafiony, ponieważ wskazuje ludzkości, pośród światowego chaosu i zbrodni, kierunek. Pielgrzymi nadziei, czy jak tłumaczy biskup Erick Varden: Pielgrzymi ku nadziei.

Pragnienie człowieka

Papież Benedykt XVI we wspaniałej encyklice o nadziei Spe salvi, napisał o głębokim pragnieniu każdego człowieka: „Potrzebujemy małych i większych nadziei, które dzień po dniu podtrzymują nas w drodze. Jednak bez wielkiej nadziei, która musi przewyższać pozostałe, są one niewystarczające. Tą wielką nadzieją może być jedynie Bóg, który ogarnia wszechświat, i który może nam zaproponować i dać to, czego sami nie możemy osiągnąć” (nr 31, także 39).

Widzimy zatem, że w życiu chrześcijańskim najważniejsza jest relacja z Panem Bogiem. Oczywiście to temat rzeka, ale i temat numer 1. Choćby z tego tytułu, że jesteśmy świadkami degradacji chrześcijaństwa do pustki własnych wierzeń, które są zabobonami, prywatnymi wymysłami ludzi, którzy zamiast wnikania w tajemnicę obecności Boga, zasłaniają się atrapami bliżej nieokreślonych „wierzeń”, wytworów własnych spekulacji i fantazji. Arcybiskup Józef Życiński nazywał to „katolicyzmem obrządku prywatnego”. Bez żywej relacji z osobą Jezusa Chrystusa wiara nie istnieje, a wszelkie działania i akcje stają się filantropią. Jezus jest ODKUPICIELEM ludzkości a nie filantropem, jednym z. Dlatego też Benedykt XVI w niemal pierwszym zdaniu encykliki Deus Caritas est (warto dodać, że w historii nie udało się rozprowadzić w takiej ilości jak tej encykliki żadnego dokumentu papieskiego!), napisał przepiękną prawdę, która pozwala nam bardziej zrozumieć temat naszego spotkania. „U początku bycia chrześcijaninem nie ma decyzji etycznej czy jakiejś wielkiej idei, jest natomiast spotkanie z wydarzeniem, z Osobą, która nadaje życiu nową perspektywę, a tym samym decydujące ukierunkowanie” (nr 1).

Człowiek został odkupiony przez Miłość. Jan Paweł II w encyklice Redemptor hominis napisał słowa, które również są strumieniem światła w rozważaniu o chrześcijańskiej nadziei: „Człowiek nie może żyć bez miłości. Człowiek pozostaje dla siebie istotą niezrozumiałą, jego życie jest pozbawione sensu, jeśli nie objawi mu się Miłość, jeśli nie spotka się z Miłością, jeśli jej nie dotknie i nie uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej żywego uczestnictwa. I dlatego właśnie Chrystus-Odkupiciel «objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi»” (nr 10). Piękne słowa, ponieważ ukazują nam, że SPOTKANIE z miłością Pana Boga nadaje sens naszemu życiu! Bóg, który daje nam Syna, Jezusa Chrystusa, umierając na Krzyżu i Zmartwychwstając, pozostaje z nami w Eucharystii i sakramentach, a dzięki temu mamy PEWNOŚĆ obecności Boga, który jest OJCEM. Św. Paweł w Liście do Efezjan zatrzymuje nas przy prawdzie, że kto nie zna Boga, chociażby miał wielkie nadzieje, w gruncie rzeczy nie ma nadziei, wielkiej nadziei, która podtrzymuje całe jego życie (por. Ef 2,12). Jedyną nadzieją, która pozwala przetrwać człowiekowi wszelkie trudne doświadczenia, może być tylko Bóg, który kocha człowieka „do końca” (por. J 13,1; 19,30). Dotknięcie miłości sprawia, że człowiek „otwiera oczy” widząc czym naprawdę jest życie. Największa nadzieja, której źródłem jest sakrament chrztu świętego – to rozwijanie osobistej relacji z Jezusem Chrystusem, który odsłania nam siebie. I to jest fascynujące w naszym Panu, że On odsłania nam swoje OBLICZE, a my Go poznajemy i Nim żyjemy. Dlatego nadzieja się nie kończy.

Droga bez końca

Im mamy głębszą relację z Panem Jezusem, tym bardziej zdajemy sobie sprawę, że w życiu ziemskim gra toczy się o wszystko, o wieczność. Dlatego nasze serca i umysły są terenami walki, czasami bardzo zaciętej. Powierzenie się Jezusowi jest jedyną drogą nadziei w zwycięstwo, bo On już zwyciężył. Jego Zmartwychwstanie jest tego dowodem. A my – chrześcijanie – jesteśmy ludźmi Wielkiej Nocy, mamy paschalne oczy i serca, widzimy już tutaj na ziemi „nowe niebo i nową ziemię” (por. 2P 3,13; Ap 21,1-2; 3,12). Im większe pragnienie Nieba, tym lepszy wzrok. Dostrzegamy wtedy, co w życiu naprawdę się liczy i nie damy sobie wmówić światowych baśni jednego sezonu. Słowo Boga nie przemija (por. Mt 5,18; 24,35; Mk 13,31; Łk 21,33).

Jeszcze jedno od Benedykta XVI – człowieka wielkiej Nadziei. Kiedy pytano Ojca Świętego o nadzieję, czym ona jest w Jego życiu, powiedział m.in. tak: „[…] Powodem mojej nadziei jest to, że Ewangelia Jezusa Chrystusa, wiara w Chrystusa jest po prostu prawdziwa. A prawda się nie starzeje. Można również o niej przez jakiś czas zapomnieć, można znaleźć inne rzeczy, można ją odsunąć, ale prawda jako taka nie znika. Czas trwania ideologii jest policzony. Wydają się one mocne, nie do pokonania, ale po pewnym czasie zużywają się, tracą swą moc, gdyż brakuje im głębokiej prawdy. Zawierają one cząstki prawdy, ale ostatecznie wypaliły się. Natomiast Ewangelia jest prawdziwa i dlatego nigdy się nie zużywa […], dlatego jestem przekonany, że zaistnieje nowa wiosna chrześcijaństwa” […] (Wywiad z Benedyktem XVI z filmu „Dzwony Europy”, 15.12. 2012 r.).

Ks. dr Tomasz Rąpała – prezbiter diecezji tarnowskiej, rekolekcjonista Centrum Formacyjno – Rekolekcyjnego „Arka” w Gródku nad Dunajcem. Pełnił posługę wikariusza w czterech parafiach, a następnie ojca duchownego w WSD w Tarnowie. Współpracuje z Centrum Formacji Duchowej salwatorianów w Krakowie. Uczestnik warsztatów egzegetyczno – archeologicznych w Jerozolimie, Palestynie, wyspie Patmos i Turcji rzeszowskiej szkoły biblijnej DABAR oraz seminarium kierowników duchowych i rekolekcjonistów w pustelni San Giorgio kamedułów w Rocca di Garda. Pracę doktorską obronił na podstawie rozprawy: Chrystocentryzm fundamentem życia i posługi św. Pio z Pietrelciny.

popiełuszko

Wylewał krwawe łzy boleści – ks. Tomasz Rąpała

40 ROCZNICA MĘCZEŃSKIEJ ŚMIERCI BŁ. KS. JERZEGO POPIEŁUSZKI

Miałem wtedy 5 lat. Nigdy nie zapomnę, kiedy wieczorem klęcząc modliliśmy się z całą Rodziną w intencji ocalenia życia Ks. Jerzego Popiełuszki. Pamiętam także atmosferę, kiedy ogłoszono, że znaleziono ciało brutalnie zamordowanego Kapłana nawołującego do sprawiedliwości, pokoju i wybaczenia. W pamięci dziecka wychowywanego w wielkim szacunku do Pana Boga, takie dni pozostają żywe na zawsze…

Pamiętam także cmentarną alejkę w Nowym Sączu, gdzie we Wszystkich Świętych obok drzewa ze zdjęciem Ks. Jerzego było tyle zniczy, które ludzie zostawiali spontanicznie, że nie dało się tą alejką przejść… To był znak wyrazu wiary, modlitwy dziękczynienia za życie, po ludzku zgładzonego Kapłana, który zwyciężył w Jezusie Chrystusie.

Z wielkim przejęciem przeczytałem książkę, która ukazała się kilka dni temu autorstwa dra n.  med. Tadeusza Jóźwika, lekarza medycyny sądowej pt. „Ze szczególnym okrucieństwem” (wyd. STACJA7, Kraków 2024). Autor został zwolniony z tajemnicy lekarskiej, opowiada bardzo szczegółowo wyniki badań przeprowadzonych przez niego i zespół lekarzy będących przy sekcji zwłok ciała Ks. Popiełuszki.

Niewyobrażalne jest okrucieństwo z jakim ubeccy funkcjonariusze, pozbawieni jakiegokolwiek szacunku do życia i śmierci, zamordowali tego bezbronnego Kapłana. Zobaczmy kolejny raz do czego mogą posunąć się ludzie służący diabolicznym ideologiom, które nie znoszą światła Prawdy i Miłości. To ludzie opętani przez demona nienawiści i pogardy do tego, co Boskie.

Ks. Jerzy Popiełuszko był katowany przez Grzegorza Piotrowskiego wiele razy. Kapłan wychodząc resztkami sił z bagażnika pojazdu, w którym był przewożony po porwaniu próbował się z niego wydostawać. Gdy udało mu się to uczynić, na nowo bezwzględny morderca dotkliwie pobił Ks. Jerzego ręką po głowie i twarzy a także drewnianą pałką. „Ciosy zadawał w okolice łuków brwiowych i oczu, powodując obfite, szybko tworzące się krwawe wylewy, zwłaszcza powiek i obrzęk spojówek, a także silne podrażnienia spojówek objawiające się obfitym krwisto zabarwionym łzawieniem, uniemożliwiając zdolność widzenia. Ksiądz najprawdopodobniej wylewał krwawe łzy boleści” (s. 32).

