IV Niedziela Adwentu – C
„Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta (…) i pozdrowiła Elżbietę.” W kazaniach głoszonych o nawiedzeniu Elżbiety przez Maryję, uzasadniamy zapewne często jej daleką wędrówkę chęcią pomocy jej krewnej, która znajduje się w ciąży, być może już zaawansowanej. Ale czy doświadczona kobieta, jaką była Elżbieta, potrzebowała pomocy młodej dziewczyny? Zapewne miała ona także w pobliżu gotowych ją wspierać swoich krewnych i sąsiadów. Odkryjmy inny motyw wędrówki Maryi do Elżbiety. Otóż Maryja czuje się obdarowana i idzie do Elżbiety, aby podzielić się z nią swoim szczęściem bycia matką Bożego Syna. Tak też odbiera jej przybycie Elżbieta, skoro wydaje okrzyk i mówi: „Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona”.
Przez pryzmat obdarowania Maryi Bożym Synem i jej dzielenia się Nim z Elżbietą, popatrzę na moje kapłaństwo i zobowiązania z nim związane. Jestem jako kapłan wybrany i obdarowany jak nikt inny. Chrystus powołał mnie, abym Jego głosił, Jego „sprowadzał” na ołtarz, Jego podawał ludziom i swoim życiem na co dzień dawał o Nim świadectwo. Te zadania wypływają z mojego bycia obdarowanym, czyli – nawiązując do pozdrowienia Elżbiety – bycia „błogosławionym”. Czy ludzie, którzy na mnie patrzą, mnie słuchają, ze mną przebywają, odczuwają to moje obdarowanie, tzn. obecność Jezusa Chrystusa we mnie?
Maryja idzie „z pośpiechem” do Elżbiety. Łukasz używa tutaj określenia meta spoudes, co zostało właśnie przetłumaczone jako „z pośpiechem”. W listach Nowego Testamentu to słowo jako rzeczownik oznacza „gorliwość wierzących”, a także „żarliwe zatroskanie o kogoś” (Rz 12,8.11; 2 Kor 7,11-12 i inne). Pośpiech Maryi był więc wyrazem jej gorliwości w niesieniu Jezusa do Elżbiety i znakiem troski o jej duchowe dobro. Oto Maryja pokazuje mi motyw i sposób dzielenia się otrzymanym darem. Motyw to moje zatroskanie o duchowe dobro, czyli o rozwój wiary tych, którzy zostali mi powierzeni; aby poznali lepiej i ukochali mocniej Jezusa Chrystusa. A sposób? – powinienem to czynić „z pośpiechem”, tzn. wykorzystywać każdą sytuację, aby nieść Chrystusa do ludzi, nie ociągać się. Taka pokusa ciągle mi zagraża, a wyraża się ona w moim tłumaczeniu się wobec siebie samego: to za trudne dla mnie, to mnie nie dotyczy, niech to inni robią, to i tak nic nie da, itd. Moja „twórczość” w usprawiedliwianiu się jest pewno pokaźna.
Przy takiej postawie odrzucam natchnienia i marnuję sytuacje, w których ktoś czekał na Chrystusa, a ja nie zaniosłem Go do niego na czas. „Pośpiech” duchowy jest to więc wykorzystywanie każdej chwili, aby Jezusowi pozwolić siebie ubogacić i potem podzielić się Nim z drugim człowiekiem.
Ks. dr Roman Stafin – ojciec duchowny kapłanów diecezji tarnowskiej.