Przy tym ostatnim zdaniu zatrzymałem się na kilka minut w lekturze książki. Trudno pojąć mękę Kapłana, porwanego, śledzonego, prześladowanego i umęczonego przez wrogów Boga. Ks. Jerzy nigdy nie wzywał do nienawiści, wzywał do pojednania i przebaczenia. System totalitarny i jego bezwzględni słudzy zamieniając się w demony, byli zdolni do nieludzkich działań. Starcie dwóch światów prowadziło wielokrotnie przez krew męczenników do zwycięstwa, bo „krew męczenników jest posiewem nowych chrześcijan” (Tertulian). Tak było jest i zawsze będzie. Żadna władza wroga Kościołowi nie będzie miała wpływu na los Kościoła. Tylko ludzie zdeprawowani przez obietnice demonów władzy mogą wierzyć w takie brednie. Ks. Jerzy Popiełuszko mówił: „Trzeba się bać tylko zdrady Chrystusa za trzydzieści srebrników jałowego spokoju”. Człowiek, który zdradził Chrystusa za pieniądze, stanowisko i pochlebstwa, jest człowiekiem skończonym, chyba, że się nawróci. Bez nawrócenia bowiem nigdy nie będzie miał wewnętrznego pokoju i siły. Demony politycznej przeszłości muszą się ukrywać, jak ubecy, którzy w zależności od chwil i czasów, dostają momentami nowych energii od swoich popleczników, wychodząc z kryjówek krzycząc marksistowskie hasła ubrane w nowe trendy.

Podczas beatyfikacji Ks. Jerzego Popiełuszki, w której uczestniczyłem, legat papieża Benedykta XVI, mówił w Warszawie: „Ksiądz Jerzy nie uległ pokusie, by żyć w tym obozie śmierci. Przy pomocy jedynie duchowych środków, takich jak prawda, sprawiedliwość oraz miłość, domagał się wolności sumienia obywatela i kapłana. Lecz zgubna ideologia nie znosiła światła prawdy i sprawiedliwości. Dlatego ten bezbronny kapłan był śledzony, prześladowany, aresztowany, torturowany a ostatecznie brutalnie związany i, choć jeszcze żył, został wrzucony do wody. Jego oprawcy, którzy nie mieli najmniejszego szacunku dla życia, z pogardą odnosili się nawet do śmierci. Porzucili go, jak niektórzy porzucają martwe zwierzę (nr 2).

Świadectwo życia i posługi kapłańskiej bł. Ks. Jerzego Popiełuszki jest wielkie! Moc Jego wiary przynosi wielkie owoce w miłości, także nieprzyjaciół. Tylko miłość jest siłą do zwalczenia wrogich sił i zaplanowanego zła. Także w obecnych czasach mamy do czynienia z antychrześcijańskimi przejawami wrogości i prześladowania Kościoła, niszczenia wrażliwości ludzi młodych na wartości chrześcijańskie, nie mówiąc nawet o wartościach naturalnych. Nikt nie będzie dyktował Kościołowi komu ma wierzyć i jakie normy wyznawać. Bo Kościół jest od dwóch tysięcy lat strażnikiem wiary, życia i człowieczeństwa. Nie życzymy sobie pouczeń. Naszym kodeksem jest EWANGELIA Jezusa Chrystusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego. Zwyciężamy zło dobrem (Rz 12,21). Nie boimy się! „Nie toczymy walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw zwierzchnościom, przeciw władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich” (Ef 6,12).

Dziękujemy bł. Jerzy za Twoją odwagę i męstwo, za Twoją miłość i pokorę. Módl się za nas, żebyśmy się nie bali, ale odkrywali w kapłaństwie i w życiu chrześcijańskim, że
jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam?” (Rz 8,31). Kapłanie mężny – wstawiaj się za nami!

Ks. dr Tomasz Rąpała – rekolekcjonista CFR ARKA w Gródku nad Dunajcem, współpracuje z CFD salwatorianów w Krakowie.

rome-2960832_1280

Rok Święty 2025. Nadzieja w beznadziei – ks. Tomasz Rąpała

Ojciec Święty Franciszek bullą z dnia 9 maja 2024 r. Spes non confundit (Nadzieja zawieść nie może), ogłosił Jubileusz Zwyczajny Roku 2025, który rozpocznie się 29 grudnia 2024 r., zakończy natomiast 6 stycznia 2026 r.

Jaka treść będzie nam towarzyszyła w sposób szczególny w Roku Świętym? Punktem odniesienia jest oczywiście bulla papieska, w której Franciszek zaprasza wszystkich pielgrzymów nadziei do Rzymu, aby w mieście Apostołów Piotra i Pawła przeżyć Jubileusz. Ci natomiast, którzy nie przybędą do Rzymu będą mogli we właściwy sobie sposób przeżyć ten czas we własnych wspólnotach wiary.

Treścią Jubileuszu jest NADZIEJA. Tytuł bulli jest zaczerpnięty z Listu św. Pawła do Rzymian: „Nadzieja zawieść nie może” (5,5). Papież podkreśla, że „Wszyscy mają nadzieję. Nadzieja jest obecna w sercu każdego człowieka jako pragnienie i oczekiwanie dobra, nawet jeśli nie wie, co przyniesie ze sobą jutro” (nr 1). To bardzo ważne słowa, szczególnie dzisiaj kiedy mnóstwo ludzi traci poczucie sensu i nadziei życia. Zbyt często słyszymy jak ludziom, także młodym nie chce się żyć, podejmować nowe wyzwania. Psychiatrzy biją na alarm, określając obecne chwile „czasem smutku”. Przerażające jest to, że w krajach uważających się za postępowe wzrasta liczba samobójstw wśród ludzi młodych, także apatia, życiowy bezwład (czym jest zatem tzw. postęp?). Dlatego Franciszek dzieli się pragnieniem, „aby Jubileusz był dla wszystkich okazją do ożywienia nadziei. Słowo Boże pomaga nam znaleźć ku temu powody” (nr 1). Motywem nadziei jest zawsze i tylko miłość Pana Boga. Czas Jubileuszu zatem powinien prowadzić do ukazania ludziom Boga, którego miłość rozpala serca. Tylko miłość może je otworzyć. Musimy pamiętać, że wielkim zagrożeniem jest głoszenie Ewangelii z przypisywaniem sobie władzy. Ten sposób głoszenia jest zaprzeczeniem misji Jezusa Chrystusa, zdradą Jego pragnień by Jego wspólnota – Kościół, stawał się domem wszystkich, a nie zespołem prywatnych folwarków z własnymi pomysłami i dywagacjami. „Nadzieja chrześcijańska nie zwodzi ani rozczarowuje, ponieważ opiera się na pewności, że nic i nikt nigdy nie będzie w stanie oddzielić nas od Boże miłości” (nr 2).

Celem Jubileuszu jest SPOTKANIE z Panem Jezusem, które dokonuje się przez słuchanie Słowa Bożego i sakramenty we wspólnocie Kościoła. To nieustanne wyruszanie w drogę przez tych, którzy poszukują sensu życia (por. nr 5). Pięknym znakiem tej drogi będzie otworzenie Drzwi Świętych w poszczególnych bazylikach papieskich. Otwarte drzwi jubileuszowe są – dla mnie osobiście – obrazem otwartych ramiona Jezusa Chrystusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego, który oczekuje na każdego z miłością, ze SŁOWEM przebaczenia grzechów, troski i nadziei. Drzwi Jubileuszowe są jak otwarta księga Biblii, z której tchnie Duch Święty zapraszający do żywej więzi z Bogiem Ojcem, który w Jezusie powiedział nam wszystko. Potrzeba zatem, żeby „światło chrześcijańskiej nadziei dotarło do każdego człowieka, jako orędzie Bożej miłości skierowane do wszystkich! Niech Kościół będzie wiernym świadkiem tego orędzia na całym świecie!” (nr 6).

Papież Franciszek zaprasza także do otwartości na życie w odpowiedzialnym macierzyństwie i ojcostwie (nr 9). Pisze z troską do ludzi młodych, aby czas Roku Świętego był dla nich impulsem do odnowienia pasji życia (nr 12), migrantach, wygnańcach, uchodźcach i uciekinierach, którzy muszą opuszczać swoją ziemię, aby poszukiwać „lepszego życia dla siebie i swoich rodzin” (nr 13). W bulli nie zabrakło troski o ludzi starszych, dziadków i babć, miliardach ubogich, którzy są „niemal zawsze ofiarami, a nie winnymi” (nr 15). Papież przypomina także o „dobrach ziemi, które nie są przeznaczone dla nielicznych uprzywilejowanych, lecz wszystkich” (nr 16).

Ojciec Święty zwraca także uwagę, że w czasie Roku Świętego minie „dokładnie 1700 lat od obchodów pierwszego wielkiego soboru powszechnego, Soboru Nicejskiego”. Zwraca uwagę, że ten  „[Sobór] miał za zadanie zachowanie jedności, poważne zagrożonej przez zaprzeczenie pełnej boskości Jezusa Chrystusa i Jego współistotności z Ojcem” (nr 17). To również bardzo ważny akord naszego Jubileuszu, ponieważ wielu ludzi widzi w Chrystusie filantropa a nie JEDYNEGO Zbawiciela ludzkości. Nasza myśl jest coraz bardziej skażona światowymi modami, pomieszaniem pojęć, że wszystkie religie są takie same i nie ma różnicy w co wierzymy. W bulli wybrzmiewa prawda, że „z Jezusem za progiem [śmierci] jest życie wieczne, które polega na pełnej komunii z Bogiem, na kontemplacji i uczestnictwie w Jego nieskończonej miłości” (nr 21).

Bardzo ważnym punktem papieskiej bulli jest ten dotyczący sakramentu pokuty, „który upewnia nas, że Bóg gładzi nasze grzechy” (nr 23). Franciszek zwraca uwagę, że „nie ma lepszego sposobu na poznanie Boga niż pozwolić Mu, by nas pojednał ze sobą (por. 2Kor 5,20), rozkoszując się Jego przebaczeniem. Nie rezygnujmy zatem ze spowiedzi, ale odkryjmy na nowo piękno sakramentu uzdrowienia i radości, piękno przebaczenia grzechów!” (tamże).

Maryja jest ukazana w dokumencie jako Ta, która świadczy najwznioślej o nadziei. „W Niej widzimy, że nadzieja nie jest łatwowiernym optymizmem, lecz darem łaski w realizmie życia” (nr 24).

Bulla, której treścią jest chrześcijańska nadzieja kończy się wezwaniem Papieża do powrotu do Pisma Świętego, aby w sposób szczególny w Roku Świętym usłyszeć słowa: „My, którzyśmy się uciekli do uchwycenia zaofiarowanej nadziei, trzymajmy się jej jak bezpiecznej i silnej dla duszy kotwicy, która przenika poza zasłonę, gdzie Jezus jako przewodnik wszedł za nas” (Hbr 6, 18-20). „Jest to mocne wezwanie, aby nigdy nie tracić nadziei, którą otrzymaliśmy, aby otrzymać się jej, znajdując schronienie w Bogu” (nr 25).

Ostatecznym CELEM istnienia człowieka na ziemi jest NIEBO. Tą prawdę ukazuje Franciszek na końcu dokumentu. Musimy zawsze pamiętać, że myśli człowieka krążą wokół celu. Jeśli w życiu cel jest chybiony, chybione będzie życie, pozbawione sensu i nadziei. Dlatego módlmy się, aby Rok Święty stał się okazją dla wielu, aby nie tracili z oczu ostatecznego celu życia jakim jest bycie na wieki z Trójjedynym Bogiem. „Niech świadectwo wiary będzie w świecie zaczynem prawdziwej nadziei, głoszeniem nowych niebios i nowej ziemi (por. 2P 3, 13), gdzie możemy mieszkać w sprawiedliwości i zgodzie między narodami, dążąc do wypełnienia obietnicy Pana” (nr 25).

Zachęcam także do lektury encykliki Benedykta XVI Spe salvi, której tematem jest właśnie nadzieja chrześcijańska. Znajdziemy tam nie tylko doskonały wykład na ten temat, ale przede wszystkim świadectwo wiary potwierdzone nauką Kościoła a przez to nadany kierunek, ukazany przez Ojca Świętego Benedykta XVI.

Niech nadzieja, która tchnie z wiary i miłości będzie dla nas wszystkich kotwicą, żebyśmy się nie dali zgasić i zachwiać w świecie smutku i pogłębiającej się ludzkiej głupoty.

Ks. dr Tomasz Rąpała – rekolekcjonista CFR diecezji tarnowskiej „Arka” w Gródku nad Dunajcem. Pełnił posługę wikariusza w czterech parafiach a następnie ojca duchownego w WSD w Tarnowie. Współpracuje z CFD salwatorianów w Krakowie. Uczestnik warsztatów egzegetyczno – archeologicznych w Jerozolimie, Palestynie i wyspie Patmos rzeszowskiej szkoły biblijnej DABAR oraz seminarium kierowników duchowych w pustelni san Giorgio benedyktynów kamedułów w Rocca di Garda.

Moje_skała

Rozeznać powołanie. Ale jak? – ks. Tomasz Rąpała

Mówi się dzisiaj coraz więcej o bardzo ważnej kwestii rozeznania powołania. Jeszcze do niedawna w wielu kręgach kościelnych niemal temat ten nie istniał, ponieważ liczba zawieranych małżeństw utrzymywała się na tym samym poziomie, natomiast głównym pytaniem dotyczącym Seminarium Duchownego było to, z której części diecezji będzie w tym roku przeważająca liczba kandydatów. Kiedy jednak doszło do bardzo poważnego spadku nupturientów i kandydatów do kapłaństwa, zaczęto podejmować temat źródeł tej zapaści. Czyli niekiedy jest tak, że im gorzej, tym lepiej. Przynajmniej w niektórych kręgach dochodzi do rzetelnej dyskusji, której podstawą jest realizm, a nie życie w iluzjach, jak przez ostatnie lata.

Pragnę podzielić się kilkoma przemyśleniami, których podstawą są trafne opracowania dotyczące rozeznawania oraz mnóstwo rozmów z ludźmi młodymi i nie tylko. Musimy pamiętać, że nic tak nie kształtuje człowieka jak relacja ze Słowem Bożym, adoracja Pana Jezusa obecnego w Najświętszym Sakramencie i relacje z innymi. Człowiek głównie we wspólnocie poznaje siebie oraz istotę życia. Zatem w rozeznawaniu sensu życia pomaga nauka Jezusa: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą” (Mt 5,8).

Przez kogo jesteśmy powołani?

W księdze Jeremiasza słyszymy słowa Boga, które odsłaniają podstawową prawdę o nas: „Nim przyszedłeś na ten świat, poświęciłem cię” (1,5). Czyż nie jest to genialne? Człowiek żyje dlatego, że jest powołany! Dar powołania w Bożej myśli wyprzedza dar życia, czyli powołanie jest tym, co wyjaśnia tajemnicę życia człowieka! Nie istnieje życie bezsensowne i bezcelowe. Oczywiście, człowiek może „zbić się z tropu”, ale to nie jest problem ze strony Pana Boga, tylko człowieka. Bóg odsłania siebie, a przez to tajemnicę istnienia człowieka, natomiast człowiek może zasłonić sobie Boga przez niewłaściwe decyzje i wybory. Bóg się odsłania, nikomu się nie zasłania. Dlatego tak bardzo ważne są właściwe decyzje życia, które Pan Bóg szanuje. On się nikomu nie narzuca, ale proponuje. „Każdy jest przez Boga chciany i kochany, każdy jest jedyny i niepowtarzalny. Nikt nie jest przypadkowym produktem ewolucji” (Benedykt XVI). Warto wnikać w tę prawdę, w ciszy, podczas modlitwy. Coraz więcej osób pyta: „dlaczego ja żyję?”. To jest pytanie zrodzone w cierpieniu. Tak pyta osoba cierpiąca. Ponieważ człowiek nie żyje dla czegoś, ale dla kogoś! Dla kogo poświęcam się w małżeństwie, kapłaństwie, życiu zakonnym, stanie wolnym? Nie ma życia bez ofiary, bez poświęcenia. Pan Jezus mówi, że „więcej jest szczęścia w dawaniu niż w braniu” (Dz 20,35). Człowiek wzrasta tylko wtedy, gdy daje siebie, dzieli się sobą, tym, kim jest i co posiada. W przeciwnym razie gnuśnieje i smutnieje, a smutek zasłania i w konsekwencji odbiera wizję życia. „Powołania się nie zdobywa. Powołanie się odkrywa” (ks. K. Wons). Kiedy człowiek podejmuje decyzję o wejściu na konkretną drogę, którą nazywamy powołaniem, wtedy ta droga/powołanie odsłania się, można ją pielęgnować i rozwijać. Dlatego pierwszym rozeznaniem jest rozeznanie żywej obecności Boga w życiu człowieka. Tylko On powołuje, ponieważ On upatrzył sobie nas w swoim sercu zanim urodziliśmy się. Naszym powołaniem jest życie w miłości. Największym darem jest sam Bóg, którego powinniśmy uwielbiać w codzienności życia. Tylko tak można wejść na właściwą drogę.

Warto zwrócić także uwagę, że czasami u niektórych osób pojawia się lęk przed rozeznawaniem powołania. Dlaczego? Może to być lęk przed życiem. „Powołanie jest dobrą nowiną” (o. A. Cencini). Wierzymy przecież w Boga, który powołuje a motywacją jest Jego miłość! Kocha, dlatego woła, nie może nie wołać. Życie jest powołaniem, ponieważ taka jest wola Boga. Czasami pojawiają się pytania: „co tak naprawdę jest wolą Pana Boga?”. Bardzo dobre pytanie. Wolą Boga jest sam Bóg! Wolą Boga jest to, żebym żył, bym był, tym, kim jestem! To jest Jego wola. Niektórzy mają tendencję przypisywania Bogu tego, co najgorsze, a jest to wynikiem dramatycznego obrazu Boga. A „Bóg jest miłością” (1J 1, 4.16) i wszystko co jest od Niego, jest dobrą nowiną. Skoro tak, to powołanie i życie nade wszystko. Strach przed życiem i podejmowaniem decyzji i wyzwań, które zawsze będą ryzykiem, jest pogański. Strach pochodzi od złego ducha. Należy odróżnić strach od lęku. Lęk może być pozytywny, może wskazywać, że dana osoba poważnie traktuje życie i odczuwa lęk, nic w tym złego, ale jeśli on paraliżuje i osoba podejmuje decyzję, aby nie podejmować żadnej decyzji, to lęk przechodzi w strach. To nie jest od Boga. Bo Bóg kocha, a nie straszy, straszą ludzie, a nie Bóg. Trzeba pamiętać o głębokiej prawdzie, że „nie jestem dla Boga jednym z wielu w tłumie, nie jestem dla Niego numerem pewnej serii, kartką z katalogu, lecz kimś niepowtarzalnie jedynym, ponieważ Bóg «zwraca się do mnie po imieniu»” (o. H. Alphonso). Zatem wnikamy w tajemnicę powołania (od chrztu) i przez to życia na tyle, na ile słyszymy w modlitwie swoje imię. Słuchanie Słowa Bożego jest zawsze pierwsze. Starożytna praktyka lectio divina jest tutaj jedyną i niepodważalną drogą. Kto ją odkrył, odkrył istotę powołania, życia i wiary.

Oddzielić sens od bezsensu

Człowiek nie jest „producentem” sensu, którego źródłem nie jest nawet to, kim jest. Sens może być nadany. Viktor Frankl, twórca logoterapii, profesor psychiatrii i neurologii, często podkreślał tę prawdę. „Logos” oznacza bowiem właśnie „sens” czyli znaczenie, treść, a dopiero potem „słowo”. Dlatego pięknym momentem w życiu człowieka jest moment uświadomienia sobie, że to, czego doświadczamy od Pana Boga w sferze duchowej, jest jedynym sensem nadanym przez Niego. Sens jednoczy i integruje! Właśnie wtedy uwalniamy się od tego, co jest bezsensowne. W życiu nie warto słuchać tego, co nie ma sensu. Jeśli dzisiaj dostrzegamy brak sensu życia u mnóstwa młodych ludzi, to wiemy dlaczego nie chcą słuchać nawet tego, co może nadać im sens, bo wydaje im się, że to nie ma sensu. Podam przykład: przychodzi młoda osoba i mówi: „proszę księdza, ale jaki to ma sens, co ja będę robił w życiu? Przecież to wszystko jedno. Sześć lat w Seminarium to długo. Poznawanie się z dziewczyną przez randki może trwać latami, nie wiem na kogo trafię. Nie lepiej żyć samemu, robić co się chce, pracować i być dobrym człowiekiem?”. To pokazuje, że osoba zasłania sobie sens życia, ponieważ jej myślenie jest ukierunkowane na siebie i na „luźne” życie, które nie istnieje. W życie trzeba się zaangażować, ale trzeba także uczyć się tracić. Nie ma zyskiwania czegoś bardziej sensownego bez ryzyka straty tego, co powoduje utratę sensu. Jezuita, ojciec Herbert Alphonso pisał w książce pt. „Powołanie osobiste”, że „nigdy nie męczymy się «sensem»: w naszym ziemskim pielgrzymowaniu pozostawiamy to wszystko, co nie ma sensu a chwytamy się tego, co go posiada”. Podam kolejny przykład: na rekolekcje lectio divina przyjeżdża mężczyzna mający ponad dwadzieścia lat, podczas rozmowy mówi tak: „być może będzie się ksiądz ze mnie śmiał, ale coś muszę powiedzieć. Jak to jest, że wiedziałem co jest bez sensu w moim życiu, a jednak w zaparte szedłem właśnie w to i skutkiem tego jest ściana… Brnąc w bezsens wszedłem w pornografię. Chciałem pustkę wypełnić czymś przyjemnym, a mam tyle, jest jeszcze gorzej. Rekolekcje poprzez adorację Jezusa ze Słowem Bożym pokazały mi, że sensem życia jest to, że jestem człowiekiem i żyję dlatego, że Pan Bóg mnie kocha i od wieków obdarzył mnie powołaniem do wspólnoty z Nim. Dlatego dopiero teraz odczułem na sto procent, że w kapłaństwie jest moja droga zbawiania. To ma sens”. Kiedy patrzyłem na błysk w oczach tego mężczyzny, dostrzegłem prawdziwe szczęście, które trudno wyrazić w słowach. Pokazało mi to, że można „topić smutki” w różnych sztucznych rajach pozornie sensownych, a pogłębiających egzystencjalną pustkę, która stała się schorzeniem XXI wieku. „Tylko wtedy, gdy żyję sensem wpisanym przez Boga w serce mojego życia, mogę o sobie powiedzieć, ze naprawdę żyję; w przeciwnym razie jestem martwy – wyznaje o. H. Alphonso. W wydanej kilka tygodni temu książce Viktora Frankla pt. „Gdy życie zdaje się nie mieć sensu”, która jest spisem jego wykładów, autor snuje głęboką refleksję: „Nie ma sytuacji, w której życie nie przyniosłoby nam możliwości sensu, jak również nie ma osoby, dla której życie nie miałoby w zanadrzu jakiegoś zadania. Możliwość spełnienia sensu jest za każdym razem unikalna, a osoba, która może ją zrealizować, jest wyjątkowa w każdym przypadku”. „Żyje we mnie Chrystus” (por. Ga 2,20) – to odkrycie św. Pawła musi się stać moim. Jednak jest ono procesem, u jednych dłuższym, a u drugich krótszym. Trzeba poznawać siebie i mieć wobec siebie cierpliwość. Dotknięcie miłości Jezusa wyzwala odpowiedź wejścia na drogę bycia Jego uczniem. A uczeń kocha swego Pana. Bez miłości Boga nie ma rozeznawania powołania. Ponieważ bez miłości nic nie ma sensu, a przede wszystkim religijność. Staje się ona wtedy improwizacją kultu, którą nazywamy zabobonem.

Kryzys wychowawców, a nie powołań

To, że dzisiaj brakuje wychowawców jest gorzką prawdą. Umiejmy nazywać rzeczy po imieniu. Przecież nie chodzi o wzajemne oskarżanie, ale o to, że tylko „prawda wyzwala” (por. J 8,32). Żeby podać lekarstwo, trzeba uznać chorobę. Zgadzam się w stu procentach z doświadczonym wychowawcą i formatorem, o. Amedeo Cencinim, który podczas jednej z sesji w Centrum Formacji Duchowej salwatorianów w Krakowie mówił, że „jakakolwiek forma duszpasterstwa, jeśli nie jest powołaniowa, nie jest chrześcijańska”. W dokumencie Nowe powołania dla nowej Europy są jeszcze mocniejsze słowa określające takie duszpasterstwo jako „nieskuteczną hipotezę roboczą”. Można szukać wielu przyczyn braku powołań do małżeństwa i kapłaństwa, jednak prawdą jest że „kryzys powołaniowy to wielki kryzys duszpasterstwa, a ponadto brak wychowawców” (o. A. Cencini). Łacińskie słowo „wychowywać” – educere – oznacza „wydobywać na zewnątrz”. Chodzi tutaj o wydobywanie prawdy o osobie; kim jestem, do czego zdążam, jaki jest sens mojego życia. Dlatego też proces seminaryjnej formacji powinien być poprzedzony wychowaniem. Jeśli nie, to następuje deformacja. „Gdy zajął z nimi miejsce u stołu. Wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go” (Łk 23, 30-31). Ojciec Cencini nazywa ten moment „oświeceniem powołaniowym”. Chodzi o moment, w którym młodemu człowiekowi proponuje się pewną formę życia, w której rozpoznaje on swoją tożsamość, powołanie. Decyzja należy oczywiście zawsze do osoby, której towarzyszymy. Rozeznać powołanie można tylko wtedy, gdy rozpoznaje się je w dzieleniu się sobą, rozdawaniu siebie. Inaczej rozeznanie staje się kłamliwe, fałszywe. „Rozeznawanie jest sztuką odczytywania, w jakim kierunku prowadzą pragnienia serca, abyśmy nie pozwolili się uwieść przez to, co prowadzi tam, gdzie nie chcielibyśmy nigdy dojść” (o. S. Fausti). Na tej drodze jest wiele trudności, które trzeba wpisać w rozeznawanie. Mówił o tym św. Ignacy z Loyoli: „Tam, gdzie napotyka się na liczne przeszkody, można zazwyczaj spodziewać się większych owoców”. Świadomość możliwych kryzysów, zniechęceń, które mogą towarzyszyć w przyszłości, jest ważna. „Wybór powołania nie zwalnia z trudu jego realizowania. Człowiek powinien być gotowy na przeżycia rezygnacji, niechęci, rozczarowania” (ks. Z. Kroplewski).

Świadomość kapłańskiej tożsamości

W jednym z wywiadów abp Adrian Galbas opowiadał, że podczas wizytacji kanonicznej poszedł do szkoły na zaplanowane wcześniej spotkanie. Gdy stanął w drzwiach szkoły, grupa uczniów zaczęła przed nim uciekać. Kiedy doszli do ściany, Arcybiskup zapytał dlaczego uciekli? A oni: „bo nie wiemy kim pan jest”… To bardzo dobry przykład – mówiąc kolokwialnie – gdzie jest „pies pogrzebany”. Skąd mają się brać powołania, jak większość nie wie kim jest ksiądz. „Nie wiemy kim pan jest” – dlatego wielu ma ogromny dystans. Czy ksiądz jest dzisiaj kojarzony z modlitwą, adoracją i wyjaśnianiem Słowa Bożego? Czy tylko z retuszem plebani i parafialnego cmentarza, co też jest ważne, ale na dobrą sprawę w posłudze kapłańskiej bez większego znaczenia. Miał rację abp Fulton Sheen kiedy powiedział, że „powołania do kapłaństwa rodzą się w zakrystii”. Trzeba by dodać: „gdy tam widzą kim jest ksiądz”. A ksiądz najbardziej jest księdzem na klęczniku. Bez tego akcje i akcyjki nie przyniosą większych korzyści. „Siejecie wiele, lecz plon macie lichy” (Ag 1,5). Moc powołaniową ma Słowo Boże. Nie my. Na ile kapłan jest zanurzony w Słowie Boga, na tyle jego działanie duszpasterskie jest powołaniowe. W to musimy na nowo uwierzyć, a wtedy zobaczymy nowe powołania dla nowej epoki. „Zarzućcie sieć po prawej stronie łodzi, a znajdziecie” (J 21,6a). Obietnica spełnia się tylko wtedy, gdy człowiek uwierzy na Słowo Pana i podejmie ryzyko czynienia tak, jak chce Jezus, inaczej niż do tej pory. Kapłan ma żyć przede wszystkim tym, do czego został wyświęcony – do sprawowania Najświętszej Ofiary, modlitwy i posługi sakramentalnej – ma żyć Bogiem! Jeśli wszystko będzie na właściwym miejscu, to jego życie wyda plon obfity, chociażby w postaci kolejnych powołań do kapłaństwa. Mówienie, że trzeba dzisiaj poszukiwać duchowości księdza diecezjalnego jest absurdem ośmieszającym istotę kapłaństwa. Trzeba żyć Chrystusem, wtedy nie będzie problemów z określeniem własnej tożsamości.

Jeden z kapłanów wyświęconych w 2022 roku na obrazku prymicyjnym wypisał modlitwę za siebie, która mnie ujęła, bo oddaje to, kim jesteśmy. Napisał tak: „O Jezu, wiekuisty Kapłanie, zachowaj księdza N. w opiece Twojego Najświętszego Serca, gdzie nikt mu nie może zaszkodzić. Zachowaj nieskalanymi jego namaszczone dłonie, które codziennie dotykają Twojego świętego Ciała. Zachowaj czystymi jego wargi, które zraszane są Twoją Najdroższą Krwią. Zachowaj czystym jego serce, naznaczone pieczęcią Twojego Kapłaństwa. Spraw, aby wzrastał w miłości i wierności Tobie, chroń go przed zepsuciem i skażeniem tego świata”. Oby tak było w naszym życiu, aby ci, którym towarzyszymy widzieli w nas Oblicze Jezusa Chrystusa, który pociąga nas ku Sobie dając życie wieczne.

Ks. dr Tomasz Rąpała – rekolekcjonista CFR diecezji tarnowskiej „Arka” w Gródku nad Dunajcem. Pełnił posługę wikariusza w czterech parafiach a następnie ojca duchownego w WSD w Tarnowie. Współpracuje z CFD salwatorianów w Krakowie. Uczestnik warsztatów egzegetyczno – archeologicznych w Jerozolimie, Palestynie i wyspie Patmos rzeszowskiej szkoły biblijnej DABAR oraz seminarium kierowników duchowych w pustelni san Giorgio benedyktynów kamedułów w Rocca di Garda.

piop

Wyzwania w czasie upadku wiary

Od wielu lat odkrywam świętego Ojca Pio. A on daje się odkrywać. I za to mu dziękuję! Odkrywam go najpierw w modlitwie, kiedy trwam przy Jezusie Chrystusie w Najświętszym Sakramencie, kiedy Go adoruję a także czytając Biblię. Cieszę się, że moją pracę doktorską mogłem poświęcić temu człowiekowi, którego Bóg wybrał na trudne czasy, abyśmy odczuli promień wielkiej nadziei i koncentrowali się na Jezusie, który zawsze jest z nami.

Francesco Forgione od najmłodszych lat pozwolił kształtować się Jezusowi, któremu zaufał do końca, na przepadłe. Kochał Go ponad wszystko i wszystkich. Dlatego mógł się Nim autentycznie dzielić i roznosić woń Jego obecności po całym świecie. A przecież fizycznie nie był wszędzie. Ale taka jest świętość. Dla niej nie ma ograniczeń prędkości i odległości. Duch wieje gdzie chce (por. J 3,8). I posyła swoich uczniów, którzy znają Jezusa ze spotkania, nie zaś z teorii. Teoria nie przekona do osoby Chrystusa.

Przyszło nam żyć w „ciekawych czasach”. To chińskie przekleństwo stało i staje się realne. Eliminowanie Boga pod płaszczem wygładzonych słów kreatorów nowych ideologii są intelektualnym haszyszem zatruwającym umysły ludzi o słabej wierze sprowadzonej do zabobonów albo ludowych przepowiedni. Mamy dzisiaj do czynienia z powszechnym odejściem od Trójjedynego Boga i zastępowaniem Go własnymi „ewangeliami” w tonach europejskiego dyktatu demonicznych struktur władzy przesiąkniętych nihilizmem, materializmem i seksizmem. Każdy, kto stawia opór takiemu obrotowi spraw jest społecznie ekskomunikowany. Bezbożnictwo wnika jak dym w nasze społeczeństwo, jeszcze niedawno katolickie. Oby Kościół jaśniał w tym zamęcie jako „znak jedności i narzędzie pokoju” (V Modlitwa Eucharystyczna).

„To, co było, jest tym, co będzie, a to, co się stało, jest tym, co znowu się stanie: więc nic zgoła dziwnego pod słońcem” (Koh 1,9). Te słowa mędrca z księgi Koheleta dobrze oddają to, co było, co jest i co nastąpi. Piękne jest to, że ludzie, którzy pokochali Chrystusa widzą więcej i są znakami nadziei. Tylko wiara widzi. Wiara w miłości. Przecież wielu ogląda grób Jezusa, ale wierzy TYLKO ten, kto kocha!

Ojciec Pio w Liście do swojego kierownika duchowego ojca Benedykta, z dnia 2 września 1911 r. napisał z bólem: „Jak bardzo cierpię, Ojcze, kiedy widzę, że Pan Jezus nie tylko nie jest czczony przez ludzi, ale i to jest gorsze, znieważany przede wszystkim tymi strasznymi bluźnierstwami. Wolałbym umrzeć albo przynajmniej stać się głuchy, niż słuchać tak wielu zniewag wyrządzonych Panu Bogu przez ludzi”. Słowa te świadczą o relacji, zażyłej więzi, jaką ojciec Pio miał z Panem Jezusem. Pragną tego, czego Jezus. Będąc w nim zatopionym, wprowadzał tysiące ludzi w relację z Chrystusem, która dawała życie. I tak jest do dnia dzisiejszego. Pio nigdy nie koncentrował na sobie. A tych, którzy za bardzo „zapatrywali” się w niego, mocno upominał. Miał żywą swiadomość celu swej kapłańskiej misji. Jego misją stał się Chrystus. I w tym waśnie jest świadkiem a przez to przykładem dla wszystkich kapłanów. Coraz częściej słyszymy o kryzysie kapłaństwa. To błędne pojęcie. Nie kryzys kapłaństwa, ale kryzys powołanych do kapłaństwa, czego źródłem jest brak żywej wiary. Ksiądz, który się modli nie ma kryzysu. Może przeżywać trudne chwile w powołaniu, ale je przeżywa, a nie zatrzymuje się na nich. Wiara to Jezus w centrum. A to zależy od konkretnego człowieka, kogo lub co ustawi w centrum. Decyzje podejmuje człowiek, nie Pan Bóg. Nasze myśli krążą zawsze wokół celu. Jaki cel, takie życie. Jakie wybory, taki kształt powołania. Dlatego ojciec Pio jest nie tylko znakiem Jezusa, ale prawdziwym kontynuatorem Jego misji. Żył jak Jezus, kochał jak Jezus, troszczył się o ludzi jak Jezus. Autentyczne świadectwo życia przyciąga tłumy, ale nie do siebie, do CELU, jakim jest Jezus. Może w takich kategoriach byłoby warto zastanowić się dzisiaj nad szybko zmniejszającą się liczbą powołań. Nie ma kryzysu powołań. Jest natomiast bardzo poważny kryzys wiary jako relacji z Bogiem. A bez wiary nie ma rozeznania powołania, jest natomiast wtedy na pierwszym miejscu pragnienie realizacji własnych potrzeb (które są ważne, ale nie najważniejsze). To wszystko pokazuje do czego doszliśmy. Można się tylko dziwić, że mając wielkich świętych jak choćby ojciec Pio z Pietrelciny, zdążamy dzisiaj w taką pustkę, w której za religijnością nie stoi już wiara, ale statystyka. Tyle, że Pana Boga nie interesują statystyki, ale serce człowieka. A my jesteśmy po to, żeby widzieć więcej i nie powielać pustki, ale tą czarną dziurę duchowego wszechświata wypełniać pełnią prawdy, którą jest ukrzyżowany i Zmartwychwstały Jezus Chrystus, nasz Pan.

Ks. dr Tomasz Rąpała – rekolekcjonista CFR diecezji tarnowskiej „Arka” w Gródku nad Dunajcem. Pełnił posługę wikariusza w czterech parafiach a następnie ojca duchownego w WSD w Tarnowie. Współpracuje z CFD salwatorianów w Krakowie. Uczestnik warsztatów egzegetyczno – archeologicznych w Jerozolimie, Palestynie i wyspie Patmos rzeszowskiej szkoły biblijnej DABAR oraz seminarium kierowników duchowych w pustelni benedyktynów kamedułów w Rocca di Garda.

21.04.24fs (2)

Adoracja Pana Jezusa stylem życia – ks. Tomasz Rąpała

Jestem szczęśliwym księdzem. Nie było nigdy momentu, w którym żałowałbym podjętej decyzji wejścia na drogę powołania kapłańskiego. Relacja z Panem Jezusem umacnia mnie w doświadczeniu, że w momencie podjęcia decyzji powołanie się odsłania. W sercu Boga było ono od zawsze. Wielką łaską jest zatem wypełnianie woli Bożej. Zawdzięczam to adoracji Jezusa Chrystusa od wczesnej młodości. Pochodzę z parafii w Nowym Sączu, gdzie Pan Jezus jest wystawiony w Najświętszym Sakramencie w ciągu dnia. Pociągał mnie ku sobie coraz bardziej, delikatnie i stanowczo. To tam, w modlitwie w ciszy najwięcej się dokonało i tak jest do dziś. W adoracji dokonuje się najwięcej w naszym życiu, w życiu Kościoła. Dlatego, wiem też i wierzę, że jeśli człowiek ma być człowiekiem, ksiądz księdzem, matka matką a ojciec ojcem – to adoracja Jezusa w Hostii jest „błogosławioną koniecznością”, a nie luksusem „kiedy znajdę na to czas”. Bo kto komu ofiarowuje czas? Bóg nam czy my Bogu? Kto jest panem czasu? Trzeba być hojnym, nie odliczać czasu, a wtedy poddajemy się wychowaniu i formacji Jezusowi Chrystusowi, który nas kocha i zawsze na nas czeka! Ma dla nas czas.

Bywa, że uczę się od najmłodszych. Prowadziłem niedawno rekolekcje dla kandydatów do sakramentu bierzmowania. Uderzyła mnie postawa jednego z uczestników. Ponieważ przyjechali z kilku parafii, na początku rekolekcji była integracja. Każdy z nich miał powiedzieć kilka zdań o sobie. Zaskakiwali, jak to młodzi,  raz po raz. Np. jedna dziewczyna siedząc ramię w ramię z koleżankami powiedziała, że nienawidzi ludzi. Inni dzielili się tym, że najbardziej lubią energetyki, a inni że nie lubią marchwi. A jeden z chłopców mówi tak: „kocham swoją rodzinę, jestem ministrantem, kocham Boga”. Zapadła na chwilę cisza. Kolejka biegła dalej. To wyznanie młodego chłopca pozostało w moich uszach do dzisiaj. KOCHAM BOGA. Dla niego było to zwyczajne, proste. A mi brzmi w sercu do dzisiaj. Dlaczego? Kiedy zakończyliśmy Mszę Świętą następnego dnia, klęczałem w ławce na dziękczynienie, on wychodzi z zakrystii, klęka przed Tabernakulum, skłonił się do samej ziemi, tak trwał przez kilka sekund, przeżegnał się i poszedł. Arcydzieło Ducha Świętego! Obraz piękniejszy niż w najlepszej galerii. Arcydzieło Ducha Świętego. Dowiedziałem się skąd zatem moc krótkiego świadectwa tego młodego chłopca. Okazało się potem, że adorują z całą rodziną… Styl życia. Jezus formuje od wewnątrz w codzienności, bo Bóg kocha naszą codzienność. Tam się realizuje wiara jako relacja z Jezusem, jako zażyła więź. Coraz bardziej dostrzegam prawdziwość słów, które przeczytałem jeszcze w Seminarium –  kard. Jean’a Danielou, powiedział, że „miasto, które nie adoruje Boga, staje się miastem nieludzkim”, bo przecież człowiek staje się tym, na co patrzy. Jeśli jesteśmy zdekoncentrowani, stajemy się niezadowoleni, smutni, powierzamy się lękom, a nie miłości Boga. Adoracja przywraca CENTRUM życia, sens życia. Człowiek nie potrafi wyprodukować sensu przez to, co robi, kim jest. Sens może być nadany, jest poza życiem. My nie jesteśmy „producentami” sensu. Wiktor Frankl, profesor psychiatrii i neurologii, który przeżył cztery obozy koncentracyjne w tym Auschwitz, mówił że „współczesny człowiek ma za co żyć, ale nie ma po co żyć. Ma środki, ale nie ma sensu”. Mawiał, że nie jesteśmy stworzeni do szczęścia , ale do sensu. Przychodzimy na adorację, jakby oddalając się od świata, „tracąc” siebie, by adorować Wcielony SENS-SŁOWO, który stał się ciałem i nadaje sens naszemu życiu. Św. Jan od Krzyża powiedział, że w tym jednym SŁOWIE – JEZUS, Bóg powiedział wszystko naraz i nic już nie ma nam więcej do powiedzenia. Piękne zdanie. Prawdziwe. Jakże sensowne! Odkrywamy to jeśli słuchamy Słowa Wcielonego w ciszy, oddychamy Sensem. Wtedy w codzienności życia nie powierzamy się lękom, burzom, kryzysom, ale Jezusowi w tych lękach, burzach i kryzysach, bo Jezus „nie zbawia od krzyża, ale na krzyżu” (D. Bonhoffer). Zmarły kilka dni temu opat prymas benedyktynów – o. Notker Wolf mawiał, że „życie jest i pozostanie ryzykiem”. I to prawda. Trzeba być szaleńcem, żeby takie ryzyko podejmować adorując życie będące ryzykiem, a nie Dawcę życia!

Pan Jezus mówi tak: „Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał a on ze Mną” (Ap 3,20). Te słowa usłyszałem szczególnie wyraźnie podczas rekolekcji na wyspie Patmos. Przejmujący jest ten obraz Pana Jezusa stukającego do drzwi. To stukanie jest coraz mniej słyszalne w świecie hałasu, świecie napuszonym materializmem, hedonizmem i – jak mawiał ks. Grzywocz – „czasem bez czasu”. To pukanie słyszą nieliczni, szczególnie pewnie w takich miejscach, gdzie adoracja trwa dzień i noc. Tu, gdzie otwiera się drzwi Jezusowi, otwiera się człowiek na drugiego człowieka. Ileż uratowanych małżeństw dzięki adoracji, ileż letniego kapłaństwa zmienionego w gorące duszpasterstwo bez aktywizmu, ale  pełne ewangelicznej mądrości! Ileż ludzi o rozpalonych sercach budujących życie na zgliszczach szczęścia. Oni dobrze wiedzą, że to nie jest łatwe, bo adoracja nie jest łatwą modlitwą. W ciszy, przed Jezusem, trzeba też spotkać się z sobą, nawiązać kontakt z sercem i nie „mielić” własnych myśli, pozwalać im przepływać zanurzając się samemu w obecność Jezusa. Pan Jezus pokazuje nam także nasz grzech, nasze niewierności, braku miłości i brak słuchania Boga; pokazuje te punkty, w których staliśmy się połowiczni w miłości, powołaniu, czystości, ubóstwie, posłuszeństwie, modlitwie… Podczas adoracji może także pojawić się ból, ale trzeba wiedzieć, że nie boli obecność Jezusa w Słowie czy sakramencie, ale boli nasza rana. Jezus jest Dobrą Nowiną o nas i do nas. Leczy rany. Kiedy jesteśmy z Nim to widzimy więcej i On daje nam lekarstwo: swoje przebaczenie. Jego obecność jest obecnością oczekującą naszej miłości, która wyraża się przez to, że jesteśmy z Nim. Stoi u drzwi naszych serc, a potem domów, zakładów pracy, szkół. Jeśli my adorujemy Jezusa w Hostii, zanosimy Go po cichu tam, gdzie żyjemy. I potem wystarczy „Kocham Boga” i to stawia innym pytania. Mało tego, my stajemy się pytaniem dla innych, dla tych najbardziej oddalonych. Kard. Joseph Ratzinger mówił, że jeśli człowiek żyje naprawdę Słowem Bożym, to wtedy staje się być może jedyną biblią, którą ktoś w życiu przeczyta, kiedy go spotka, bo właściwej księgi może nigdy nie otworzy. To samo dotyczy czytania i słuchania Wcielonego Słowa w adoracji Najświętszego Sakramentu. Zmieniamy się, my tego nie widzimy, ale inni mogą widzieć. Owoce nie należą do nas. Mamy zajmować się Jezusem a On zajmie się nami.

Otworzyć drzwi może ten, kto czuwa. Adoracja Jezusa uczy nas koncentracji na Nim i czuwania. „Życie jest i pozostanie ryzykiem”, dlatego trzeba być czujnym. Kiedy będziemy roztargnieni i płytcy, bez Centrum, bez Sensu – nie będziemy czujni. Kiedy uważamy, że wszystko wiemy i na wszystkim się znamy, to przestajemy być czujni. Adoracja Jezusa sprawia, że serce staje wrażliwe, bo jest słuchające bardziej Boga  niż ludzi (por. Dz 5,29). Życie jest czuwaniem pośród radości i łez bólu. On zna każdą naszą łzę, każde cierpienie, każdy ból. To szczególnie podczas adoracji Pana Jezusa wzruszają mnie słowa Psalmu 56: „Ty zapisałeś moje życie tułacze; przechowałeś Ty łzy moje w swoim bukłaku: czyż nie są zapisane w Twej księdze?” (w.9). Tak, Pan Bóg ma swoje „archiwa ludzkich łez”… Zna każdą z nich. Ociera nasze codzienne łzy podczas adoracji Jego obecności i miłości.

Nasz Pan Jezus Chrystus, który JEST z nami i puka do drzwi naszych serc przychodzi i wzywa do przemiany życia, do nawrócenia. Prosi, żeby Go przyjąć, żebyśmy Go kochali. Nasze nawrócenie jest konieczne, żeby żyjąc stylem adoracyjnym w codzienności zapraszać innych na tę drogę – najbardziej sensowną i najpiękniejszą. Nie uzdrawiają konferencje, synody czy dyskusje – choć są potrzebne – ale uzdrowienie jest z życia życiem Chrystusa, byciu z Nim, stawaniu po stronie Jego myślenia. Trzeba mieć dużo cierpliwości, której uczymy się na adoracji od Pana Jezusa – cierpliwego i pokornego. Jego cicha obecność ma w sobie moc zmiany życia. „Panie powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja” – mówimy przed samą Komunią Świętą. I wiemy Kogo przyjmujemy, jeśli wcześniej adorowaliśmy, bo w tym jednym SŁOWIE jest wszystko czego potrzebujemy i oczekujemy. Dlatego gdy adorujemy Jezusa, jesteśmy zawsze na swoim miejscu, bo życie ma sens! Choć jest i zawsze będzie ryzykiem… I w tym ryzyku człowiek adorujący widzi, co w życiu liczy się najbardziej. Ono jest zbyt wielkim darem, żeby przeżyć je nieludzko! Nieludzki człowiek rani innych, a takie rany nieludzko bolą; nieludzkie słowa nieludzko bolą, nieludzki dotyk nieludzko boli… Dzisiaj jest dużo ran i będzie ich coraz więcej. Ranimy siebie, ranimy innych, ranimy Kościół, ranimy Ojczyznę. Tym bardziej potrzeba parafii z nieustanną adoracją, gdzie tak wielu ludzi usłyszało GŁOS Pana Jezusa i ciągle go słyszy, i otwierają drzwi, a On wchodzi i JEST. A jeśli On jest to i my jesteśmy!

Na koniec jedna historia. Kiedy wracałem z Rzymu, z pogrzebu nieodżałowanej pamięci papieża Benedykta XVI, przeczytałem o Nim ciekawą rzecz. Otóż, kiedy wykładał teologię, jako młody profesor gromadząc na nich niezliczone tłumy, dziennikarka zapytała pewnego dnia panią Elisabeth Anthofer, sekretarkę swego Profesora, co ją najbardziej u prof. Ratzingera uderza, a ona chwilę pomyślała, a potem powiedziała: „szacunek w jego głosie przy wymawianiu imienia Jezus”. Piękne! Ten szacunek wziął się z setek godzin adoracji, klęczenia tego wielkiego Teologa, w miłości do Boga. I tak, też jest z nami. JEZUS… KOCHAM BOGA… To owoc adoracji w zwyczajnej codzienności ludzkich spraw.

Najpiękniejszym zdaniem, jakie znam na temat wiary, jest właśnie wypowiedziane przez Benedykta XVI. Nim żyję. „Wierzyć to nic innego, jak w nocy świata dotknąć ręki Boga, i tak – w ciszy –  słuchać słowa i dostrzec miłość” (Watykan, 23. 02. 2013 r.).

Jesteśmy w dobrych rękach Boga! I niech tak na zawsze pozostanie, tu i w wieczności!

Ks. dr Tomasz Rąpała – rekolekcjonista CFR diecezji tarnowskiej „Arka” w Gródku nad Dunajcem. Pełnił posługę wikariusza a następnie ojca duchownego w WSD w Tarnowie. Współpracuje z CFD salwatorianów w Krakowie. Uczestnik warsztatów egzegetyczno – archeologicznych w Jerozolimie, Palestynie i wyspie Patmos rzeszowskiej szkoły biblijnej DABAR oraz seminarium kierowników duchowych w pustelni benedyktynów kamedułów w Rocca di Garda.

Jamna - 3.03..24fs

Refleksja na III Niedzielę Wielkiego Postu

Słowo Boże kolejnej niedzieli uświadamia nam, że fundamentem wiary jako RELACJI z Panem Bogiem jest słuchanie Jego Słowa, Prawa (Dekalog). Bóg walczy o serce każdego człowieka. Serce jest ośrodkiem słuchu, myśli, uczuć i decyzji. Jakie decyzje, takie życie. „JA JESTEM TWOIM BOGIEM”…

Bóg wyprowadził Lud z Egiptu, ale o wiele trudniej jest Mu wyprowadzić Egipt z ich serc. Historia się powtarza. Każdy z nas musi dbać o swoje serce, żeby nie ulec chorobom, które je trawią i sprawiają, że miejsce Boga zajmują bożki. Dobrze wiemy, że człowiek może ze wszystkiego zrobić bożka. Wtedy życie staje się smutne i zgorzkniałe. Owocem Ducha jest radość, gorzkim owocem złego ducha jest smutek. Po smutku ich poznacie…

Pan Jezus oczyszcza świątynię. Czyni to bardzo stanowczo i konkretnie. Pokazuje ludziom, że zbawiania nie można kupić, a modlitwa to nie handel. Przypominają się tutaj słowa Benedykta XVI: „Jezus, który byłby w zgodzie ze wszystkim i ze wszystkimi, Jezus bez swojego świętego gniewu, bez twardości prawdy i prawdziwej miłości, nie jest prawdziwym Jezusem jak Go przedstawia Pismo Święte, lecz Jego żałosną karykaturą”. Warto w kontekście dzisiejszego SŁOWA uświadomić sobie, że rozpowszechniające się „pluszowe chrześcijaństwo” bez wymagań, miłe i tak słodkie, że aż mdli nie ma nic wspólnego z Kościołem Chrystusowym, wspólnotą wiary. Dzisiejsze rozwodnienie Ewangelii, światowość w Kościele jest powodem jego „tu i tam” upadku. Pan Jezus uświadamia, że Jego Ciało jest świątynią Boga, Ciało, które zawieszone na KRZYŻU będzie ŻYWE. Dlatego tylko ON daje prawdziwe życie. Poznajemy je po Jezusowych Ranach!

Niech czas Wielkiego Postu będzie dla nas powodem radykalnej decyzji zmiany myślenia (nawrócenia!), byśmy w czasach degradacji wiary, upodlenia moralnego człowieka, stawali się światłem Chrystusa szczególnie dla tych, którzy błądzą. ODWAGI!

Ks. dr Tomasz Rąpała – rekolekcjonista CFR ARKA w Gródku nad Dunajcem.

adoracja

Rekolekcje. Krótka historia i ich konieczność – ks. Tomasz Rąpała

„Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam. Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim” (1J 4,16).

Wielki Post jest czasem szczególnym, z tego tytułu, że wiele zależy od osobistego przygotowania się do doświadczenia Paschy Jezusa Chrystusa, do Świąt Wielkanocnych. Jedną z form są rekolekcje, które pozwalają na bardziej intensywne niż w codzienności wsłuchiwanie się w Słowo Boże, żeby w jego świetle zobaczyć realizm codzienności. Jakie słuchanie sercem, takie widzenie rzeczywistości.

Chciałbym, żebyśmy zatrzymali się na chwilę nad tym czym są rekolekcje (ich historii), następnie po co one są i wreszcie na co zwracać uwagę kiedy już w nich uczestniczymy.

Rekolekcje powinny trwać co najmniej trzy dni, natomiast dni skupienia od kilku godzin do najwyżej trzech dni. Rekolekcje obejmują zagadnienia dogmatyczno-moralno-duchowe. U ich podstaw stoi zawsze Słowo Boże, bowiem tylko w jego świetle możemy realnie widzieć naszą codzienność i jej cel, sens.. Ciekawe, na co zwraca uwagę ks. prof. Marek Chmielewski, że tylko w języku polskim jest rozróżnienie pomiędzy rekolekcjami a dniami skupienia. Można je odprawiać indywidualnie lub grupowo, samodzielnie albo pod czyimś kierownictwem.

Trochę historii

Rekolekcje i dni skupienia odprawiane przez wiernych, które były przeprowadzane regularnie sięgają XVI wieku. Miesięczne dni skupienie były początkowo formą ascezy zakonnej potem weszły do formacji kapłańskiej. Są dokumenty Piusa XII, Piusa X, Piusa XI, Pawła VI, Jana Pawła II. Na ten temat mówił także Benedykt XVI i Franciszek. Kiedy natomiast poznajemy teologię rekolekcji to ich początek upatrujemy w czasach biblijnych. Jaka jest zatem biblijna geneza rekolekcji? Otóż, prototypem rekolekcji i dni skupienia we współczesnym rozumieniu są praktyki pobożne, jakie uprawiali na pustyni w grotach skalnych patriarchowie i prorocy Starego Testamentu. Za pierwszą figurę szeroko rozumianych rekolekcji można uznać wyjście Abrahama z rodzinnych stron w nieznane, aby doświadczyć Boga (por. Rdz 12, 1-8). Kolejną postacią jest Mojżesz, który często przebywa na pustkowiu, jego przebywanie poza obozem w Namiocie Spotkania, gdzie rozmawiał z Bogiem. Natomiast teologicznym modelem współczesnych rekolekcji jest opis przebiegu zawarcia przymierza pomiędzy Bogiem a Izraelem na Synaju. Także prorok Eliasz ze swoją burzliwą historią życia i słynną sytuacją na Horebie, gdzie w „szmerze łagodnego powiewu” doświadcza bliskości Boga (por. 1 Krl 19,12-13). Mamy tutaj trzy elementy, które powinniśmy odnaleźć w każdych rekolekcjach:
a. Czterdziestodniowa wędrówka przez pustynię na górę Horeb – to symbol naszego życia.
b. Doświadczenie bliskości Boga, spotkanie z Nim, rozmowa.
c. Przyjęcie na nowo misji proroka.

Ks. prof. Marek Chmielewski zauważa, iż mamy tutaj pokazane etapy rekolekcji: pochylenie się nad życiem w świetle Słowa, spotkanie z Bogiem i umocnienie w powołaniu. Inną postacią będącą prawzorem rekolekcji to św. Jan Chrzciciel. Młodość spędził na pustyni, pokutował i modlił się (por. Mt 3, 1-5). Natomiast najbardziej zobowiązującym przykładem jest Jezus Chrystus. Trzydzieści lat życia ukrytego, czterdzieści dni pustyni, potem dopiero publiczna działalność. Odsyłam tutaj do bardzo dobrej książki Ks. Andrzeja Muszali pt. „Jak modlił się Jezus”. Warto zanurzyć się w stylu życia Jezusa, który często modlił się, nawiązując głęboką relację z Ojcem. Nie może przejść obok wobec postawy Apostołów, którzy po wniebowstąpieniu Jezusa czekają na zesłanie Ducha Pocieszyciela i razem z Maryją spędzili dziesięć dni w Wieczerniku na jednomyślnej i wytrwałej modlitwie (por. Dz 2, 12-14). Można zatem powiedzieć, że te „rekolekcje” przygotowały ich do odważnego głoszenia kerygmatu o zmartwychwstaniu Jezusa. Potem wybrano Macieja w miejsce Judasza (por. Dz 2, 15-26).

I tak praktyka skupienia, słuchania rozprzestrzeniała się w Kościele. Pojawiali się pustelnicy, głosiciele, do których ludzie przychodzili po słowo mądrości, aby oświetliło ich problemy i trudy życia. „Rekordzistą” był św. Szymon Słupnik Młodszy (+595 r.), który spędził na słupie 68 lat głosząc nauki.

Kamieniem milowym rozwoju praktyk rekolekcyjnych były ćwiczenia duchowe, które opracował św. Ignacy z Loyoli (+1556 r.). Warto zauważyć, że św. Siostra Faustyna wspomina w Dzienniczku około stu razy o swoich rekolekcjach i dniach skupienia. Trudno nie wspomnieć Ks. Franciszka Blachnickiego, który zapoczątkował 15-dniowe rekolekcje oazowe, które wychowały tysiące ludzi i pomogły niezliczonej ilości osób rozeznać życiowe powołanie.

Widzimy zatem, że rekolekcje wyrastają nie z doktryny, ale z wielowiekowego doświadczenia wierzących. Chrześcijanin, świecki i duchowny powinien mieć pragnienie wnikania w ten duchowy nurt poznawania Boga i poznawania siebie. Tylko tak można rozeznawać sens istnienia. Tylko Bóg przez Słowo powołuje do misji, która rozpoczyna się od spotkania Boga. Bez spotkania nie ma powołania! Jakie słuchanie takie spotkanie.

Po co rekolekcje?

Z rekolekcji nie możemy oczywiście uczynić celu życia duchowego. Ani one ani nawet modlitwa nie są celem życia duchowego! Są one bardzo ważnym środkiem nawiązywania bliskiej, zażyłej relacji z Chrystusem. W życiu chrześcijańskim nie chodzi tylko o to, żeby naśladować Jezusa, bo to za mało, ale żyć Jego uczuciami, kierować się dążeniami, którymi On się kierował. Rozeznania tego, czego chce Jezus nie dokonamy bez pustyni, bez rekolekcji. Dlatego tak bardzo ważne jest zadbanie o „kulturę” życia duchowego. Świecki czy duchowny, który nie pragnie rekolekcji i nie jest zafascynowany Bogiem, żyje sobą. W dzisiejszym świecie łatwo się zagubić. Kto gubi Boga, gubi siebie. Tacy ludzie tworzą klimat plotek, obmów i oczerniania drugich. Zagłuszanie Słowa Bożego przynosi w życiu gnuśność, niezadowolenie ze wszystkiego. Rekolekcje to czas nasycania się z samego źródła po to, żeby innych do niego prowadzić. Pamiętam jak w pewnej wspólnocie po rekolekcjach ktoś do mnie podchodzi i mówi: „Ojcze, wszyscy się do siebie uśmiechają”. To piękny owoc przemiany serc. Opowiadała kobieta po ośmiodniowych rekolekcjach lectio divina, że po piętnastu latach życiowego dramatu zobaczyła, że kwitną kwiaty, usłyszała śpiew ptaków… Przez te lata – jak wspomina – „byłam jak w grobie”, zupełnie bez życia. Podczas rekolekcji doświadczyła mocy Słowa, Eucharystii i długich adoracji Pana Jezusa. Pamiętam świadectwo kapłana, który opowiadał, że otrzymał nowe życie, sens posługi. Rozważanie Słowa, adoracja stały się odnową. Mam w pamięci wiele osób, którym towarzyszyłem podczas rekolekcji, które z dnia na dzień odzyskiwały siły. To są cuda, które dzisiaj widzimy na własne oczy.

Koncentracja na…

Na Panu Jezusie! Dopóki dajemy formować się Jezusowi, szukamy Go, dotąd życie ma smak! Stracić Jezusa to przestać żyć. Ojciec, matka, kapłan muszą być dzisiaj odważnymi pasterzami w swoim powołaniu, którzy prowadzą innych pewną ręką do Jezusa i z Jezusem. Nie można prowadzić drugiego człowieka z odpowiedzialnością dokądkolwiek… Jan Paweł II pisał w Novo millenio ineunte o „nowym głodzie modlitwy” (nr 33). I ten głód ujawnia się poprzez coraz większe zainteresowanie się rekolekcjami. Zapotrzebowanie na czas „pustyni” jest coraz głębszy.

Na co zwracać uwagę? Życie duchowe ma swoją dynamikę, każdy ma swoje tempo odkrywania bliskości Boga. Na pewno bardzo ważna jest wierność w dbaniu o serce. „Ślepy ślepego prowadzić nie może, bo obaj w dół wpadną” (por. Mt 15,14). Trzeba od siebie wymagać. Jakże ważne jest mieć stałego spowiednika, kierownika duchowego do końca życia.
Podczas rekolekcji trzeba zwrócić uwagę na ciszę. Ona nie jest dla samej siebie. Ale jest to „teren” do słuchania Słowa. Kto nie potrafi milczeć znaczy, że ucieka od siebie, prowadzi taki tryb życia, że przestaje mieć kontakt z sobą i z Bogiem. Kto nie słyszy Boga, nie usłyszy siebie w prawdzie. Rekolekcji nie zaczynamy od słuchania problemów, bo wtedy na nich rekolekcje zakończymy… To nie wynika z naszej złej woli, ale z bezradności. Trzeba zająć się Bogiem, być z NIM. A On zajmie się nami. Uwierzyć, że Bóg najlepiej czyta moje życie; radości i problemy, lęki, frustracje, niepokój. Powierzać to Bogu.

Ważne jest również, żeby umieć wyjść z rekolekcji. One nie są całą naszą duchowością! To jest czas wyjątkowy. Ale „za chwilę” jest codzienność. Bez codzienności popadlibyśmy w jakiś chorobliwy angelizm i spirytualizm, a to jest sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem i zmysłem zdrowej wiary. Jeśli pojawia się lęk w obliczu rozpalonych pragnień podczas rekolekcji oznacza, że popadamy w złe patrzenie na codzienność jako na konkurencję pustyni. A rekolekcje są po to, żeby odważniej i głębiej widzieć codzienność życia. Pan Bóg kocha naszą codzienność i relacja z Nim realizuje się przede wszystkim w niej, pośród zwykłych spraw.

Rekolekcje to łaska dana nam z myślą o codzienności. Pan Bóg podczas rekolekcji daje nam zobaczyć to, czego nie potrafimy zobaczyć w codzienności. Jeśli zasmakujemy pustyni, będziemy jej szukali pośród tego, co powszednie. To właśnie codzienność jest drogą, wezwaniem, żeby żyć „bardziej”, „więcej”. Jeśli chcielibyśmy jednym skokiem, jedną modlitwą, jednymi rekolekcjami osiągnąć „więcej” – to nic z tego nie będzie. Liczy się wierność i stałość.

Zapraszam do Centrum Formacyjno – Rekolekcyjnego ARKA w Gródku nad Dunajcem. Na naszej stronie jest wiele propozycji dla każdego. https://cfr-arka.pl/rekolekcje.html
Zapraszam do dobrego przeżywania rekolekcji parafialnych, do słuchania SERCEM Słowa Bożego. To przynosi wielkie owoce w życiu osób, które noszą w sobie pragnienie Boga a przez to życia pełnego, sensownego.

Ks. dr Tomasz Rąpała – kapłan diecezji tarnowskiej, rekolekcjonista CFR ARKA w Gródku nad Dunajcem, współpracuje z Centrum Formacji Duchowej salwatorianów w Krakowie. Pełnił posługę wikariusza w czterech parafiach a także ojca duchownego w WSD w Tarnowie. Uczestnik warsztatów egzegetyczno-archeologicznych szkoły DABAR (Rzeszów) w Izraelu i Palestynie oraz wyspie Patmos; szkoły kierowników duchowych i rekolekcjonistów w eremie benedyktynów-kamedułów San Giorgio w Rocca di Garda.

BIBLIA nad j.Genezaret

Słowo Boże jest życiem – ks. Tomasz Rąpała

Niedziela Słowa Bożego zainicjowana w 2019 r. przez papieża Franciszka jest dniem – świętem, w którym każdy chrześcijanin powinien zadać sobie pytanie: jakie pytania stawia mu Pan Bóg przez swoje Słowo? Bóg jest bardzo konkretny, przychodzi zawsze na czas, z najbardziej odpowiednim Słowem na dany moment życia. Czy nie spóźniam się w usłyszeniu tego Słowa?

W pewnym momencie mojego kapłańskiego życia postanowiłem, że będę mówił tylko o Jezusie Chrystusie, jakby nikt inny nie istniał. Szczególnie dzisiaj, kiedy Chrystusa nie bierze się pod uwagę nawet podczas niektórych kościelnych dywagacji. A to On jest w centrum naszego życia i trzeba ciągle walczyć o to, żeby Jezus stawał się pierwszy. Nasze serce i umysł jest największym polem walki. Tak, Jezus ma być w centrum, nie tylko we wzniosłych deklaracjach, ale przez konkretne decyzje w prozie codzienności. Czas mija bardzo szybko. Łatwo się pogubić w życiu, jeśli nie wybieramy Boga jako jedynego Pana naszego życia. Życie jest takie, jak słuchamy Słowa Bożego. Taka jest też nasza modlitwa, nasze więzi z ludźmi.  Od przyjmowania Słowa Bożego zależy przeżywanie sakramentów świętych, przynależność do wspólnot parafialnych, zaangażowanie w prawdziwie katolickie wychowanie dzieci. To wszystko ma jedno źródło: SŁUCHANIE SŁOWA BOŻEGO.

Bardzo poruszyły mnie słowa Benedykta XVI, który napisał: „nie istnieje bardziej dobroczynne i miłosierne działanie na rzecz człowieka, niż dzielenie się z nim Ewangelią i wprowadzanie go w relację z Bogiem”. To piękne zdanie niesie ze sobą prawdą naszego chrześcijańskiego powołania, czy jest to małżeństwo, kapłaństwo czy zakonna konsekracja. Miłosiernym jest ten, kto wnosi w środowisko Ewangelię i przez to wprowadza innych w relację z Bogiem! No tak, bo czy można dać komuś coś więcej jak ukazać źródło prawdziwego życia? „Albowiem w Tobie [Panie] jest źródło życia i w Twojej światłości oglądamy światło” (Ps 36,10).

W posłudze rekolekcjonisty coraz częściej słyszę pytanie: „dlaczego dzisiaj tak mało głosi się żywego Słowa?”. Bardzo pocieszające jest w tym wszystkim to, że coraz więcej osób poszukuje rekolekcji biblijnych, podczas których w ciszy mogą w mocy Ducha Świętego „oświetlić” swoją codzienność, często trudną i bolesną. Nie ma piękniejszego widoku, jak zobaczyć łzy szczęścia rekolektanta, które „przemyły” jak wiosenny deszcz widzenie codzienności życia, ale już od strony Boga. Dzisiaj trzeba z odwagą pokazywać ŹRÓDŁO życia, jakim jest Jezus Chrystus obecny w Kościele katolickim. Źródło Prawdy jest tam, gdzie jest. Prawda jest jedna i zadaniem ludzi, którzy nasycają się z tego Źródła jest doprowadzanie innych do niego. Jednak pić tę „wodę Ducha” musi każdy sam. Nie da się za nikogo pić wody. Trudno opowiadać jaki ona ma smak. Kosztować musi każdy sam. A wtedy oczy się otwierają, bo człowiek zaczyna dostrzegać codzienność w świetle Boga. Tylko tak można być świadkiem Pana, wprowadzać innych w relacje z Nim, nie w teorię, ale w doświadczenie! John H. Newman mówił: „Pragnę ludzie świeckich, którzy nie są aroganccy, pochopni w mowie, polemiczni, ale znają swoją religię, wchodzą w nią, wiedzą, gdzie stoją, co posiadają, a czego nie, którzy znają Credo tak dobrze, że potrafią je wyjaśnić, znają historię tak bardzo, że potrafią jej bronić”. Te słowa można odnieść również do duchownych. Szczególnie dzisiaj, gdzie dostrzegamy jak przekaz wiary został spłycony do banałów i tanich frazesów. A potem jesteśmy zdziwieni, że młodzież jest bardziej zainteresowana muzułmańskim sufizmem niż Ewangelią Jezusa Chrystusa.

Najpiękniejsze słowa, jakie do tej pory słyszałem na temat wiary to te, które wypowiedział Benedykt XVI dziękując za przeprowadzone rekolekcje dla Kurii Rzymskiej przez kardynała Gianfranco Ravasiego w 2013 r. Ojciec Święty mówił wtedy: „Wierzyć to nic innego, jak w nocy świata dotknąć ręki Boga, i tak – w ciszy – słuchać Słowa i dostrzec miłość”. Te słowa są bardzo aktualne, we mnie żywe i dynamiczne. Pobudzają mnie do nieustannego słuchania Słowa Jezusa, który przychodzi i pyta o jedno, o miłość. Przecież Jemu zależy na tym, abyśmy Go kochali. Bo w tym jest wszystko, jest nasze być, albo nie być. Na ile dotykamy ręki Boga, takimi jesteśmy kapłanami, żonami, mężami, zakonnikami. Ewangelia jest żywa bo daje życie, zapala światło nawet w największych mrokach naszych życiowych historii. Kiedy zamykamy oczy, żeby nie widzieć drugiego człowieka, wchodzimy w ciemność, izolujemy się, zamieramy. Widzimy wtedy tylko zło i nikczemności. A Jezus mówi: „podnieście oczy i popatrzcie na pola jak bieleją na żniwo” (J 4,35). Wtedy zapala się prawdziwe światło, dostrzegamy sens życia, a w nim także cierpienia i idziemy ku temu Światłu, które nie razi, ale prowadzi. „Bóg nigdy nie uznaje nas za straconych. Nieustannie zachęca nas, abyśmy podnieśli wzrok ku przyszłości pełnej nadziei i obiecuje nam siłę do jej urzeczywistnienia” (Benedykt XVI). Kto ufa Bogu, ten żyje. Tylko Bóg w Trójcy Świętej daje życie, jest Bogiem życia, jest miłośnikiem życia. Nie dajmy sobie wmówić, że jesteśmy niepotrzebni, oderwani od rzeczywistości i że życie nas przerasta. W trudnych czasach wzrastają wielcy ludzie. Wielcy to nie znaczy ci, o których głośno. Wielcy to najczęściej ci, którzy żyją  i działają bez wielkiego halo. Wielcy to ci, którzy dobrze przeżyli cierpienie i idą dalej. Są wiarygodni. Po porostu są. Są i kochają Jezusa, Maryję, Kościół i ludzi. Ich uścisk to uścisk dłoni Boga.

Ks. dr Tomasz Rąpała – rekolekcjonista Centrum Formacyjno Rekolekcyjnego diecezji tarnowskiej ARKA w Gródku nad Dunajcem, współpracuje z Centrum Formacji Duchowej salwatorianów w Krakowie.